Z wywalonym jezykiem, oplywajacy potem, z poszarpanymi juz pewnie miesniami, pod nieludzkim cisnieniem czasu i w wiecznym pospiechu, bez przerwy mialem przed oczami portret zadowolonego Jonstone'a w ciemnoczerwonej koszuli, zawsze wszystkowiedzacego, zacierajacego paluchy. A wszystko najprawdopodobniej tylko dlatego, zeby cisnac w dol koszty dzialania urzedu, ktorego byl glowa i „byczym karkiem”. Wszyscy wiedzieli jednak, ze tak naprawde to chodzilo mu o cos zupelnie innego. No, a coz to byl za delikatny i wykwintny mezczyzna!

O, ludzie! Ludzie! Ludzie! I psy!!!

A skoro juz jestesmy przy psach:

Bylo to dnia, kiedy z nieba walil zar czterdziestu stopni w cieniu! Prawie na kolanach, oslepiany przez nieustanne przyplywy slonych fal potu, lepiacy sie wszedzie, na wpol juz, w obledzie, z ostrym bolem w okolicy miednicy, zatrzymalem sie przed niskim domkiem. Skrzynka wisiala na plocie. Wetknalem kluczyk, skrzynka otworzyla sie. Blaszany szmelc jakos dzis nie stawial zadnego oporu! I wtedy poczulem, jak cos wpycha sie miedzy moje nogi. Odwrocilem sie i zobaczylem wyrosnietego niemieckiego owczarka, nachalnie wciskajacego swoj czarny nos w moj tylek, Jednym klapnieciem swoich nieobliczalnych przeciez szczek moglby wyrwac mi jaja z korzeniami!!! Postanowilem, ze ci ludzie nie dostana dzis swojej korespondencji. Wiecej ze oni juz nigdy nie beda jej dostawac! Przynajmniej ode mnie. O rany – jak on wwiercal mi sie w dupe! A wachal, a weszyl! Wlozylem wiec listy do torby, a potem, powoli i ostroznie, odwazylem sie zrobic pol kroku do przodu. Pies nie odstepowal. Wiec zrobilem, tym razem druga noga, tez pol kroku do przodu. Owczarek niuchal dniej! Powoli, bardzo powoli udalo mi sie zrobic pelen krok. A potem nastepny. Zatrzymalem sie. Moj wrog pobiegl na ulice i przekrzywiwszy leb, zaczal mi sie bacznie przygladac. Przygladal sie i przygladal! A ja jak stalem, tak stalem dalej. Moze nic podobnego jeszcze nie wachal i nie wiedzial, jak sie wobec czegos tak specjalnego zachowac. Ciagle jeszcze patrzyl, jak jednym susem zaczalem dawac chodu!

8

I to nie byla moja ostatnia przygoda z owczarkiem niemieckim. Inna miala miejsce latem, a to zwierze, olbrzymimi susami nadbieglo z podworka i zaczelo SKAKAC na mnie, celujac w podbrodek.

– BOZE! BOZE! – zaczalem wrzeszczec. – O PANIE! BOZE W NIEBIE!

MORDERSTWO! POMOCY! MORDERSTWO!

To bydle zakrecilo sie wokol wlasnego ogona i ponawialo ataki. Udalo mi sie go silnie uderzyc torba tak, ze wszystkie gazety i listy zaczely fruwac w powietrzu. A ten nic. I jak gotowal sie do kolejnego skoku, pojawily sie dwa malolaty, wlasciciele, i uczepili sie jego obrozy. W towarzystwie grzmotow dobiegajacych z jego pyska, udalo mi sie pozbierac rozrzucone przesylki. Musialem je i tak sortowac jeszcze raz na werandzie sasiedniego domu.

– Wy, kurwa, gowniarze, zupelnie wam juz z tym psem odbilo, nie? – krzyczalem do nich. – Ten pies to morderca. Albo sie go pozbedziecie, albo trzymajcie go przynajmniej na grubym lancuchu!

Mialem ochote im dowalic, nie za duzo, ale miedzy nimi szalalo to krowiaste bydle. Na kolanach, przycupniety na obcej werandzie, dokonczylem sortowanie przesylek. I jak zwykle, zabraklo mi czasu na obiad i na kawe, a mimo ze sam sie juz popedzalem, wrocilem do urzedu z czterdziestominutowym opoznieniem. Stone oczywiscie spojrzal na zegarek.

