domu i wystawiasz teleskop z calym jego elektronicznym obwodem. Wiadomosc, drgajaca w nim sprzezeniem zwrotnym, przybywa do ciebie z innej planety. Czy to nie cud?

Ellie zaczela nawiedzac nieduzy radioteleskop uniwersytecki w poblizu Harvard, w Massachusetts, tak czesto, ze w koncu zgodzono sie, by pomagala w obserwacjach i analizie danych. A potem przyjeto ja na platna letnia praktyke w Narodowym Obserwatorium Radioastronomicznym w Green Bank w Zachodniej Wirginii, wiec ledwie przyjechala, zaraz zaczela z uniesieniem gapic sie w oryginalny radioteleskop Grote Rebera skonstruowany jeszcze na jego podworku w Wheaton, w Illinois, w 1938 roku. Sluzyl on teraz za przyklad tego, na co stac prawdziwego radioamatora, gdy sie uprze — potrafil wylapac emisje radiowa nawet z centrum Galaktyki, jesli ktos w tym czasie nie zapalal w okolicy samochodu, albo diatermia przy koncu ulicy akurat nie dzialala — byc moze centrum Galaktyki bylo znacznie silniejsze, ale diatermia za to byla znacznie blizej.

Radowala ja atmosfera skupionych dociekan, a takze dorazne sukcesy w postaci skromnych odkryc. Pracowano tu glownie nad zdefiniowaniem zasady, wedlug ktorej ilosc odleglych zrodel emisji radiowej, znajdujacych sie poza galaktyka, wzrasta w miare zaglebiania sie w kosmos. To ja natchnelo do rozmyslan, nad znalezieniem lepszych sposobow wylapywania slabych sygnalow radiowych… Dokladnie w terminie i z wyroznieniem otrzymala dyplom Harvarda. Po czym ruszyla do pracy naukowej na drugi koniec kraju, do Kalifornijskiego Instytutu Technologii.

Rok terminowala u Dawida Drumlina. Jego blyskotliwosc i to, ze szczerze nie cierpial idiotow, zyskaly mu swiatowa reputacje, choc w glebi serca ciagle byl jednym z tych, ktorych zawsze mozna znalezc wsrod elity kazdego zawodu: czlowiekiem stale lekko przestraszonym, ze tymczasem jest juz ktos, kto sie okaze lepszy od niego. Drumlin nauczyl Ellie paru rzeczywiscie kluczowych zagadnien, zwlaszcza z zakresu solidnej, teoretycznej podbudowy — w niepojety sposob tkwil jednak przy podsluchanej gdzies opinii, ze jest atrakcyjny dla kobiet. Ellie miala wrazenie, ze trawi go jakas nieustajaca goraczka bojowa: jest „zbyt romantyczna”, powiadal, a „wszechswiat rzadzi sie wylacznie swymi wlasnymi prawami. Rzecz w tym, by rozumowac tak, jak to czyni wszechswiat i nie zawracac glowy romantycznymi mrzonkami” (lub marzeniami wieku dziewczecego, dorzucil kiedys). „Wszystko, czego nie zakazuja prawa przyrody, jest naszym obowiazkiem”, przekonywal ja, cytujac kolege z konca korytarza. „A mimo to”, ciagnal dalej, „prawie wszystkiego sobie odmawiamy”. Przygladala mu sie, gdy wykladal, probujac uwznioslic te dziwaczna kombinacje rozmaitych cech osobowosci. Co widziala, bylo mezczyzna w znakomitej kondycji: przedwczesnie posiwialym, z sardonicznym usmieszkiem i w zsunietych na koniec nosa polksiezycowatych okularach do czytania, w motylku pod kwadratowa broda i z resztkami nosowego akcentu z Montany.

