Wszyscy, nie wylaczajac Cassi, glosno sie rozesmieli. W tym zespole nie czulo sie atmosfery nieprzyjaznej konkurencji, ktora jej towarzyszyla podczas studiow. Nie slyszala takze zadnych uwag ani zlosliwych komentarzy pod adresem jej zwiazku malzenskiego z Thomasem Kingsley'em, ktorych uprzednio musiala tyle wysluchac. Byla wdzieczna wszystkim za takie przyjecie.

– W kazdym badz razie – powiedziala, usilujac zebrac mysli – pan Bentworth, czy moze raczej 'pulkownik armii amerykanskiej pan Bentworth', zostal przywieziony do naszego szpitala w stanie ostrego zatrucia alkoholem i glebokiej depresji, przerywanej gwaltownymi wybuchami gniewu, ze sklonnoscia do samouszkadzania sie i cztero-kilogramowa historia swoich poprzednich hospitalizacji.

Wszyscy ponownie wybuchneli smiechem.

– Jedno, co mozna zaliczyc pulkownikowi Bentworthowi na plus – zauwazyl Jacob – to fakt, ze pomogl nam wyszkolic cale pokolenie psychiatrow.

– Domyslilam sie, z jakim pacjentem mam do czynienia – stwierdzila Cassi. – Usilowalam zapoznac sie z glownymi fragmentami historii choroby: jest dluga jak 'Wojna i pokoj'. Przynajmniej powstrzymala mnie przed popelnieniem glupstwa – proba postawienia diagnozy. Zakwalifikowalam go po prostu jako jednostke o zachwianej rownowadze psychicznej z okresowymi, krotkimi atakami psychozy.

Szczegolowe badania jego kondycji fizycznej wykazaly liczne stluczenia na twarzy i male rozciecie gornej wargi. Reszta byla w normie, z wyjatkiem swiezych oparzen. Na nadgarstkach obu rak widoczne byly blizny. Pacjent odmowil wspolpracy podczas badania neurologicznego, ale doskonale orientowal sie w szczegolach dotyczacych miejsca, czasu i osob, z ktorymi mial do czynienia. Poniewaz symptomy byly te same, co wielokrotnie poprzednio, i amytal sodium okazal sie przedtem tak skutecznym srodkiem, rowniez i tym razem otrzymal pol grama tego specyfiku do kroplowki.

Ledwie Cassi skonczyla mowic, jej nazwisko zapalilo sie na szpitalnej tablicy informacyjnej. Instynktownie podniosla sie z miejsca i chciala wyjsc, ale Joan powstrzymala ja uspokajajac, ze dyzurna pielegniarka odpowie za nia na wezwanie.

– Czy sadzisz, ze pulkownik Bentworth moglby popelnic samobojstwo? – zapytal Jacob.

– Chyba nie – odrzekla Cassi, uprzytomniajac sobie nagle, ze wkracza na niepewny grunt. Zdawala sobie doskonale sprawe, ze w tej materii jej opinia byla warta tyle co pierwszego lepszego przechodnia. – Przypalanie sie papierosem bylo raczej samookaleczeniem sie niz proba samodestrukcji.

Jacob odsunal z czola skrecony kosmyk wlosow i spojrzal na Roxane, ktora pracowala tutaj najdluzej ze wszystkich i byla uznawana za autorytet w zespole. Jej obecnosc byla jedna z przyczyn, dla ktorych Cassi lubila obecna prace. Nie bylo tutaj takiej sztywnej hierarchii, jaka istniala we wszystkich szpitalach – z lekarzami na wierzcholku i personelem pomocniczym w dole; kazdy – bez wzgledu na stanowisko – byl rownoprawnym czlonkiem zespolu i cieszyl sie naleznym mu szacunkiem.

– Sadze, ze roznica miedzy jednym a drugim istnieje – oswiadczyla Roxane – ale sklonna jestem tym razem ja zignorowac. Powinnismy byc ostrozni. On jest niezwykle skomplikowanym osobnikiem.

– To jest raczej bardzo enigmatyczne okreslenie – stwierdzil Jacob. – Facet szybko awansowal w wojsku, zwlaszcza podczas sluzby w Wietnamie. Zostal nawet kilkakrotnie odznaczony. Kiedy jednak zajrzalem do jego wojskowych akt personalnych, okazalo sie, ze niewspolmiernie duza liczba jego podkomendnych zginela. Jego psychiczne problemy ujawnily sie dopiero teraz, gdy awansowal na pulkownika. Wyglada na to, ze to ten awans go zniszczyl.

– Wracajac do sprawy ewentualnego samobojstwa – odezwala sie ponownie Roxane – uwazam, ze wszystko zalezy od stopnia depresji.

– To nie jest typowa depresja – zauwazyla Cassi, swiadoma tego, ze znowu wchodzi na sliski teren. – Powiedzial, ze czuje sie raczej pusty niz smutny. Przez chwile znajdowal sie w stanie depresji, by nagle wybuchnac gniewem i miotac wyzwiska. Byl niekonsekwentny.

– Tu cie mamy – powiedzial Jacob. Bylo to jedno z jego ulubionych powiedzonek, ktorego znaczenie zalezalo od tego, ktore slowo w nim zaakcentowal. W tym przypadku wyrazalo zadowolenie. – Gdybym mial wybrac jedno slowo, zeby okreslic czlowieka z pogranicza, slowo 'niekonsekwencja' wydaloby mi sie najbardziej odpowiednie.

