Nie mamy jednak obowiazku ani checi, panie Coal, rozpowszechniac takich informacji.

– Do wieczora chce miec wszystkie raporty na biurku – wtracil prezydent. Voyles milczaco wpatrywal sie w okno, jakby nieobecny duchem. Wobec tego prezydent przeniosl wzrok na Gminskiego, dyrektora CIA. – Bob, chce, zebys udzielil mi szczerej odpowiedzi.

Gminski zesztywnial i zmarszczyl brwi.

– Slucham, panie prezydencie. O co chodzi?

– Chce wiedziec, czy te zabojstwa maja zwiazek z dzialalnoscia jakiejs agencji, organizacji czy grup nadzorowanych przez rzad Stanow Zjednoczonych.

– Chyba nie mowi pan tego powaznie, panie prezydencie! To absurd!

Gminski udawal oburzenie, ale prezydent, Coal, a nawet Voyles zdawali sobie sprawe, ze w dzisiejszych czasach wszystko jest mozliwe.

– Mowie smiertelnie powaznie, Bob.

– Ja tez! I zapewniam pana, ze nie mamy z tym nic wspolnego. Jestem zaskoczony, ze cos takiego przyszlo panu do glowy. To zupelny nonsens!

– Sprawdz to, Bob. Chce miec stuprocentowa pewnosc. Rosenberg nie byl zwolennikiem bezpieczenstwa narodowego. Narobil sobie tysiace wrogow w wywiadzie. Po prostu sprawdz to, dobrze?

– W porzadku.

– Chce miec raport przed piata.

– Oczywiscie. Ale to strata czasu.

– Panowie, proponuje, abysmy spotkali sie dzisiaj jeszcze raz, wlasnie o piatej. Czy zgadzacie sie ze mna? – zapytal Fletcher Coal, stajac przy biurku prezydenta.

Obaj dyrektorzy kiwneli glowami i wstali. Coal bez slowa odprowadzil ich do drzwi, ktore nastepnie zamknal za wychodzacymi.

– Swietnie pan sobie poradzil – pochwalil prezydenta. – Voyles wpadl w tarapaty. Poleca glowy. Teraz wystarczy odpowiednio posterowac prasa.

– Rosenberg nie zyje – wymamrotal cicho prezydent. – Nie moge w to uwierzyc.

– Mam pomysl. Wystapi pan w telewizji. – Coal zaczal przechadzac sie po gabinecie, podniecony. – Zdobedziemy dodatkowe punkty, wygrywajac wstrzas, jaki narod przezyje. Powinien pan wygladac na zmeczonego, jakby cala noc spedzil pan na nogach, starajac sie zazegnac kryzys. Rozumiemy sie? Caly narod bedzie na pana patrzyl i czekal na slowa pocieszenia. Uwazam, ze powinien pan ubrac sie w cos cieplego i domowego. Marynarka i krawat o siodmej rano moga sie wydac nie na miejscu. Moze raczej cos swobodniejszego.

– Szlafrok? – Prezydent spojrzal pytajaco.

– Niezupelnie. Co pan powie na rozpinany sweter i bawelniane spodnie? Bez krawata. Biala koszulka polo. Typowy Amerykanin starszego pokolenia.

– Chcesz, zebym w swetrze przemawial do narodu?

– Tak. Podoba mi sie ten pomysl. Brazowy sweter i biala koszulka polo.

– No, nie wiem…

– Doskonale pan wypadnie. Prosze posluchac, szefie, wybory odbeda sie za rok. To nasz pierwszy kryzys od dziewiecdziesieciu dni. Cudowna okazja. Ludzie powinni ujrzec pana w nowym swietle. Tym bardziej ze przemowi pan o siodmej rano. Powinien pan zaprezentowac sie zwyczajnie, po domowemu, a przy tym autorytatywnie. W sondazach zyskamy piec, moze nawet dziesiec punktow procentowych. Prosze mi zaufac, szefie.

– Nie lubie swetrow.

– Niech mi pan zaufa.

– Sam nie wiem…

ROZDZIAL 5

Darby Shaw obudzila sie przed switem, z lekkim kacem. Po pietnastu miesiacach studiow na wydziale prawa jej umysl nie byl w stanie wylaczyc sie na dluzej niz szesc godzin. Czesto wstawala wczesnym rankiem i dlatego nie spalo sie jej dobrze z Callahanem. Seks istotnie byl wspanialy, ale potem przez sen toczyli regularne bitwy, zeby przeciagnac poduszki i przescieradla na swoja strone.