– Chinaski, pan wraca z czterdziestominutowym opoznieniem.

– A panu nigdy sie cos takiego nie przytrafilo?

– Udzielam panu ostrzezenia.

– No, jasne, Stone.

Szybko zaczal walic w maszyne do pisania, w ktorej juz tkwil odpowiedni formularz. Pojawil sie, jak zwykle, cicho i nieoczekiwanie, w pokoju, w ktorym sortowalem listy i zmienialem kody pocztowe na zle zaadresowanych kopertach – i rzucil mi przed nos papier. Ten rodzaj korespondencji juz mnie nie interesowal, a po odwiedzinach u przedstawiciela Rzadu Stanowego wiedzialem i to, ze jakiekolwiek protesty sa i pozostana bezcelowe. Nie spojrzawszy nawet wyrzucilem ten szpargal do kosza.

9

Kazda trasa miala swoje ciemne strony i zagadki. I tylko caloetatowi znali je wszystkie. Nie bylo wiec ani jednego dnia bez bzdurnych klotni z odbiorcami przesylek, bez obscenicznych gestow, ciagle mozna bylo stac sie ofiara zabojstwa, gwaltu czy tych zajebanych juz do konca psow, nie liczac innych kretynizmow, ktorych tak duzo w ludzkich lbach.

Oczywiscie, ze caloetatowi nie zdradzali nikomu tych swoich malych tajemnic. I tylko na tym polegala ich przewaga nad nami no moze wazne bylo jeszcze i to, ze po dziesiatkach lat pracy dokladnie znali, na pamiec!, rozmieszczenie wszystkich skrzynek pocztowych we wszystkich rejonach.

Jako nowy pracownik urzedu pocztowego musialem liczyc sie z tym, ze czaily sie wokol tej pracy niezliczone niespodzianki na trasie, ale i w samym urzedzie, a tym bardziej na mnie, czyli na tego, ktory ostro tankowal caly wieczor, szedl o drugiej spac, a o wpol do piatej rano, po nocy pelnej cielesnych cudownosci i sprosnych piosenek, niestrudzenie lazl do swego miejsca pracy.

Kiedys tak mi sie udalo, ze starczylo nawet czasu na obiad, co przy zupelnie nowej trasie jest wyczynem co najmniej mistrzowskim. Moj Boze – myslalem – czym sobie zasluzylem, ze po raz pierwszy od dwoch lat w miare spokojnie moge zjesc cos cieplego, i w dodatku w czasie godzin pracy!.

Po obiedzie niewiele juz mi zostalo, mala kupka listow adresowanych do kosciola. Niestety, brakowalo numeru posesji, na kopertach widnialo tylko jakies swiete imie i nazwa ulicy, przy ktorej jakoby mial stac ten kosciol.

Znalazlem go. I dopiero teraz poczulem kaca i zawroty glowy. Szukanie skrzynki na listy kosztowalo mnie duzo wysilku. Nie znalazlem jej. Znalazlem za to jakies drzwi wejsciowe. Otworzylem je i wszedlem do srodka. Ani jednej skrzynki, ani jednego czlowieka, przepicie coraz mocniej dawalo mi sie we znaki. W dali dostrzeglem pare palacych sie swiec, a takze male pojemniczki na swiecona wode. Nagle, nad glowa pojawila sie ambona. Sprawiala wrazenie jakby wytrzeszczala na mnie swoje swiete galy, a glebiej staly statuy, jasnoczerwone, bladoniebieskie i wytarto – zoltawe, skapane wszystkie w swietle cuchnacego i goracego przedpoludnia.

No, i czy ty sie w to wczuwasz, Boze?

I szybko wyszedlem na zewnatrz. Obszedlem kosciol dokola, sciskajac list w dloni. Po prawej stronie, schodzac schodami w dol, dostrzeglem przymkniete drzwi.

I jak myslicie, co ja zobaczylem za tymi drzwiami?

