zamieszaniu nie zrobili tego wczoraj wieczorem.

– Prowadz – odparl Lou.

Jack przez chwile zastanawial sie nad czyms, ale szybko podjal decyzje i pobiegl za nimi. Zaciekawilo go, dlaczego Laurie tak bardzo chciala przeprowadzic te sekcje. Uwazal, ze zrobilaby lepiej, gdyby trzymala sie z daleka od tej sprawy. Taki polityczny problem zawsze byl jak gorace ziemniaki, ktorych nie bylo komu wyciagac z ogniska.

Laurie szla szybkim krokiem i Jackowi nie udalo sie ich zlapac przed sala konferencyjna. Lekarka zatrzymala sie nagle i zajrzala do biura Janice Jaeger. Janice byla sadowym wywiadowca, czasami nazywano ich asystentami patologow albo krotko 'apsami'. Miala nocna zmiane, ale ze prace traktowala smiertelnie powaznie, zawsze zostawala rano dluzej i konczyla papierkowa robote.

– Bedziesz sie widziala z Bartem Arnoldem przed wyjsciem? – zapytala Laurie. Bart Arnold byl szefem 'apsow'.

– Zazwyczaj go spotykam – odpowiedziala Janice. Byla szczupla, ciemnowlosa kobieta z wyraznie podkrazonymi oczami.

– Wyswiadcz mi przysluge. Popros Barta, zeby sciagnal z CNN kasete wideo ze strzelanina sprzed restauracji. Wiesz, smierc Franconiego. Chcialabym to zobaczyc tak szybko, jak sie da.

– Zalatwione – Janice odparla z usmiechem.

Laurie i Lou poszli dalej.

– Hej, wy tam, zwolnijcie. – Jack wreszcie dogonil przyjaciol.

Laurie nie zatrzymujac sie, rzucila:

– Mamy robote do wykonania.

– Nigdy nie widzialem u ciebie takiego zapalu do pracy – stwierdzil Jack, gdy w trojke spieszyli do sali autopsyjnej. – Co w tym takiego atrakcyjnego?

– Wiele rzeczy – odpowiedziala. Dotarli do windy i Laurie nacisnela przycisk.

– Na przyklad? – Jack zachecal ja do wynurzen. – Nie zamierzam wchodzic ci w parade, ale przeciez to niezwykle delikatna, polityczna sprawa. Niewazne, co zrobisz czy powiesz, zawsze kogos wkurzysz. Mysle, ze Calvin ma racje. Tego goscia powinien zrobic sam szef.

– Masz prawo do wlasnego zdania – powiedziala Laurie. Jeszcze raz wcisnela przycisk. Winda dla personelu byla irytujaco wolna. – Ja jednak widze sprawy inaczej. Po tych wszystkich zastrzelonych, ktorych robilam, fascynuje mnie szansa zbadania ran i znalezienia potwierdzenia na tasmie wideo z zarejestrowanym morderstwem. Mam zamiar napisac artykul o ranach postrzalowych i ten przypadek moze stac sie koronna sprawa.

– O rety – jeknal Jack, spogladajac w sufit. – I do tego ma tak szlachetna motywacje. – Spojrzal znowu na Laurie i powiedzial: – Powinnas to jeszcze raz przemyslec. Przeczucie podpowiada mi, ze nabawisz sie poteznego biurokratycznego bolu glowy. Jeszcze masz czas, zeby sie wycofac. Musisz jedynie odwrocic sie na piecie, pojsc do Calvina i oznajmic, ze zmienilas zdanie. Ostrzegam cie, podejmujesz spore ryzyko.

Laurie rozesmiala sie.

– Jestes ostatnia osoba, ktora ma prawo ostrzegac innych przed ryzykiem. – Mowiac to, wyciagnela reke i wskazujacym palcem tracila Jacka w nos. – Wszyscy twoi znajomi, wlacznie ze mna, prosili, zebys nie kupowal nowego roweru. Ryzykujesz zycie, nie bol glowy.

Zjawila sie winda i Laurie z Lou wsiedli. Jack zawahal sie, ale w ostatniej chwili przecisnal sie do srodka przez zamykajace sie juz drzwi.

– Daj sobie spokoj i nie mowmy wiecej o tym – zaprotestowala Laurie.

– W porzadku – zgodzil sie, podnoszac dlon w gescie przysiegi. – Obiecuje, zadnych wiecej rad. W takim razie chcialbym sie temu niezobowiazujaco przyjrzec. Dzisiaj mam papierkowy dzien, wiec chyba nie bedziesz miala nic przeciwko temu, zebym popatrzyl?

– Jesli chcesz, mozesz zrobic cos wiecej, mozesz pomoc – odparla Laurie.

– Nie chcialbym wsciubiac nosa w wasze sprawy – powiedzial Jack, a ukryta w tym aluzja byla oczywiscie zamierzona.

Tym razem Lou rozesmial sie, a Laurie zarumienila, lecz milczenie bylo jedynym komentarzem.