Ta pochwala sprawila Cassi wyrazna przyjemnosc; w ciagu calego tygodnia niewiele miala okazji do podreperowania swojego samopoczucia.

– A wiec – odezwal sie znowu Jacob – co zamierzasz uczynic z pulkownikiem Bentworthem?

Dobry nastroj Cassi prysnal w mgnieniu oka. Przez chwile panowalo klopotliwe milczenie, ktore przerwal jeden ze stazystow:

– Sadze, ze moglabys sprobowac oduczyc go palenia…

Caly zespol wybuchnal smiechem, a powstale napiecie rozladowalo sie rownie szybko, jak sie pojawilo.

– Co sie tyczy terapii, ktora zamierzam zastosowac… – Cassi zawiesila na chwile glos – zamierzam najpierw poczytac cos na ten temat w czasie weekendu.

– Rozumiem, ze jest to uczciwa odpowiedz – stwierdzil Jacob – ze swej jednak strony proponuje zastosowac – przynajmniej na razie – krotka kuracje srodkami uspokajajacymi. Co prawda pacjenci z pogranicza raczej zle znosza kuracje lekowa, niemniej powinna mu pomoc przetrwac stan psychozy. Co wiecej zdarzylo sie jeszcze tej nocy?

Odpowiedzia na to pytanie zajela sie jedna z pielegniarek, Susan Cheaver, ktora jak zwykle zwiezle i sprawnie zdala relacje ze wszystkiego, co sie zdarzylo na oddziale od poznego popoludnia wczorajszego dnia do dzisiejszego ranka. Nie bylo zadnych trudniejszych przypadkow – jedynie akt fizycznej przemocy, ktorego ofiara padla jedna z pacjentek, Maureen Kavenaugh, zaklocil spokoj chorych i personelu. Maureen odwiedzil maz, co nie zdarzalo sie czesto. Wizyta miala poczatkowo mily przebieg, gdy nagle doszlo do ostrej wymiany zdan miedzy malzonkami i serii brutalnych uderzen otwarta dlonia, zadanych zonie przez pana Kavenaugh. Mimowolnymi swiadkami tego incydentu byli inni pacjenci, przebywajacy w tym czasie w sali przyjec, ktorych ta nieoczekiwana napasc bardzo wzburzyla. Pana Kavenaugh trzeba bylo obezwladnic i sila wyprowadzic ze szpitala, jego zone zas z trudem udalo sie uspokoic.

– Kilkakrotnie rozmawialam z jej mezem – wtracila Roxane. – Jest kierowca ciezarowki i raczej ma niewiele zrozumienia dla stanu, w jakim znalazla sie jego zona.

– Jakie wiec widzisz rozwiazanie? – zapytal Jacob.

– Uwazam, ze nalezy zachecac pana Kavenaugh do dalszych odwiedzin, ale ktos zawsze powinien byc obecny przy ich spotkaniach. Nie sadze, zebysmy byli w stanie osiagnac poprawe zdrowia Maureen, jesli jej maz nie bedzie uczestniczyl w terapii, a jego chyba nielatwo bedzie sklonic do wspolpracy.

Cassi przysluchiwala sie z zainteresowaniem dyskusji, w ktorej bral udzial caly – bez wyjatku – zespol. Kiedy Susan skonczyla, kazdy ze stazystow mogl mowic o swoich pacjentach; poza tym zabrali glos zawodowy terapeuta i pracownik socjalny. Na koniec doktor Levine zapytal, czy ktos jeszcze chcialby cos powiedziec. Nikt sie nie odezwal.

– Doskonale – oswiadczyl Levine. – Do zobaczenia wiec podczas popoludniowego obchodu.

Cassi nie od razu ruszyla sie z miejsca. Przymknela oczy i nabrala tchu w piersi. Teraz, gdy towarzyszace jej podczas zebrania napiecie opadlo, czula jak bardzo jest zmeczona i wyczerpana. Tej nocy spala tylko trzy godziny, a wypoczynek zawsze byl dla niej bardzo wazny. Z jaka przyjemnoscia polozylaby glowe nawet na tym stole!

– Widze, ze jestes zmeczona – zauwazyla Joan Widiker, kladac dlon na jej ramieniu. Byl to cieply, kojacy gest.

Cassi z wysilkiem zdobyla sie na usmiech. Joan szczerze przejmowala sie sprawami innych ludzi. Poswiecila wiecej niz inni swojego czasu, zeby ulatwic Cassi adaptacje w zespole.

– Dam sobie rade – powiedziala Cassi. Po chwili zas dodala: – Mam taka nadzieje.

– Na pewno dasz sobie rade – zapewnila ja Joan. – Tak naprawde, to dzis na naradzie wypadlas doskonale.

– Rzeczywiscie tak sadzisz? – zapytala Cassi. Jej sarnie oczy ozywily sie na chwile.

– Nie mam co do tego najmniejszych watpliwosci. Zasluzylas sobie nawet na pochwale Jacoba. Podobalo mu sie twoje okreslenie zachowania sie pulkownika Bentwortha jako 'niekonsekwentnego'.

– Daj spokoj – rzekla Cassi niepocieszona. – Przeciez tak naprawde to nie poznalabym osoby z pogranicza nawet wtedy, gdybym zjadla z nia obiad.

– Prawdopodobnie masz racje – zgodzila sie Joan. – Ale nie poznaloby jej takze wielu innych ludzi, gdyby nie dostala ataku psychozy. Tego rodzaju ludzie dobrze sie maskuja; spojrz chocby na Bentwortha – jest przeciez

Вы читаете Zabawa w Boga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×