nikoha nie bacyu?

— Bacyu.

— Kaho?!

Jaho tvar skryviusia. Jon uzo nie usmichausia. Ja uvazliva razhladvau jaho, pasla adkazau:

— Hetuju… carnaskuruju…

Snaut maucau. Ale jaho napruzanyja zhorblenyja plecy krychu rasslabilisia.

— Ty moh by mianie choc papiaredzic, — praciahvau ja uzo nie tak upeuniena.

— Ja ciabie papiaredziu.

— Ale jak!

— Jak zdoleu. Zrazumiej, ja nie viedau chto heta budzie! Hetaha nichto nie viedaje, hetaha nielha viedac…

— Pasluchaj, Snaut, u mianie niekalki pytanniau. Ty sutykausia z takimi recami… taja… heta… sto budzie z toj?

— Ty chocas viedac, ci vierniecca jana?

— Tak.

— Vierniecca i nie vierniecca.

— Sto heta aznacaje?

— Vierniecca takaja samaja, jak byla napacatku… pad cas piersaha vizitu. Prosta jana nie budzie nicoha viedac abo, kali kazac dakladna, budzie pavodzic siabie tak, byccam ty nikoli nicoha nie rabiu, kab ad jaje pazbavicca. Jana nie budzie ahresiunaj, kali ty nie pastavis jaje u takoje stanovisca…

— Jakoje stanovisca?

— Heta zalezyc ad abstavin.

— Snaut!

— Sto?

— My nie mozam dazvolic sabie raskosu sto-niebudz utojvac adzin ad adnaho!

— Heta nie raskosa, — pierapyniu jon sucha. — Kielvin, u mianie takoje urazannie, sto ty usio jasce nie razumiejes… abo… Pacakaj! — U jaho zabliscali vocy. — Ty mozas mnie skazac, chto u ciabie byu?!

Ja prakautnuu slinu. Apusciu halavu. Mnie nie chacielasia hladziec na jaho. Ja chacieu, kab zaraz tut byu aby-chto, tolki nie Snaut. Ale vybaru nie zastavalasia. Smatok marli adkleiusia i zvaliusia mnie na ruku. Ja zdryhanuusia ad jaje slizkaha dotyku.

— Zancyna, jakuju… — ja nie zakoncyu. — Jana zahinula. Zrabila sabie… ukol…

Snaut cakau.

— Ucynila samahubstva?.. — udakladniu jon, kali ubacyu, sto ja maucu.

— Tak.

— I usio?

Ja maucau.

— Heta nie usio…

Ja padniau halavu. Snaut nie hladzieu na mianie.

— Adkul ty viedajes?

Ion nie adkazau.

— Ladna, — pacau ja, ablizausy huby, — my pasvarylisia. A zresty, nie. Heta ja joj skazau, sam viedajes, sto havorac u hnievie. Sabrau svaje recy i pajsou. Jana dala mnie zrazumiec, choc pra heta nicoha i nie skazala, ale kali z calaviekam douha zyvies, navosta i havaryc… Ja byu pierakanany, sto pabaicca… jana prosta tak… sto nie zrobic hetaha… ja vyklau joj usio. Na nastupny dzien ja uspomniu, sto pakinuu u sufladzie stala hety… preparat; jana viedala pra jaho ja prynios preparat z labaratoryi i rastlumacyu, jak jon dziejnicaje. Ja spalochausia, chacieu pajsci i zabrac jaho, ale padumau, sto heta dasc padstavy licyc, byccam ja uspryniau jaje slovy usurjoz, i… nie pajsou. Ale na treci dzien ja usio-tki pajsou, bo heta nie davala mnie spakoju. Uzo… kali ja pryjsou, jana byla miortvaja.

— Ach ty, niavinny chlopca…

Hetyja slovy uzrusyli mianie. Ale zirnuusy na Snauta, ja zrazumieu, sto jon nie zartuje. Ja ubacyu jaho byccam upiersyniu. Na serym tvary u hlybokich marscynach zastyla pakuta, jon byu padobny na ciazkachvoraha calavieka.

— Camu ty tak havorys? — spytausia ja zdziulena.

— Tamu, sto historyja heta trahicnaja. Nie, nie, — chucienka dadau jon, kali zauvazyu, sto ja chacu jaho pierapynic, — ty pa-raniejsamu nicoha nie razumiejes. Viadoma, ty mozas pakutavac, navat licyc siabie zabytym, ale… heta nie sama strasnaje.

— Sto ty kazas! — zjedliva vyhuknuu ja.

— Ciesu siabie tym, sto ty nie vierys. Toje, sto adbylosia, moza byc strasnym, ale strasniej za usio toje, sto… nie adbyvalasia. Nikoli.