Jego sposobem na wolny czas, bylo urzadzanie obiadow dla pracownikow naukowych i studentow, ktore w niczym nie przypominaly obiadow jej przybranego ojca — tez przeciez lubiacego otaczac sie studentami, ale tylko dla zaspokojenia swych ekstrawagancji. Drumlin roztaczal nad goscmi pelnie zarzadu intelektualnego, kierujac rozmowe wylacznie ku tym sprawom, w ktorych bywal ekspertem i gdzie mogl zbic jednym slowem przeciwstawna opinie. Po obiedzie urzadzal obowiazkowy pokaz slajdow, na ktorych Doktor D. a to nurkuje w akwalungach na Cozumel, a to na Tobogo, a to przy Wielkiej Rafie Koralowej. Zawsze sie smial do kamery i machal dlonia, nawet pod woda. Od czasu do czasu mignal zdjeciem swojej wspolpracownicy naukowej, doktor Helgi Bork, przy ktorym pani Drumlinowa protestowala twierdzac, ze juz ja wczesniej widzieli, na zdjeciach z przyjecia. Szczerze mowiac, widzowie znali na wylot wszystkie slajdy Drumlina, ale jemu sprawialo przyjemnosc podnosic w takiej chwili sportowe zalety doktor Bork, aby poglebic upokorzenie zony. Totez wielu studentow spiesznie podazalo w poszukiwaniu nowin, ktore im umknely podczas poprzedniego zwiedzania kolekcji jezowcow plaskich oraz polipow koralowych, pozostali zas plonac ze wstydu, zajmowali sie skupionym maczaniem w sosach plasterkow avocado.

Czasem urzadzal dla swych doktorantow popoludniowa „wyprawe pelna cudow”, i wtedy we dwoch lub trzech jechali na brzeg jego ulubionej skaly nad Pacyfikiem, w lancuchu Palisadow. Z niedbala mina przypinal sie do lotni i skakal w przepasc nad cichym Pacyfikiem, ktory rozciagal sie kilkaset stop pod nim. Zadaniem towarzystwa bylo zjechac w dol na plaze i go pozbierac. Spadal wtedy na nich jak jastrzab, smiejac sie promiennie i zachecajac, by sprobowali — lecz tylko paru dalo sie naklonic. Mial nad nimi, co z przyjemnoscia podkreslal, konkurencyjna przewage. Wiekszosc ludzi widzi w swych doktorantach nadzieje pokolen, ku ktorym poniosa kiedys kaganek oswiaty. Drumlin — wyraznie to dostrzegala — mial na ten temat inne zdanie. Dla niego mlodzi pracownicy naukowi mogli sie stac ktoregos dnia rewolwerowcami, choc mowy nie bylo o tym, by ktorys z nich byl w stanie odebrac mu glowna role w filmie „Najszybszy colt Dzikiego Zachodu”. Tych mlodych trzeba trzymac na oku, niech znaja swoje miejsce. Do niej na razie sie nie dobieral, choc ostrzyl sobie zeby, nie miala watpliwosci.

W drugim roku pobytu na Cal Tech wrocil do kampusu z rocznego urlopu naukowego za granica Peter Valerian — czlowiek grzeczny, choc nie uprzedzajaco. Malo kto, a juz najmniej on siebie, uznalby go za umyslowosc szczegolnie blyskotliwa. Mial wprawdzie liste nie byle jakich osiagniec w radioastronomii, (gdyz, jak pod naciskiem sie zgadzal, „troche sleczal nad tym”), to rowniez byl w jego karierze pewien nie przynoszacy zbytniej chluby szczegol: Valerian byl fanatykiem istnienia cywilizacji pozaziemskich. Kazdy pracownik wydzialu mial, jak sie zdawalo, swojego febla, na przyklad, Drumlin — lotnie. Wiec i Valerian mial swoje zycie poza Ziemia. Inni mieli bary topless, hodowle roslin owadozernych albo cos, co nazywali medytacja transcendentalna — Valerian nic, tylko myslal o pozaziemskich istotach inteligentnych, w skrocie ET, a bronil tego glebiej i mezniej, nizli ktokolwiek na swiecie. Kiedy poznala go blizej, odniosla nieprzeparte wrazenie, ze ET to byl jego romans, namietnosc pozostajaca w dokladnym kontrascie do nudy jego codziennych zajec. Rozmyslanie o pozaziemskiej inteligencji nie bylo jego praca, bylo rozrywka, dzieki ktorej wyobraznia Valeriana odzyskiwala skrzydla.