Rzedy kiblow! I natryski. Zmrok. Swiatla byly pogaszone. Jak mialem w takim zmroku dostrzec te jebane skrzynki? Po chwili walki z ciemnoscia zobaczylem kontakt! Przekrecilem go – caly kosciol i wszystko wokol niego rozswietlilo sie rzesiscie. Idac dalej wlazlem do jakiegos pomieszczenia, w ktorym stal stol, a na nim porozkladane roznokolorowe kaplanskie szaty. Przy nodze stala butelka wina.

Do kurwy nedzy – pomyslalem sobie – dlaczego musze zawsze wdepnac w taki grzaski teren?

Przechylilem butelke, i to chyba nieraz, rzucilem listy na te kolorowe szmatki i wrocilem do tych znajomych mi juz kiblow i natryskow. Zgasilem swiatlo i w ciemnosci ulokowalem sie na jednym ze sraczy. Czerwone wino przyspiesza przemiane materii – to nie bylo odkrywcze, ale za to zgodne z chwilowymi potrzebami mojej ciasnej powloki. Zapalilem papierosa i pomyslalem sobie o przyjemnosci i rozkoszy stania pod prysznicem. I dopiero wtedy odkrylem napis na podlodze, pod moimi stopami: LISTONOSZU! – TARGNIJ SIE NA KREW PANSKA I ZMYJ SZYBKO TEN GRZECH KAPIAC SIE NAGO W RZYMSKOKATOLICKIM KOSCIELE.

Propozycja zostala przyjeta z zadowoleniem, ale dwudziestominutowe spoznienie zostalo oczywiscie zarejestrowane przez Jonstone'a. Kolejne ostrzezenie wyladowalo w koszu na smieci.

Dopiero pozniej wyniuchalem, ze poczte oddaje sie proboszczowi mieszkajacemu za rogiem. Jedyna korzysc z tego wszystkiego ta, ze juz wiem, gdzie moge sie wysrac i wykapac, jesli nagle poczuje sie przycisniety do muru. W plenerze.

10

No, a jednak lac zaczelo.

Pieniadze zostaly juz dawno w wiekszosci przechlane, w podeszwach pojawily sie nowe dziury, a stary plaszcz przeciwdeszczowy nie dawal sie juz w zaden sposob pocerowac. Nawet po krotkim deszczu bylem przemoczony do suchej nitki, tak mokry, ze mozna bylo wyzymac nie tylko skarpetki, ale i wlasne gacie. Caloetatowi dzwonili i informowali spokojnymi glosami, ze sa bardzo chorzy. I tak bylo we wszystkich urzedach calego miasta. Roboty wiec bylo po pachy! Takze pomocnicy padali razeni nagla niemoca! A ja nie. Chyba tylko dlatego, ze bylem zbyt zmeczony, aby jeszcze moc rozsadnie myslec.

Pewnego razu zostalem oddelegowany do urzedu w Wently. To bylo wtedy, kiedy nad miastem oberwala sie chmura i sikalo co najmniej przez piec dni bez przerwy. System kanalizacyjny nie mogl dac sobie rady z taka iloscia wody, fale przelewaly sie chodnikami i zalewaly piwnice i garaze. Wszystko stalo w wodzie.

Chca tam tylko dobrego pracownika – ryczal za mna Stone, kiedy bohatersko wchodzilem juz w potok rwacej wody. Drzwi zamknely sie za mna. Bylem juz kompletnie mokry. Samochod zapalil. Ale to i tak bylo malo wazne. Gdyby bowiem nie zapalil, wsadziliby mnie do autobusu i kazali jechac.

W Wently postawiono mnie przed rozdzielczymi skrzyniami do sortowania listow. Wszystkie byly juz wypchane, kiedy ja z pomocnikiem dopychalismy je do konca. Czegos podobnego nie widzialem jeszcze w zyciu. W kazdej z tych rozdzielczych skrzyn miescilo sie dwanascie duzych pekow przesylek. Wygladalo to tak, jakby ten jeden urzad obslugiwal wiecej niz polowe naszego miasta.

Monstrualna ilosc!

Nie wiedzialem wtedy jeszcze, ze trasy w tym obwodzie, to wylacznie ulice, ostro i stromo pnace sie do gory.

Вы читаете Listonosz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×