— Nie razumieju… — pramoviu ja.

Ja i na samaj spravie nicoha nie razumieu. Snaut pakivau halavoj.

— Narmalny calaviek… — praciahvau jon. — Sto takoje narmalny calaviek? Calaviek, jaki nie utvaryu nicoha strasnaha? I navat nikoli pra heta nie padumau? A sto, kali jon nie padumau, ale u jaho padsviadomasci dziesiac abo tryccac hadou tamu tolki milhanula heta? Mo jon zabyusia, nie bajausia, bo viedau, sto nikoli nie zrobic nicoha drennaha. Tak, a zaraz ujavi sabie, sto raptam, siarod bielaha dnia, u asiarodku insych ludziej, ty sustrakajes HETA najavie, prykutaje da ciabie, niezniscalnaje, sto tady? Sto majes rabic tady?

Ja maucau.

— Stancyja, — pramoviu jon cicha. — Majes tady Stancyju Salarys.

— Ale… sto heta urescie moza byc? — spytausia ja nierasuca. — Vy z z Sartoryusam nie zlacyncy…

— Ty z psicholah, Kielvin! — nieciarpliva pierapyniu jon mianie. — Kamu choc raz u zycci nie sniusia taki son, nie zjaulausia taki pryvid? Vozmiem… fietysysta, jaki zakachausia, skazam, u smatok brudnaj bializny. Ryzykujucy zycciom, mietadam pahroz i prosbau jon zdabyvaje svoj biascenny vycvarny smatok. Zabauna, prauda? Jon i brydzicca pradmieta svajho imkniennia, i hatou z-za jaho rozum stracic. I navat zyccio hatovy addac dziela jaho, jak Rameo dziela Dzulety… Takoje casam zdarajecca. Ale ty, vidac, razumiejes, sto byvajuc i takija recy… takija situacyi… jakija nichto nie zachoca miec najavie, pra jakija mozna tolki padumac, i to pad cas apjaniennia, padziennia, varjactva — nazyvaj heta jak chocas. I slova stanovicca cielam. Vos i usio.

— Vos… i usio, — biazhluzda pautaryu ja draulanym holasam. U mianie sumiela u halavie. — A Stancyja? Pry cym tut Stancyja?

— Ty sto, prytvarajessia? — pramoviu Snaut i upieryu na mianie svoj pozirk. — Ja z uvies cas kazu pra Salarys, tolki pra Salarys i ni pra sto insaje. Ja nie vinavaty, sto usio tak rezka adroznivajecca ad tvaich spadziavanniau. Zresty, ty dastatkova pierazyu, kab choc vysluchac mianie da kanca. My vypraulajemsia u kosmas, hatovyja da usiaho, heta znacyc da adzinoty, da baracby, da pakut i smierci. Z-za sciplasci my nie havorym pra heta uslych, ale casam dumajem pra svaju vialikasc. A na samaj spravie, na samaj spravie hetaha mala, i nasa padrychtavanasc — tolki poza. My zusim nie chocam zavajouvac kosmas, my chocam prosta pasyryc da jaho absiahau Ziamlu. Na adnych planietach pavinny byc pustyni nakstalt Sachary, na druhich — ildy, jak na polusie, albo dzunhli, jak u brazilskich tropikach. My humannyja i vysakarodnyja, nie chocam zavajouvac insyja rasy, my tolki imkniomsia pieradac im nasy dasiahnienni i uzamien atrymac ich spadcynu. My licym siabie rycarami Sviatoha Kantaktu. Heta druhaja chlusnia. My nie sukajem nikoha, akramia calavieka. Nam nie patrebny insy susviet. Nam patrebna nasa adlustravannie. My nie viedajem, sto rabic z insym susvietam. Nam chapaje i adnaho, my i tak u im zadychajemsia. My chocam znajsci svoj ulasny, idealizavany vobraz: planiety z cyvilizacyjami, jakija bols daskanalyja, cym nasa, albo susviety nasaha prymityunaha minulaha. Miz insym, z taho boku josc niesta, sto my nie prymajem, ad caho abaraniajemsia, a tym casam z Ziamli pryviezli nie tolki krystalnuju dabracynnasc, nie tolki ideal hieraicnaha Calavieka! My prylacieli siudy takimi, jakija my na samaj spravie; a kali insy bok pakazvaje nam nasu realnuju isnasc tuju castku praudy pra nas, jakuju my chavajem, — my nie mozam z hetym zmirycca!

— Nu i sto? — spytausia ja, ciarpliva vysluchausy jaho.

