– Jak to?

– Zostaly trzy okna w pokoju na zapleczu.

– Gdzie?

– Na zapleczu. W salce bankietowej.

Maly Bill pokazal mi ten pokoj. Rzeczywiscie byly w nim trzy okna z trzema zaluzjami.

– Sluchaj, Billy… Zaplac mi polowe i bedziemy kwita.

– Nie. Masz umyc wszystkie. Inaczej nie ma wyplaty.

Zabralem kubly, wylalem brudna wode, nalalem czystej, rozmieszalem mydlo i zdjalem pierwsze zaluzje. Powyciagalem listwy, poukladalem je na stole i bezmyslnie sie na nie gapilem.

Jim, idac do sracza, przystanal na chwile.

– O co chodzi?

– Mam dosyc. Nie obrobie juz ani jednej listwy.

Jim wyszedl ze sracza, poszedl do baru po swoje piwo, wrocil i zabral sie do czyszczenia zaluzji.

– Daj spokoj, Jim.

Teraz ja poszedlem do baru po kolejna whisky. Kiedy wrocilem, jedna z dziewczyn zdejmowala zaluzje z nastepnego okna.

– Uwazaj, zebys sie nie skaleczyla – ostrzeglem ja.

Po paru minutach na zapleczu bylo juz kilka osob. Przyszla nawet Helen. Ludzie gawedzili ze soba, zartowali – i wszyscy pracowali nad zaluzjami. Wkrotce prawie caly bar zebral sie na zapleczu. Wysepilem jeszcze dwie whisky. Wkrotce zaluzje byly gotowe i odwieszone na miejsce. Nie zajelo to nawet tak duzo czasu. Lsnily czystoscia. Na zaplecze wszedl Maly Bill.

– Nie taka byla umowa. Nie place.

– Robota jest skonczona.

– Ale nie ty ja skonczyles.

– Szefie, nie badz takim gownozjadem – odezwal sie ktos.

Billy pogrzebal w kieszeni i wreczyl mi 5$. Przeszlismy do baru.

– Polej wszystkim po kielichu, Tommy! – Polozylem 5$ na kontuarze. – I dla mnie jednego.

Barman obszedl wszystkich, nalewajac drinki.

Wypilem swoja dole. Tommy zwinal lezace przede mna pieniadze.

– Jestes nam winien trzy dolary i pietnascie centow.

– Wpisz mi na kreche.

– W porzadku. Jak masz na nazwisko?

– Chinaski.

– Znasz kawal o tym, jak Polaczek idzie do wychodka?

– Znam.

Potem, az do zamkniecia, ktos mi stawial. Po ostatniej kolejce rozejrzalem sie dokola. Helen zdazyla juz wyjsc. Perfidnie mnie oszukala.

Jak to dziwka, pomyslalem. Bala sie dlugiego, ostrego dymania…

Wstalem i ruszylem piechota do domu, w ktorym wynajmowalem pokoj. Ksiezyc swiecil jasno. W pewnym momencie wydalo mi sie, ze ktos za mna idzie. Obejrzalem sie za siebie. Bylem zupelnie sam. Zmylilo mnie echo moich wlasnych krokow. To one tak dudnily na pustej ulicy.

23

Saint Louis przywitalo mnie chlodem – w kazdej chwili mogl zaczac padac snieg – mnie zas udalo sie znalezc wolny pokoj w milym, czystym domu, na pierwszym pietrze, od podworka. Byl wczesny wieczor, a poniewaz znowu dopadla mnie depresja, poszedlem od razu do lozka i jakos udalo mi sie zasnac.

Rano obudzilo mnie okropne zimno. Trzaslem sie jak paralityk. Wstalem i zobaczylem, ze jedno z okien jest otwarte. Zamknalem je, wrocilem do lozka i juz wtedy, gdy probowalem zasnac, poczulem mdlosci. Obudzilem sie po godzinie – i tym razem wzielo mnie na dobre: ledwie zdazylem wstac, wlozyc cos na siebie i dobiec do lazienki. Zwymiotowalem, wrocilem do pokoju, rozebralem sie i wlazlem do lozka. Po chwili uslyszalem pukanie do drzwi. Nie zareagowalem. Pukanie sie powtorzylo.

– Kto tam? – spytalem.

– Zle sie pan czuje?

– Nie, nic mi nie jest.

– Mozemy wejsc?

