Carl Sagan

KONTAKT

Aleksandrze, ktora z koncem tego Milenium osiagnie pelnoletniosc.

Obysmy waszemu pokoleniu zostawili swiat lepszy niz ten, ktory nam dano.

Tlumaczyl: Maciej Boncza

CZESC I

WIADOMOSC

Moje serce drzy jak biedny lisc.

W snach wiruja planety.

Gwiazdy nacieraja na okna.

Obracam sie we snie.

Moje lozko jest ciepla planeta.

MERVIN MERCER. P. S. 153, Fifth Grade, Hartem, New. York City, NY (1981)

ROZDZIAL 1

Liczby transcendentalne

To bylo wielkosci planety. Nie moglo byc tworem sztucznym wedlug ludzkich miar, a przeciez bylo czyms tak dziwnym i skomplikowanym, ze ponad wszelka watpliwosc sluzyc musialo wyzszym celom lub ucielesniac jakas idee. Blyszczac w orbicie polarnej obok wielkiej, bialoniebieskiej gwiazdy, przypominalo olbrzymi, nierownomierny mnogoscian, oblozony milionami miseczkowato zaglebionych muszelek. Kazda muszelka celowala w okreslony punkt nieba tak, ze wszystkie konstelacje nieba byly pod ich kontrola. Ta wieloboczna planeta wykonywala swoje funkcje w wiecznosci. Nadzwyczaj cierpliwa. Mogla czekac wiecznie.

Gdy ja wyciagneli, wcale nie krzyczala. Jej brewki byly zmarszczone, ale zaraz otworzyla oczy szerzej i spojrzala na jaskrawe swiatla, na postacie obleczone w biel i w zielen, na kobiete odpoczywajaca pod nia, na stole. Jakies znajome odglosy rozlegly sie wokol niej i buzia jej przybrala ow dziwny, typowy dla noworodkow wyraz — cos w rodzaju zaklopotania.

Gdy miala dwa latka wyciagala raczki nad glowke i przymilnie mowila: „tata, op”. Znajomi nie ukrywali zdziwienia — dziecko bylo grzeczne.

— To nie grzecznosc — tlumaczyl tato. — Darla sie ilekroc chciala, zeby ja wziac na rece. Wiec powiedzialem: Ellie, nie musisz sie drzec. Po prostu powiedz: tata, op. Dzieci wcale nie sa glupie, mam racje, Slonku?

Wiec — zadowolona siedzi teraz „op” na zawrotnej wysokosci, w ramionach ojca jak na grzedzie i szarpie go za przerzedzajace sie juz wlosy. Lepiej tak zyc, i bezpieczniej — tu, w gorze, niz raczkowac poprzez las nog. Tam ktos moze na ciebie nadepnac, mozna sie zgubic… mocniej zwarla piastke.

Obejrzawszy malpy skrecili za rog i podeszli do wielkiej bestii na wrzecionowatych nogach, ktorej glowa na dlugiej szyi zaopatrzona byla w male rogi. Wyrosla nad nimi jak wieza.

— Ich szyje — powiedzial tato — sa za dlugie i nie moga wydac z siebie glosu.

Jakze wspolczula biednym, skazanym na milczenie istotom, ale odczuwala tez radosc, ze istnieja — zachwyt, ze takie cuda sie zdarzaja.

— No dalej, Ellie — lagodnie naglila ja matka. W znajomym glosie dzwieczaly radosne nuty — czytaj.

Siostra mamy nie mogla uwierzyc, ze trzyletnie dziecko czyta. Ellie zapamietuje — twierdzila z przekonaniem — bajki na dobranoc. Ale teraz, w rzeski marcowy dzien, ida w dol State Street i zatrzymuja sie przed sklepem. Na wystawie lsni w sloncu kamien czerwony jak burgundzkie wino.

— Jubiler — Ellie czyta powoli, osobno literujac kazda z trzech sylab.