— Toje, sto my chacieli: kantakt z insaj cyvilizacyjaj. Vos jon, hety kantakt! Pavialicanaja jak pad mikraskopam nasa strasennaja brydota, nasa fihlarstva i soram!!!

Holas Snauta azno trapiatau ad zlosci.

— Znacyc, ty licys, sto heta… Akijan? Sto heta jon? Ale navosta? Zaraz ja miens za usio cikaulusia miechanizmam dziejannia, ale chaj Boh kryje, navosta?! Niauzo ty usurjoz licys, sto jon zabaulajecca z nami?! Albo karaje nas?! Heta z sapraudnaje carnaknizza! Planieta, jakuju zavajavau niejki djabal-vielikan, i vos zaraz jon, zychodziacy sa svajho djabalskaha adcuvannia humaru, padkidvaje siabram navukovaj ekspiedycyi hetkija brydoty! Sama sapraudny idyjatyzm. Niauzo ty sam vierys u heta?!

— Hety djabal nie taki durny, — pracadziu Snaut praz zuby.

Ja zdziulena pahladzieu na jaho. Urescie u jaho mahli nie vytrymac niervy, padumau ja, navat kali toje, sto adbyvajecca na Stancyi, nielha vytlumacyc varjactvam. Reaktyuny psichoz?.. — pramilhnula u mianie dumka, kali Snaut pacau cichienka smiajacca.

— Znou stavis mnie dyjahnaz? Nie spiasajsia. Pa sutnasci ty sutyknuusia z hetym u takoj lohkaj formie, sto nicoha nie zrazumieu!

— Aha! Djabal zlitavausia z mianie.

Razmova pacynala niervavac.

— Sto ty, ulasna, chocas? Kab ja skazau tabie, sto rychtujuc suprac nas iks bilonau kubamietrau mietafarycnaj plazmy? Mahcyma, nicoha.

— Jak heta nicoha? — spytausia ja zdziulena.

Snaut pa-raniejsamu usmichausia.

— Ty z viedajes: navuka zajmajecca tolki tym, jak adbyvajecca stosci, a nie tym, camu adbyvajecca. Jak? Usio pacalosia praz vosiem abo dzieviac dzion pasla ekspierymientu z apramienvanniem renthienam. Mahcyma, Akijan adkazau na nasa apramienvannie niejkim svaim, mahcyma, prascupvau pramianiami nas mozh i vyvodziu z jaho peunyja psichicnyja pracesy, tak by movic — inkapaliravanyja.

— Inkapaliravanyja? Heta mianie zacikavila.

— Tak, pracesy, adarvanyja ad usiaho insaha, zamknutyja u sabie, scisnutyja, zamuravanyja, niejkija zapalnyja astrauki pamiaci. Jon palicyu ich za prajekt… za recept… Bo ty z viedajes, jakoje padabienstva majuc pamiz saboj asimietrycnyja krystali chramasom i tych nukleinavych spalucenniau carabrazidau, jakija zjaulajucca asnovaj pracesau zapaminannia… Spadcynnaja plazma heta plazma „zapaminannia”. Znacyc, jon zdabyu heta z nas, zarehistravau, a pasla — sam viedajes, sto bylo pasla. Ale camu jon heta zrabiu? O! Va usiakim vypadku nie dziela taho, kab zniscyc nas. Zniscyc nas mozna znacna prasciej. Naohul — z jaho technalahicnymi mahcymasciami — jon moh zrabic usio, sto chacieu, napryklad, zamianic nas dvajnikami.

— Aha! — vyhuknuu ja. — Vos camu ty tak spalochausia mianie tym piersym viecaram!

— Tak. Zresty, — dadau Snaut, — mahcyma, sto jon tak i zrabiu. Adkul ty viedajes, sto ja sapraudy toje staroje dobraje Mysania, jakoje prylaciela siudy dva hady tamu…

Snaut chichiknuu, nibyta mieu asalodu ad majoj razhublenasci, ale adrazu z stau surjozny.

— Nie, nie, — pramarmytau jon, — i tak chapaje usiaho, az zanadta… Vidac, adroznienniau znacna bols, ale ja viedaju adno: i mianie i ciabie mozna zabic.

— A ich nielha?

— Navat nie sprabuj. Strasny malunak!

— Nicym?

— Nie viedaju. Va usiakim vypadku ich nielha ni atrucic, ni zarezac, ni zadusyc…

— A kali atamnym raskidalnikam pramianiou?

— A ty zdoleu by?

— Nie viedaju. Kali licyc, sto jany nie ludzi…

— U peunym sensie jany ludzi. Subjektyuna jany ludzi. Jany nie razumiejuc sensu… svajho…

Вы читаете Salarys
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×