uslug.

Przy kazdym z moich trzech zarzutow prychal jak cap!

— To obraza dla ducha Homera i Dantego, zeby taki czlowiek reprezentowal rase ludzka.

— Na razie to najlepszy, jakiego mamy.

— W takim razie powinniscie obejsc sie bez niego.

— To nie jest wystarczajacy powod, zeby go traktowac tak, jak pan to zrobil.

— Mysle, ze wystarczajacy, bo inaczej nie postapilbym w ten sposob. Po drugie, zadawalem takie pytania, na jakie mialem ochote, a panskim przywilejem jest wedlug wlasnego uznania odpowiedziec na nie albo nie — tak jak pan to uczynil. Po trzecie, nikt pana do niczego nie zmusil. Jest pan urzednikiem panstwowym. Otrzymal pan zadanie. Prosze wyklocac sie ze swoim Biurem, a nie ze mna.

— I kiedy sie nad tym zastanawiam — zakonczyl — watpie, czy posiada pan dosc informacji, by tak szafowac slowem „kaprys”.

Z wyrazu twarzy Lorela wynikalo, ze jego wrzod skomentowal po cichu moja nastepna uwag?:

— A wiec, jesli pan chce, moze pan nazywac swoje grubianstwo przyzwoitym postepowaniem — albo wytworem innej kultury — i usprawiedliwiac swoj wplyw sofizmatami, i zastanawiac sie, ile sie panu podoba — i oczywiscie sadzic mnie falszywie, czym ja z kolei moge panu odplacic. Zachowuje sie pan jak Przedstawiciel Krolewski w Kolonii Koronnej — podsumowalem z emfaza — i mnie sie to nie podoba. Przeczytalem wszystkie panskie ksiazki. A takze ksiazki panskiego dziadka, na przyklad Lament ladacznicy z Ziemi, i pan mu nigdy nie dorowna. On potrafi sie zdobyc na litosc. Pan nie. W mojej ksiazce jest pan przedstawiony dwa razy tak negatywnie, jak pan ocenia starego Phila.

Wzmianka o dziadku musiala go trafic w czule miejsce, bo wzdrygnal sie, kiedy spiorunowalem go spojrzeniem mojego niebieskiego oka.

— Wiec moze mnie pan pocalowac gdzies — zakonczylem mniej wiecej takimi slowami w jezyku veganskim.

Sands nie byl dosc biegly w veganskim, by zrozumiec moje slowa, ale od razu zaczal nas godzic, rozgladajac sie przy tym, zeby sie upewnic, czy nie jestesmy podsluchiwani.

— Conrad, prosze podejdz do sprawy profesjonalnie. Srin Shtigo, moze zajmiemy sie planami?

Myshtigo blysnal swoim niebiesko-zielonym usmiechem.

— I pominiemy roznice miedzy nami? — zapytal. — Dobrze.

— Zatem przejdzmy do biblioteki — tam jest spokojniej i mozemy skorzystac z mapy wyswietlanej na ekranie.

— Swietnie.

Kiedy wstalismy z miejsc, poczulem sie pokrzepiony, bo w bibliotece byl Don Dos Santos, ktory nienawidzil Yegan, a zawsze towarzyszyla mu Diane, dziewczyna w rudej peruce, ktora nienawidzila doslownie wszystkich; i wiedzialem,' ze na gorze sa tez George Emmet i Ellen — a George to naprawde zimna ryba wsrod obcych (i przyjaciol tez, jesli juz o to chodzi); i byc moze pozniej przyjdzie Phil i zaatakuje ten nasz „Fort Sumter”; no i byl tez Hasan — ten rzadko sie odzywa, po prostu siedzi, pali swoje zielska i sprawia wrazenie przytepionego — a gdyby ktos stanal zbyt blisko niego i zaczerpnal kilka glebokich oddechow, zaraz przestalby sie przejmowac tym, co mowi Veganom czy innym istotom.

Mialem nadzieje, ze pamiec Hasana bedzie zacmiona wskutek alkoholu albo srodkow odurzajacych.

Nadzieja rozwiala sie, gdy tylko weszlismy do biblioteki. Hasan siedzial prosto i popijal lemoniade.

Mimo ze mial osiemdziesiat — dziewiecdziesiat, czy jeszcze wiecej lat, a wygladal na czterdziestke, zachowywal sie jak trzydziestolatek. Kuracja Sprunga — Samsera trafila na bardzo podatny grunt. Nieczesto to sie zdarza. Wlasciwie prawie nigdy. Kuracja taka powoduje u niektorych ludzi przyspieszony wstrzas anafilaktyczny i nawet dosercowy zastrzyk adrenaliny nie jest w stanie ich z tego wyciagnac; u innych, wlasciwie u wiekszosci, proces starzenia zatrzymuje sie w wieku piecdziesieciu lub szescdziesieciu lat. Ale w rzadkich przypadkach — mniej wiecej jednym na sto tysiecy — ludzie stosujacy regularnie kuracje S-S mlodnieja.