– Wydaje mi sie, ze sa jeszcze inne powody twojego zainteresowania tym przypadkiem. Jezeli nie jestem zbyt natarczywy, moglabys zaspokoic moja ciekawosc?

Laurie poslala Lou szybkie spojrzenie. Jack zauwazyl je, lecz nie potrafil zinterpretowac.

– Hmmm – mruknal. – Mam wrazenie, ze chodzi tu o cos, co nie jest moja sprawa.

– Nic z tych rzeczy – zaprzeczyl Lou. – Chodzi o niezwykle powiazanie. Ofiara, Carlo Franconi, zajal miejsce pewnego gangstera, niejakiego Pauliego Cerina. Miejsce Cenna bylo wolne od czasu, gdy wsadzilismy go do paki, glownie dzieki uporowi i ciezkiej pracy Laurie.

– I twojej – dodala Laurie.

Winda stanela i drzwi rozsunely sie.

– Tak, ale przede wszystkim twojej – powtorzyl Lou.

Wszyscy troje wyszli na parter i skierowali sie do biura kostnicy.

– Czy Cerino mial cos wspolnego z ta seria przedawkowan, o ktorej wspominalas? – zapytal Jack.

– Obawiam sie, ze tak. To bylo straszne. To wszystko wywarlo na mnie wstrzasajace wrazenie, a trzeba dodac, ze niektorzy z bohaterow tamtej sprawy ciagle sa w poblizu, wlaczajac w to Cerina, mimo ze siedzi w wiezieniu.

– I najpewniej nie opusci go tak szybko – dodal Lou.

– Chcialabym w to wierzyc – stwierdzila Laurie. – W kazdym razie sadzilam, ze wyjasnienie sprawy Franconiego moze jakos zamknac ten rozdzial. Ciagle miewam koszmarne sny.

– Zamkneli ja w sosnowej trumnie i wywiezli stad – wyjasnil Lou. – Odjechali jednym z furgonow do przewozenia zwlok.

– Moj Boze! – zawolal Jack. – Nigdy mi o tym nie opowiadalas.

– Staralam sie o tym nie myslec – odpowiedziala i natychmiast dodala, nie tracac spokoju: – Poczekajcie tu, chlopcy.

Weszla do biura kostnicy po kopie listy zwlok przyjetych w nocy, z numerami lodowek, w ktorych je umieszczono.

– Nie moge sobie wyobrazic zamkniecia w trumnie – powiedzial Jack i wstrzasnal nim dreszcz. Najbardziej bal sie wysokosci, ale czul, ze zamknieta przestrzen trumny to rownie dotkliwa fobia.

– Ani ja – zgodzil sie Lou. – Ale ona nadzwyczajnie szybko wrocila do normy. W godzine po uwolnieniu miala na tyle trzezwy umysl, ze potrafila wymyslic sposob na uratowanie nas obojga. To bylo szczegolnie bolesne, gdyz to ja ja mialem uratowac i po to sie tam zjawilem.

– Jezu! – steknal Jack, krecac glowa. – Do tej chwili sadzilem, ze najgorsze ze wszystkiego byly moje przezycia spod zlewozmywaka, do ktorego przykula mnie para mordercow, a potem klocila sie o to, ktore z nich ma mnie wykonczyc.

Laurie wyszla z biura, machajac kartka.

– Przedzial sto jedenasty. Mialam racje. Nie przeswietlili go w nocy.

Laurie szla niczym mistrzyni chodu, Jack i Lou musieli sie niezle natezac, zeby za nia nadazyc. Zmierzala wprost do wlasciwej lodowki. Przy drzwiczkach teczke osobowa denata wsunela pod lewe ramie, prawa reka zwolnila zamek. Jednym ciaglym, wprawnym ruchem otworzyla drzwiczki i wysunela polke z denatem.

Zmarszczyla brwi.

– Dziwne! – zauwazyla. Polka byla pusta, nie liczac kilku plam krwi i zaschnietych sladow innych wydzielin.

Wsunela z powrotem polke i zamknela drzwi. Ponownie sprawdzila numer. Nie bylo pomylki. Sto jedenascie. Po ponownym sprawdzeniu na liscie, czy nie popelnila jakiegos bledu, otworzyla drzwiczki, oslonila oczy od blasku wiszacych pod sufitem lamp i wpatrzyla sie w mroczna, pusta przestrzen. Nie bylo watpliwosci, w lodowce nie bylo zwlok Franconiego.

– Co, do diabla! – zaklela Laurie. Zatrzasnela drzwiczki.

Zeby sie upewnic, ze nie doszlo do jakiejs glupiej pomylki w zapisie, sprawdzila po kolei wszystkie sasiednie lodowki, jedna po drugiej. Tam, gdzie byly zwloki, sprawdzala z lista nazwiska i numery. Ale wkrotce stalo sie jasne – Carla Franconiego wsrod nich nie bylo.

Вы читаете Chromosom 6
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×