program przyspieszonego przebadania calego niebosklonu w ciagu jednego ludzkiego zycia, do tego na milionach czestotliwosci, traca szanse porozumienia sie zarowno z oszalalymi nerwusami gadajacymi jak najeci, jak i z mrukami bakajacymi czasem co nieco.
Coz, z cala pewnoscia — pocieszala siebie — oni lepiej wiedza od nas, jakie modulacje czestotliwosci sa najkorzystniejsze, na pewno maja przeciez doswiadczenie w komunikacji miedzygwiezdnej i z nowo powstalymi cywilizacjami. Jesli istnieje jakies szerokie spektrum impulsow, ktore cywilizacje czekajace na sygnal bylyby w stanie odebrac, na pewno beda poruszac sie wewnatrz takiej szerszej skali. Co by to ich kosztowalo? Na pewno maja inzynierie wybitniejsza, niz sniloby sie ziemskim standardom, a takze gigantyczne zasoby energii. Gdyby pragneli porozumienia z Ziemia, zrobiliby to tak, by Ziemianom odbior raczej ulatwic niz na odwrot. Nadawaliby sygnal na wielu roznych czestotliwosciach. Poslugiwaliby sie najrozniejszymi skalami czasowymi modulacji. Wiedzieliby dobrze, jacy jestesmy niedorozwinieci i ulitowaliby sie nad nami.
A jesli tak, dlaczego dotad nie bylo sygnalu? Czyzby nie pomylil sie Dave? Nigdzie zadnej inteligencji poza Ziemia? Te wszystkie miliardy planet — na stracenie? Pustynne? Martwe? Istoty inteligentne rzucone tylko tu, w ten ciemny kat nieopisanie olbrzymiego wszechswiata?… Choc najusilniej sie starala, po prostu nie byla w stanie przyjac takiego rozumowania. Byloby ono zbyt pokrewne odwiecznym ludzkim lekom i oczekiwaniom, a takze niedowiedzionym teoriom o zyciu po smierci i roznym pseudonaukom w rodzaju astrologii. To byloby nowoczesnym wcieleniem geocentryzmu — idei naszych przodkow, ze jestesmy pepkiem wszechswiata. Argumentacja Drumlina z niczego innego nie wyplywa jak z tego, w co tak okropnie pragniemy wierzyc.
Zaraz, zaraz — pomyslala. — Gdybyz Argus choc raz przebadal cale niebo… Martwic sie mozna dopiero za siedem, osiem lat — o ile do tego czasu nie nadejdzie wiadomosc. A teraz mamy pierwsza w historii okazje poszukiwania innych istot zamieszkujacych wszechswiat. Nawet jesli to sie nie uda, tym bardziej zaczniemy cenic unikalnosc i cene zycia na naszej Ziemi — a to fakt, ktory zawsze warto sobie uswiadomic. Zas jesli wygramy, to odmienimy historie ludzkiego rodu, wyrwiemy go z oplotkow prowincjonalizmu. I trzeba, niestety, wziac na siebie to zawodowe ryzyko, jesli sie siega tak wysoko — mruknela do siebie. Wycofala samochod ze skraju drogi i wykonawszy ostry, wyscigowy skret, dwa razy zmienila bieg rozpedzajac sie z powrotem ku Argusowi. Kroliki, oblane rozowym swiatlem switu tkwily wciaz przy szosie i gdy je mijala, obracaly za nia lebki.
ROZDZIAL 4
Liczby niepodzielne
Czyz nie ma tam na Ksiezycu jakichs Morawian, ktorzy przyslaliby misjonarzy na nasza nieszczesna, poganska planete i ucywilizowali cywilizowanych, zchrystianizowali chrzescijan?
Tylko cisza jest wielka; wszystko, co nie jest nia, jest blahe.