– Wejdzcie.

Do pokoju weszly dwie dziewczyny. Jedna troche przygruba, ale za to wypucowana, lsniaca czystoscia, w sukience w rozowe kwiaty. Mila, sympatyczna twarz. Druga, scisnieta w talii szerokim pasem, podkreslajacym jej wspaniala figure, miala dlugie ciemne wlosy, sliczny nos, szpilki, cudowne nogi i biala bluzke z glebokim dekoltem. A takze ciemnopiwne, bardzo ciemnopiwne oczy, ktore wpatrywaly sie we mnie z rozbawieniem, z wielkim rozbawieniem.

– Na imie mam Gertruda – powiedziala. – A to moja kolezanka Hilda.

Kolezanke stac bylo jedynie na to, by sie zarumienic, natomiast Gertruda ruszyla smialo przez pokoj w strone mojego lozka.

– Slyszalysmy, co robiles w lazience. Jestes chory?

– Tak. Ale to nic powaznego. Na pewno! Spalem po prostu przy otwartym oknie.

– Pani Downing, nasza gospodyni, przygotowuje dla ciebie jakas zupe.

– Nie, nie trzeba.

– Dobrze ci to zrobi.

Gertruda podeszla jeszcze blizej. Zatrzymala sie tuz przy moim lozku. Hilda stala tam gdzie przedtem, rozowa, wypucowana i zarumieniona. Gertruda obracala sie na swych bardzo wysokich szpilkach raz do mnie, raz do niej.

– Niedawno tu przybyles?

– Niedawno.

– Nie sluzysz w wojsku?

– Nie.

– A co robisz?

– Nic.

– Nigdzie nie pracujesz?

– Nie.

– No tak – powiedziala Gertruda, zwracajac sie do Hildy. – Popatrz na jego rece. Ma przepiekne dlonie. Widac, ze nigdy nie pracowal.

Do drzwi zapukala gospodyni, pani Downing. Byla zwalista, tega i mila. Pomyslalem, ze pewnie umarl jej maz. I ze jest pobozna, Niosla wielka miske wolowego rosolu, trzymala ja wysoko przed soba, a ja widzialem, jak z miski wydobywa sie para. Zamienilismy kilka uprzejmych slow. Tak, jej maz juz nie zyje, ona jest bardzo pobozna, a do rosolu mam krakersy oraz pieprz i sol.

– Dziekuje pani.

Gospodyni spojrzala na dziewczyny.

– My juz sobie teraz pojdziemy. Mam nadzieje, ze wkrotce pan wydobrzeje. I mam rowniez nadzieje, ze dziewczeta zbytnio pana nie wymeczyly.

– Alez skad! – Usmiechnalem sie, nie podnoszac nosa znad rosolu. Sprawilo jej to wyrazna przyjemnosc.

– Chodzcie, moje drogie!

Pani Downing nie zamknela za soba drzwi. Hilda jeszcze raz sie zarumienila, zdobyla sie na niedostrzegalny niemal usmiech i wyszla. W pokoju zostala tylko Gertruda. Przygladala sie, jak zajadam rosol.

– Smaczny?

– Chcialbym wam wszystkim podziekowac. Cos w tym bylo… naprawde niezwyklego.

– Pojde juz sobie.

Odwrocila sie i ruszyla w strone drzwi. Szla bardzo powoli, a jej posladki poruszaly sie pod obcisla czarna spodniczka. Nogi miala w kolorze zlota. Zatrzymala sie w progu, obrocila na piecie i jeszcze raz poczulem na sobie spojrzenie jej ciemnych oczu. Patrzylem na nia jak urzeczony. Wytrzymala moj wzrok, az do momentu, gdy spostrzegla, jak na nia reaguje. Wowczas potrzasnela glowa i rozesmiala sie. Szyje miala przesliczna. I te niesamowicie ciemne wlosy.

Odeszla korytarzem. Drzwi do mojego pokoju pozostawila uchylone.

Doprawilem rosol sola i pieprzem, pokruszylem do niego krakersy, po czym, za pomoca lyzki, zaaplikowalem sobie to lekarstwo.

24

Znalazlem prace w dziale wysylkowym sklepu z damska konfekcja. Nawet w czasie drugiej wojny swiatowej, kiedy rzekomo istnial niedobor sily roboczej, na kazde

Вы читаете Faktotum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×