odwrocil sie i po raz pierwszy usmiechnal.

– Dziekuje za pomoc, Bigalow. Lepiej zmykaj na gore. Masz jeszcze dosc czasu.

Bigalow byl zaskoczony.

– Pan zostaje?

– Tak, ja zostaje. Zamordowalem osmiu dobrych, prawdziwych ludzi. Nie moglbym z tym zyc – powiedzial apatycznie tonem pelnym rezygnacji. – Wszystko sie skonczylo, i kropka. Wszystko.

Bigalow chcial cos powiedziec, ale slowa uwiezly mu w gardle.

Pasazer ze zrozumieniem pokiwal glowa i zaczal ciagnac drzwi, by zamknac je za soba.

– Chwala Bogu za Southby – rzekl, a potem zniknal w ciemnym wnetrzu skarbca.

Bigalow sie uratowal.

Wygral wyscig z podnoszaca sie woda, zdolal dotrzec na poklad lodziowy i skoczyc do morza ledwie na kilka sekund przed zatonieciem statku.

Kiedy kadlub ogromnego transatlantyku zniknal w odmetach oceanu, czerwona bandera z biala gwiazda, bezwladnie zwisajaca z topu masztu na rufie w te bezwietrzna noc, nagle rozwinela sie pod dotknieciem morza, jak gdyby w ostatnim salucie nad grobem poltora tysiaca mezczyzn, kobiet i dzieci, ktorzy umierali z zimna albo toneli w lodowatej wodzie.

Wiedziony slepym instynktem, Bigalow wyciagnal reke i chwycil przemykajaca obok niego bandere. Nim zdazyl sie zorientowac, nim w pelni uswiadomil sobie niebezpieczenstwo, jakim grozil ten nierozwazny czyn, bandera wciagnela go pod wode. Mimo to uporczywie ja trzymal, nie rozluzniajac chwytu. Znajdowal sie juz na glebokosci okolo pieciu metrow, gdy bandera w koncu oderwala sie od masztu i wreszcie ja zdobyl. Dopiero wtedy zaczal walczyc o wydostanie sie na powierzchnie plynnej czerni. Minela cala wiecznosc, zanim ponownie mogl oddychac nocnym powietrzem cieszac sie, ze tonacy statek nie pociagnal go za soba w otchlan.

Woda o temperaturze bliskiej zera omal go nie zabila. Gdyby pozostal w jej lodowatym uscisku jeszcze chocby przez dziesiec minut, wowczas powiekszylby liczbe ofiar tej straszliwej tragedii.

Ocalila go lina, ktora chwycil, kiedy otarla sie o jego reke. Byla przywiazana do przewroconej szalupy. Ostatnim wysilkiem przemarznietych miesni wciagnal sie na jej dno, gdzie z trzydziestoma zdretwialymi z zimna rozbitkami po czterech godzinach doczekal chwili, gdy uratowal ich inny statek.

Rozpaczliwe krzyki setek ludzi, ktorzy wtedy zgineli, pozostana na zawsze w pamieci tych, co przezyli katastrofe. Jednakze Bigalow, czepiajac sie dna przewroconej szalupy, myslal o czyms innym: o mezczyznie, ktory zamknal sie na zawsze w skarbcu „Titanica'.

Kim byl?

Kim byli ludzie, do ktorych zamordowania sie przyznal?

Jaka tajemnice kryl skarbiec „Titanica'?

Pytania te nie dawaly spokoju Bigalowowi przez nastepne siedemdziesiat szesc lat, do ostatnich chwil jego zycia.

Czesc I. „Plan Sycylijski”

Lipiec 1987 roku

1.

Prezydent odwrocil sie na fotelu obrotowym, splotl dlonie na potylicy i patrzyl niewidzacym wzrokiem przez okno Gabinetu Owalnego, przeklinajac swoj los. Nigdy sie nie spodziewal, ze az tak znienawidzi urzad, ktory pelnil. Dokladnie wiedzial, kiedy minal mu caly zapal. Wiedzial o tym juz tego ranka, gdy mial trudnosci ze wstaniem z lozka. Dotychczas lek przed rozpoczynajacym sie dniem zawsze byl pierwsza oznaka zniechecenia.

Po raz tysieczny od chwili objecia urzedu zastanawial sie, czy warto bylo z takim trudem i tak dlugo walczyc o to przeklete, niewdzieczne stanowisko. Cena, jaka za nie zaplacil, okazala sie bardzo wysoka. Droga do politycznej kariery kosztowala go wielu straconych przyjaciol i rozbite malzenstwo. Tuz po zaprzysiezeniu jego raczkujaca administracja zachwial skandal w Departamencie Skarbu, wojna w Ameryce Poludniowej, powszechny strajk pracownikow linii lotniczych i wrogo nastawiony Kongres, ktory nie ufal juz zadnemu z rezydentow Bialego Domu. Dodatkowe przeklenstwo poslal Kongresowi, dwukrotnie odrzucil bowiem jego weto, a prezydentowi bylo to nie w smak.