Zdziwilo mnie, ze na wielkiej loterii losu udalo sie to akurat temu czlowiekowi, i to z takim imponujacym efektem.

Minelo ponad pol wieku od Sprawy Madagaskarskiej, kiedy to Radpol zatrudnil Hasana do pomocy przy dokonaniu zemsty na Taleranczykach. Byl oplacany przez (niech mu ziemia lekka bedzie) wielkiego K. z Aten, ktory wyslal go, zeby sie rozprawil z Biurem Handlu Nieruchomosciami Rzadu Ziemi. To zadanie tez wykonal. I to dobrze. Jednym malym ladunkiem termonuklearnym. Buch! Niezwlocznie naprawiono zniszczenia. Zwany przez Niewielu Hasanem Skrytobojca, wielki Arab to ostatni najemnik na Ziemi. A takze, oprocz Phila (ktory nie zawsze dzierzyl miecz bez klingi i rekojesci), Hasan byl jednym z Bardzo Niewielu, ktorzy pamietali starego Karaghiosa.

Tak wiec, unoszac brode i wystawiajac zeszpecony policzek, usilowalem pierwszym spojrzeniem zacmic mu pamiec. Albo zadzialaly odwieczne i tajemnicze moce, w co watpilem, albo byl bardziej odurzony niz myslalem, co bylo mozliwe, albo nie pamietal mojej twarzy, co moglo byc mozliwe, choc bylo malo prawdopodobne — albo postepowal zgodnie z zawodowa etyka lub prymitywna lisia chytroscia. (Nieobce mu bylo — w roznym stopniu — jedno i drugie, ale przewazala lisia chytrosc.) W kazdym razie, kiedy nas przedstawiono, nie dal po sobie nic poznac.

— Moja ochrona osobista, Hasan — przedstawil go Dos Santos, blyskajac promiennym usmiechem, kiedy potrzasnalem reka, ktora, ze tak powiem, kiedys wstrzasnela swiatem.

Nadal byla to bardzo silna reka.

— Conrad Nomikos — powiedzial Hasan mruzac oczy, jakby odczytywal moje nazwisko z pergaminu.

Znalem wszystkich innych obecnych w pokoju, wiec pospieszylem do krzesla znajdujacego sie najdalej od Hasana i prawie przez caly czas trzymalem swojego drugiego drinka na wysokosci twarzy, tak dla bezpieczenstwa.

Niedaleko ode mnie stala Diane w Rudej Peruce.

— Dzien dobry, panie Nomikos — przywitala sie ze mna.

Kiwnalem drinkiem.

— Dobry wieczor, Diane.

Wysoka i szczupla, ubrana prawie w calosci na bialo, stala obok Dos Santosa przypominajac swiece. Wiem, ze nosi peruke, bo juz kiedys widzialem, jak przesunela sie jej do gory, ukazujac czesc szpetnej a zarazem interesujacej blizny, ktora Diane zwykle ukrywala pod nisko opadajaca grzywka. Czesto myslalem o tej bliznie, zwlaszcza kiedy lezalem bezczynnie i wypatrywalem gwiazdozbiorow przez chmury lub kiedy odkopywalem zniszczone posagi. Diane ma fioletowe usta, chyba tatuowane — nigdy nie widzialem, zeby wykwitl na nich usmiech. Jej miesnie szczekowe sa przez caly czas napiete, bo zeby ma zawsze zacisniete. Poniewaz czesto marszczy czolo, miedzy jej oczami zarysowala sie jakby odwrocona litera „v”. Podbrodek ma maly, chodzi z wysoko podniesiona glowa — moze to na znak buntu? Przy mowieniu prawie nie otwiera ust cedzac slowa przez zeby. Naprawde nie potrafilbym odgadnac, ile ma lat. Wiem tylko, ze ponad trzydziesci.

Ona i Don tworza ciekawa pare. Don ma ciemna karnacje, jest gadatliwy, ciagle pali i nie potrafi usiedziec na miejscu dluzej niz dwie minuty. Diane jest wyzsza od niego o ponad dziesiec centymetrow i bardzo opanowana. Nadal nie wiem o niej wszystkiego. Przypuszczam, ze nigdy sie nie dowiem.

Podeszla do mnie i stanela obok mojego krzesla, podczas gdy Lorel przedstawial Corta Dos Santosowi.

— Pan — odezwala sie.

— Ja — powiedzialem.

— …poprowadzi wycieczke.

— Wszyscy o tym wiedza oprocz mnie — stwierdzilem. — Pewnie nie mozesz mi udzielic informacji na ten temat?

— Nie ma zadnych informacji, nie ma zadnego tematu — odpalila.

, — Mowisz jak Phil.

— Nie mialam takiego zamiaru.

— A jednak. Wiec dlaczego?

— Co dlaczego?

— Dlaczego ty? Don? Tutaj? Dzis wieczorem?

Przycisnela mocno jezyk do gornej wargi, jakby chcac wycisnac sok z winogrona albo powstrzymac slowa.

Вы читаете Ja, niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×