Ellie uwielbiala go sluchac. To bylo jak wejscie w Kraine Czarow albo do Szmaragdowego Miasta. A nawet lepiej, bo na koncu tych swoich rozwazan zawsze rzucal mysl, ze przeciez to wszystko moze byc prawda, ze naprawde mogloby sie to zdarzyc. Ktoregos dnia — dumala — jeden z wielkich radioteleskopow moglby rzeczywiscie, a nie tylko w marzeniach, odebrac wiadomosc z kosmosu. Choc z drugiej strony to wszystko wcale nie bylo takie proste, albowiem Valerian, podobnie jak Drumlin w innych sprawach, co rusz zwykl sie asekurowac, ze spekulacje wyobrazni musi kontrolowac surowa sprawdzalnosc fizyczna. Jak sito, ktore oddziela cenny okruch spekulatywnego myslenia od bredni. Istoty pozaziemskie, a takze ich technologie, nie moga nie podlegac scislym prawom natury — to fakt, ktory jej powaznie pofaldowal gladki i powabny widok. To co zostaje w sicie i co opiera sie najkrytyczniejszym fizycznym i astronomicznym analizom, to cos dopiero moze byc prawda. Ma sie rozumiec — nigdy nic nie wiadomo. Ale istnieja granice, ktore moga byc otwarciem nowych perspektyw — jakich ty nie widziales, ale jakie madrzejsi od ciebie pewnego dnia dostrzega.

Valerian zwykl podkreslac, jak bardzo ogranicza nas czas, kultura, biologia, i „jaka ze swej definicji ograniczona jest nasza umiejetnosc wyobrazania sobie fundamentalnie innych stworzen, innych cywilizacji, ktore rozwijajac sie wsrod calkowicie odmiennych swiatow, musialyby byc inne niz nasza. Czy mozna wykluczyc, ze istoty o wiele bardziej zaawansowane od nas moga posiadac nie tylko niewyobrazalne technologie — akurat to zreszta jest prawie pewne — ale nawet znac nowe prawa fizyki. Co to za beznadziejne umyslowe ograniczenie” — mowil, gdy spacerujac mijali ciag gipsowych lukow, jak z obrazu Chirico — „wyobrazac sobie, ze wszystkie powazniejsze prawa fizyki odkryto akurat wtedy, gdy wlasnie nasze pokolenie zaczelo zastanawiac sie nad nimi. Przeciez kiedys nastanie fizyka dwudziestego pierwszego, i dwudziestego drugiego wieku, a nawet fizyka Czwartego Tysiaclecia. Latwo sobie wyobrazic, jak smiesznie daleki od naszych przyzwyczajen moze okazac sie poziom techniczny cywilizacji, ktora sie z nami skontaktuje.

„Lecz wtedy” — wciaz musial upewniac sie o wszystkim — „ET powinni zdawac sobie sprawe z tego, jacy jestesmy zacofani. Przeciez gdybysmy byli na troche wyzszym poziomie, juz by sie o nas dowiedzieli. A my tu — dopiero co na dwoch nogach, od srody po odkryciu ognia, od wczoraj probujacy przelezc przez zasady dynamiki Newtona, przez prawo rozkladu Maxwella, radioteleskopy… ledwie przeczuwajacy Superunifikacje praw fizyki”. Valerian nie mial watpliwosci, ze ET wymysla dla nas jakis prosty w uzyciu sposob. Bedzie im na tym zalezalo, skoro zamierzaja skontaktowac sie z glupkami. A dla glupkow potrzebne sa specjalne ulatwienia. Dlatego — rozumowal — wlasnie jemu taka wiadomosc z kosmosu stworzylaby szanse bojowa. Brak blyskotliwosci stalby sie jego sila. Wiedzial — ufal w to, ze wie — co glupki wiedza.

Jako temat swojej rozprawy doktorskiej Ellie wybrala, zgodnie z kierunkiem prac na wydziale, postep w ulepszaniu czulych odbiornikow fal w radioteleskopach. Dawalo to szanse wykorzystania jej pasji elektronicznych, uwalnialo od w wiekszosci teoretyzujacego Drumlina oraz pozwalalo kontynuowac dyskusje z Valerianem — unikajac przy tym ryzykownego dla wlasnej kariery kroku, czyli wyraznej z nim wspolpracy nad inteligencjami pozaziemskimi. Bylby to dla doktoratu przedmiot doprawdy zbyt dyskusyjny. Ojczym, ktory zawsze znajdowal

Вы читаете Kontakt
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×