Chwala Bogu, nie grozi mu kolejny wybor na to parszywe stanowisko. Fakt, ze dwa razy udalo mu sie wygrac, wciaz pozostawal dla niego tajemnica. Pogwalcil przeciez wszystko to, co dla kandydata na prezydenta stanowilo polityczne tabu. Nie tylko byl rozwodnikiem, ale rowniez nie chodzil do kosciola, publicznie palil cygara, a do tego zapuscil ogromne wasy. Prowadzac kampanie ignorowal przeciwnikow, wyborcom zas mowil cala prawde bez oslonek, co bardzo im sie podobalo. Wyplynal w czasie, gdy przecietny Amerykanin mial juz dosc sympatycznych kandydatow, ktorzy ciagle sie usmiechali, lubili wystepowac przed kamerami telewizyjnymi i wyglaszali okragle, puste zdania, jakich prasa nie mogla przekrecic ani doszukac sie w nich ukrytego znaczenia.

Jeszcze osiemnascie miesiecy i skonczy sie jego druga kadencja. Jedynie swiadomosc tego pozwalala mu jakos funkcjonowac. Jego poprzednik przyjal stanowisko przewodniczacego rady zarzadzajacej Uniwersytetu Kalifornijskiego, Eisenhower wycofal sie na swoja farme w Gettysburgu, a Johnson na ranczo w Teksasie. Jemu takie odstawienie na bocznice jednakze nie odpowiadalo. W planach mial samotna wyprawe dwunastometrowym keczem na poludniowy Pacyfik. Tam bedzie mogl ignorowac przeklete kryzysy, wstrzasajace swiatem, i popijac rum, ogladajac miejscowe plaskonose pieknosci o wydatnym biuscie, kiedy znajda sie w zasiegu jego wzroku. Przymknal powieki i juz obraz ten zaczal mu sie rysowac przed oczami, gdy jego sekretarz otworzyl drzwi i chrzaknal.

– Przepraszam, panie prezydencie, ale panowie Seagram i Donner czekaja.

Prezydent wraz z fotelem odwrocil sie twarza do biurka i przeciagnal dlonmi po swoich szpakowatych wlosach.

– Dobra, dawaj ich.

Wyraznie sie ozywil. Gene Seagram i Mel Donner mieli dostep do prezydenta o kazdej porze dnia i nocy. Kierowali badaniami prowadzonymi przez Sekcje Meta, czyli grupe naukowcow pracujacych w absolutnej tajemnicy nad projektami, o jakich jeszcze nikt nie slyszal – projektami, ktorych realizacja powinna pchnac wspolczesna technike o dwadziescia, trzydziesci lat do przodu.

Sekcja Meta byla dzieckiem prezydenta. Wymyslil ja w pierwszym roku urzedowania; na jej dzialalnosc zalatwil tajny nieograniczony fundusz, ktorym sam dysponowal, i osobiscie wybral niewielka grupe znakomitych i oddanych specjalistow, stanowiacych trzon sekcji. Byl z niej bardzo dumny. Nawet CIA i Agencja Bezpieczenstwa Panstwowego nic nie wiedzialy o jej istnieniu. Prezydent zawsze marzyl o popieraniu zespolu ludzi, ktorzy mieli fantastyczne pomysly o znikomych szansach realizacji. Zupelnie sie nie przejmowal tym, ze po pieciu latach istnienia Sekcja Meta jeszcze nie odnotowala na swym koncie zadnego sukcesu.

Przywitali sie bez podawania rak, wymieniajac jedynie kordialne „hello'. Seagram otworzyl podniszczona skorzana teczke i wyciagnal z niej skoroszyt pelen zdjec lotniczych. Rozlozyl je na biurku prezydenta i wskazal reka kilka obszarow, zakreslonych kolkami wymalowanymi na nakladkach z przezroczystej folii.

– Gorskie rejony gornej wyspy Nowej Ziemi, ktora lezy na polnoc od Rosji kontynentalnej. Czujniki naszych satelitow wskazuja, ze istnieje tam pewna niewielka mozliwosc…

– Cholera! – mruknal prezydent. – Za kazdym razem, kiedy cos takiego odkrywamy, musi to lezec albo w Zwiazku Radzieckim, albo tam, gdzie tez nie wolno nam tego tknac. – Obejrzal zdjecia i spojrzal na Donnera. – Ziemia to duza planeta. Przeciez sa jeszcze inne obiecujace obszary.

Donner przeczaco pokrecil glowa.

Вы читаете Podniesc Tytanica
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×