Wbila oczy w sufit i sluchala pochrapywan Callahana, pograzonego w pijackim snie. Zmietoszone przescieradla owinely mu sie wokol kolan. Darby lezala bez przykrycia, ale nie bylo jej zimno. Pazdziernik w Nowym Orleanie jest cieply. Nad ulica Dauphine unosilo sie ciezkie poranne powietrze, ktore wpadalo do sypialni przez otwarte drzwi balkonowe. Darby stanela w wychodzacych na ulice balkonowych drzwiach, owinieta w miekki szlafrok profesora. Wlasnie wschodzilo slonce, ale na Dauphine bylo jeszcze ciemnawo. Dzielnica Francuska nie przejmowala sie nowym dniem. Darby poczula suchosc w ustach.

W kuchni na dole zaparzyla dzbanek gestej cykoriowej kawy, kupionej na Francuskim Rynku. Blekitne cyferki na kuchence mikrofalowej pokazywaly piata piecdziesiat. Dla kogos, kto tak jak Darby nie naduzywal alkoholu, zycie z Callahanem moglo stac sie prawdziwa mordega. Darby nigdy nie wypijala wiecej niz trzy kieliszki wina. Nie miala jeszcze uprawnien do wykonywania zawodu, i nie mogla sobie pozwolic na upijanie sie kazdego wieczoru i spanie do poludnia. Poza tym wazyla tylko sto dwanascie funtow i nie chciala utyc. Callahan zas nie uznawal zadnych ograniczen.

Wypila trzy szklanki wody z lodem, a potem nalala sobie duzy kubek kawy i wrocila do lozka. Za pomoca pilota wlaczyla telewizor i nagle na ekranie pojawil sie prezydent. Siedzial za biurkiem w nieco dziwnym jak dla glowy panstwa stroju: mial na sobie brazowy sweter, sportowa koszulke i byl bez krawata! Stacja NBC nadawala specjalne wydanie wiadomosci.

– Thomas! – Klepnela kochanka w ramie. Nawet sie nie ruszyl. – Thomas! Obudz sie! – Nacisnela guzik, zwiekszajac glosnosc do ryku. Prezydent powiedzial wszystkim dzien dobry. – Thomas! – Usiadla i wbila wzrok w ekran.

Callahan kopnieciem zrzucil z siebie przescieradla i zerwal sie z poscieli, przecierajac zamglone oczy. Podala mu kawe.

Prezydent mial do przekazania tragiczna wiadomosc. Wygladal na zmeczonego i zasmuconego, ale jego gleboki baryton brzmial pewnie i autorytatywnie. Mial przed soba notatki, lecz nie zagladal do nich. Patrzyl prosto w kamere, przedstawiajac narodowi amerykanskiemu wstrzasajace wydarzenia ostatniej nocy.

– Niech mnie szlag – jeknal Callahan.

Prezydent rozpoczal wlasnie kwiecista elegie na czesc Abrahama Rosenberga. Nazwal go “prawdziwa legenda”. Musial bardzo cierpiec, nie mogac sie skrzywic podczas wychwalania pod niebiosa jednego z najbardziej znienawidzonych ludzi w Ameryce.

– Bardzo wzruszajace – rzucila Darby. Siedziala bez ruchu na skraju lozka.

Prezydent wyjasnil, ze odbyl konferencje z szefami FBI i CIA, ktorzy poinformowali go, ze morderstwa moga byc powiazane ze soba. Polecil przeprowadzenie natychmiastowego szczegolowego sledztwa, ktore powinno doprowadzic do postawienia winnych przed obliczem sprawiedliwosci.

Callahan siedzial sztywno, okrywszy sie przescieradlami. Bez przerwy mrugal oczami i przeczesywal palcami potargane dziko wlosy.

– Rosenberg? Zamordowany? – mamrotal w kolko, nie mogac w to uwierzyc. Mimo kaca natychmiast doszedl do siebie; bol glowy pozostal, ale nie byl zbyt dotkliwy.

– Zwroc uwage na ten sweter – rzekla Darby, saczac kawe i spogladajac na rozowa, mocno upudrowana twarz i starannie uczesane srebrzyste wlosy prezydenta.

Prezydent byl przystojnym mezczyzna o kojacym glosie. Dzieki temu odniosl sukces w polityce. Zmarszczki na jego czole zbiegly sie, twarz posmutniala, gdy zaczal mowic o swoim bliskim przyjacielu, sedzim Glennie Jensenie.

– Kino “Montrose”, o polnocy… – powtorzyl za prezydentem Callahan.

– Gdzie to jest? – spytala Darby.

– Nie jestem pewny. Chyba w dzielnicy gejow.

– Byl gejem?

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×