W dakronowym blezerze z napisem „Maruderzy” i pilsniowa pilka do tenisa dyzurny obserwator rozpoczynajacy swoja nocna zmiane zblizyl sie do budynku kontroli, skad tymczasem wychodzila na kolacje luzna gromadka astronomow.
— Hej, Willie, jak dlugo juz szukacie malych zielonych ludzikow? Ponad piec lat, co?
Zazwyczaj lagodnie sie z nim przekomarzali, ale przeciez wyczuwal juz w ich zartach jakas szpile.
— Daj sobie spokoj, Willie — dorzucil jeden z nich — nasz program badania luminescencji kwazarow to zupelny szal. Ale potrwa wieki, jesli nadal bedziemy mieli tylko dwa procent czasu na teleskopowanie.
— Tak, tak, Jack. Masz racje.
— Szukamy poczatkow wszechswiata, Willie. Gramy o wielka stawke. I my wiemy, ze wszechswiat gdzies tam istnieje, a ty, czy mozesz miec pewnosc, ze istnieje tam choc jeden zielony czlowieczek?
— Zapytaj doktor Arroway. Jestem pewien, ze z przyjemnoscia wyslucha twego zdania — kwasno powiedzial Wille.
Wszedl do kontrolnej sali. Bystro przejrzal dziesiatki ekranow monitorujacych przebieg poszukiwan. Wlasnie zakonczyly przeglad konstelacji Herkulesa — ogromnego rojowiska galaktyk daleko poza Mleczna Droga, sto milionow lat swietlnych od Ziemi. Same nastawily sie na M-13: zbior trzystu tysiecy gwiazd zwiazanych ze soba silami przyciagania i obiegajacych orbite wokol Drogi Mlecznej w odleglosci dwudziestu szesciu tysiecy lat swietlnych; potem przebadaly Ras Algethi — podwojny uklad gwiezdny, a takze Zete i Lambde Herculis — pare pobliskich gwiazd, z ktorych niektore roznily sie od Slonca, a niektore nie. Na miliardach roznych czestotliwosci teleskopy wykonywaly dokladny przeglad setek malych sektorow nieba w konstelacji Harkulesa, i — nic nie slyszaly. W poprzednich latach szukaly wsrod gwiazdozbiorow pobliskich Herkulesowi: Weza, Korony Polnocnej, Wolarza, Psow Gonczych… I tez nie uslyszaly niczego.
Kilka teleskopow — dyzurny ujrzal to na ekranie — wciaz uzupelnialo brakujace dane z Herkulesa, gdy pozostale celowaly w sasiadujacy z nim odcinek nieba: gwiazdozbior nastepny w kierunku wschodnim. Przed kilkoma tysiacami lat, mieszkancom wschodniej czesci basenu Morza Srodziemnego skojarzyl sie on ze strunowym instrumentem muzycznym, ktorego uzywal Orfeusz, bohater greckich basni. Zbior ten nazwali wiec Lira.
Komputery ustawily teleskopy tak, aby badaly jedna po drugiej gwiazdy w zbiorze Liry, od wschodu na zachod; potem zakumulowaly radiofotony, sprawdzily stan techniczny teleskopow i przetworzyly dane w postac czytelna dla swych ludzkich opiekunow. Nawet jeden operator komputerowy juz byl je w stanie zadowolic. Willie minal automat z drazetkami, ekspres do kawy, cytat z Tolkiena wypisany krasnoludkowymi kulfonami, oraz naklejke z haslem CZARNYCH DZIUR NIE WIDAC. Zblizyl sie do konsoli czynnosciowej i po przyjacielsku kiwnal glowa dyzurnemu z popoludniowki, ktory zbieral swe notatki i juz szykowal sie do kolacji. Na bursztynowozlotym ekranie dyzuru dzisiejsze dane byly pieknie zebrane, wiec Willie nie musial odbierac raportu z minionych godzin.
— Jak widzisz, nic szczegolnego. Na czterdziesci dziewiec ostry przeskok impulsu, tak to przynajmniej