Z poczuciem winy wsunela sie do skladziku, gdzie na polce, dokladnie tam, gdzie zapamietala, stala stara motorola — radio tak duze i ciezkie, ze tulac je do piersi, omal go nie puscila. „Niebezpieczenstwo! Nie zdejmowac!” ostrzegal napis na tylnej scianie, ale ona wiedziala, ze skoro radio nie jest wlaczone, to niebezpieczenstwa nie ma. Wysuwajac miedzy wargi koniuszek jezyka, poodkrecala srubki i zdjawszy tyl zajrzala do wnetrza. Tak jak podejrzewala, nie bylo w nim ani malenkich orkiestr, ani miniaturowych spikerow zyjacych tam swoim cichym, malym zyciem, dopoki ktos nie przesunie prztyczka na napis „wl”. Za to bylo tam mnostwo pieknych szklanych rurek, troche podobnych do dajacych swiatlo zarowek. Niektore przypominaly koscioly, jakie sa w Moskwie i ktore widziala na obrazku w ksiazce. Metalowe koleczki na spodzie kazdej z nich byly tak zrobione, ze pasowaly idealnie do swych gniazdek. Pozbawione tylnej oslony radio, i z prztyczkiem przesunietym na „wl.” podlaczyla do najblizszego kontaktu — przeciez go nie dotyka, a nawet nie zbliza sie do niego, wiec jak mogloby jej zaszkodzic?

Po chwili rury zaczely jarzyc sie cieplym blaskiem, ale radio milczalo. Bylo „do niczego” i juz pare lat temu odeslane na emeryture, dajac miejsce nowoczesniejszym cudom. Jedna rurka wciaz byla ciemna — Ellie wyjela wtyczke, i z pewnym wysilkiem wyciagnela nieposluszna lampe z gniazdka. W jej srodku ujrzala metaliczna blaszke i kilka przymocowanych do niej drucikow. Prad biegnie po tych drutach — zabrzmialo echem w jej glowie. — Choc wpierw musi dostac sie do rury. Jeden z koleczkow wydawal sie zgiety i wyprostowanie go trwalo moment. Znowu zatknela rure na swe miejsce i podlaczyla odbiornik. Z zachwytem patrzyla, jak rurka zaczyna sie jarzyc i ocean statyki elektrycznej wzbiera wokol niej. Niespokojnie zerkajac ku zamknietym drzwiom, skrecila nieco galke glosnosci i tak dlugo obracala tarcza z napisem „czestotliwosc”, az trafila na niezmiernie podekscytowany glos mowiacy — tyle potrafila zrozumiec — o rosyjskiej maszynie, ktora wypuszczona w niebo bez konca bedzie krazyc wokol Ziemi. Bez konca, pomyslala. Znow obrocila tarcza w poszukiwaniu innej stacji, ale po chwili, lekajac sie, ze ja w koncu odkryja, wylaczyla radio, luzno przykrecila pokrywe i z wieksza niz przedtem fatyga dzwignela je, by umiescic z powrotem na polce.

Wpadla na matke, kiedy troche zdyszana opuszczala pokoj.

— Wszystko w porzadku, Ellie?

— Tak, mamo.

Probowala normalnie nabrac powietrza, lecz serce jej kolatalo i pocily sie dlonie. Siadla w swym ulubionym kaciku na malym podworku i z kolanami podciagnietymi pod brode rozmyslala o wnetrzu radia. Czy te wszystkie rurki rzeczywiscie sa potrzebne? Co by bylo, gdyby je po kolei usunac? Ojciec kiedys nazwal je lampami prozniowymi — co sie odbywa we wnetrzu prozniowej rury? Czy naprawde nie ma tam powietrza? Jak do radia dostaja sie dzwieki orkiestry i glosy spikerow? Ludzie mowia: „z powietrza”. Jak to wszystko moze leciec w powietrzu? I co sie dzieje w radiu, kiedy zmienia sie stacje? Co to znaczy „czestotliwosc”? I po co trzeba radio wlaczyc do pradu, zeby to wszystko pracowalo? Czy mozna by wyrysowac cos w rodzaju mapy, na ktorej widac by bylo, jak w radiu plynie prad? Czy mozna je rozebrac tak, zeby cie nie kopnelo. I zlozyc je od nowa?

— Ellie, nad czym ty tak medytujesz? — rozlegl sie glos matki, ktora z porcja prania podeszla do sznura.

— Nic, mamo, tak sobie. Mysle.

Gdy ukonczyla dziesiec lat, zabrano ja na letnie wakacje do kuzynow, ktorych nie cierpiala i ktorzy mieszkali na polu kempingowym ciagnacym sie wzdluz Jeziora Michigan, na wybrzezu Polwyspu Polnocnego. Nie mogla zrozumiec ludzi, ktorzy mieszkajac nad jeziorem w Wisconsin, mecza sie piec godzin za kierownica, by dotrzec nad

Вы читаете Kontakt
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×