– Zawsze tak mowia, zanim zrobia dziure w najlepszym kumplu. Weszli na polane.

– Moj Boze, jest piekny – powiedziala Cybil z podziwem, gdy podeszli do Kamienia Pogan. – Nie mogla stworzyc go natura, jest zbyt idealny. Mysle, ze sluzyl do kultu. I jest cieply. Dotknijcie go, naprawde jest cieply. – Obeszla skale. – Kazdy, kto ma odrobine wrazliwosci, musi czuc, musi wiedziec, ze to poswiecona ziemia.

– Poswiecona komu? – zapytal Gage. – Bo to, co wylazlo stad dwadziescia jeden lat temu, nie bylo wesolym i przyjacielskim bozkiem.

– Nie bylo tez do konca czarne. Czulismy jedno i drugie. – Cal popatrzyl na Foxa. – Widzielismy jedno i drugie.

– Tak. Po prostu ta czarna, przerazajaca sila bardziej przykula nasza uwage, bo wyrzucila nas w powietrze.

– Ale druga sila dala nam prawie wszystko, co miala. Wyszedlem stad nie tylko bez zadnego drasniecia, ale z idealnym wzrokiem i cholernie sprawnym systemem odpornosciowym.

– Zadrapania na moich ramionach zagoily sie, zniknely tez siniaki, ktore mialem po ostatniej bojce z Napperem. – Fox wzruszyl ramionami. – Od tamtej pory nie przechorowalem nawet jednego dnia.

– A ty? – Cybil zapytala Gage'a. – Jakies cudowne ozdrowienie?

– Po wybuchu zaden z nas nie mial nawet zadrapania… – zaczal Cal.

– Nie ma sprawy, Cal. Zadnych tajemnic w druzynie. W wieczor przed nasza wyprawa moj staruszek potraktowal mnie pasem. Mial taki zwyczaj, kiedy sie upil. Przyszedlem tutaj z pregami, wyszedlem bez nich.

– Rozumiem. – Cybil przytrzymala jego wzrok na kilka chwil. – To szczescie, ze dostaliscie ochrone i te wyjatkowe wlasciwosci umozliwily wam obrone waszej ziemi, ze tak powiem. Inaczej bylibyscie tylko trzema bezbronnymi chlopcami.

– Jest czysty. – Na te slowa wszyscy odwrocili sie do Layli, ktora stala przy kamieniu. – To pierwsza rzecz, jaka przyszla mi do glowy. Mysle, ze nikt nigdy nie skladal na nim ofiary, nie silom ciemnosci. Zadnej krwi ani smierci. Wydaje sie czysty.

– Ja widzialem na nim krew – powiedzial Gage. – Widzialem, jak plonal, slyszalem wrzaski.

– To nie jest jego przeznaczenie. Moze tego chce Twisse. – Quinn polozyla dlon na kamieniu. – Chce go zbezczescic, wykorzystac jego moc. Jesli mu sie to uda, Kamien Pogan bedzie nalezal do niego, prawda? Cal?

– Okej. – Przykryl jej dlon swoja. – Gotowa? – Skinela glowa i wzieli sie za rece.

Na poczatku widzial tylko Quinn, odwage w jej oczach. Potem swiat cofnal sie o piec lat, o dwadziescia, az zobaczyl siebie jako chlopca, gdy z przyjaciolmi rozcinali skore na nadgarstkach, chcac zwiazac sie na wieki. Potem popedzil wstecz, o dekady, wieki, do pozaru i wrzaskow, i bialego, chlodnego kamienia stojacego w samym srodku piekla.

I do innej bialej zimy, gdy Giles Dent stal tutaj z Ann Hawkins, tak jak on teraz z Quinn. Z ust Cala poplynely slowa Denta.

– Mamy czas tylko do lata. Nie moge tego zmienic nawet dla ciebie. Ten obowiazek jest wazniejszy nawet od mojej milosci do ciebie i zycia, ktore razem stworzylismy. – Dotknal jej brzucha. – Tak bardzo bym chcial byc przy tobie, gdy przyjda na swiat.

– Ukochany, pozwol mi zostac.

– Jestem straznikiem, a ty nadzieja. Nie moge zniszczyc tej bestii, a jedynie uwiezic ja na jakis czas. Nie opuszczam cie. To nie smierc, lecz niekonczaca sie walka, wojna, ktora tylko ja moge stoczyc. Zanim ci, ktorzy z nas powstana, poloza jej kres. Otrzymaja wszystko, co moge im dac, przysiegam ci. Jesli zwycieza, znow bede z toba.

– Co mam im powiedziec o ojcu?

– Ze kochal ich matke i ich samych calym sercem.

– Giles, on ma postac czlowieka. Czlowiek moze krwawic, moze umrzec.

– On nie jest czlowiekiem, a ja nie mam mocy, by go zniszczyc. To zadanie tych, ktorzy przyjda po nas. On takze splodzi potomstwo. Nie z milosci. Nie beda dziecmi, ktorych sie spodziewal. Nie bedzie mogl ich kontrolowac, jesli znajda sie poza jego zasiegiem, poza zasiegiem jego wzroku. Musze to zrobic. Nie jestem pierwszym, Ann, lecz ostatnim.

Przycisnela reke do brzucha.

– Poruszyli sie – wyszeptala. – Kiedy, Giles, kiedy to sie skonczy? Zycie, ktore przedtem wiedlismy, radosci i smutki, ktore dzielilismy? Kiedy odzyskamy spokoj?

– Badz moim sercem. – Uniosl jej dlon do ust. – A ja bede twoja odwaga. Wtedy znowu sie odnajdziemy.

Lzy splynely po policzkach Quinn, gdy patrzyla na blednacy obraz.

– Maja tylko nas. Straca siebie, jesli nam sie nie uda. Czulam, jak jej serce peka z bolu.

– Wierzyl, w to, co zrobil, co musial zrobic. Wierzyl w nas, pomimo ze nie widzial nas jasno. Nie sadze, aby mogl nas zobaczyc, nie wszystkich – powiedzial Cal, patrzac na przyjaciol. – I niewyraznie. Przyjal to na wiare.

– I daj mu Boze zdrowie – Gage przestapil z nogi na noge – ale ja pokladam troche wiecej wiary w glocku.

Na skraju polany stal nie wilk, lecz chlopiec, szczerzac zeby w usmiechu. Uniosl rece i pokazal im paznokcie ostre niczym szpony.

Poludniowe slonce przygaslo, powietrze stalo sie lodowate. Po zimowym niebie przetoczyl sie grzmot.

Klusek skoczyl tak blyskawicznie, ze Cal nie zdazyl nawet wyciagnac reki, by powstrzymac psa. Chlopiec zapiszczal z uciechy i zwinnie niczym malpka wspial sie na drzewo.

Ale Cal widzial to – przez ulamek sekundy. Szok i strach w jego oczach.

– Zastrzel go – zawolal do Gage'a, probujac zlapac psa za obroze. – Zastrzel tego sukinsyna!

– Jezu, chyba nie sadzisz, ze kula moglaby… Pomimo sprzeciwu Foxa Gage strzelil. Bez wahania wycelowal prosto w serce demona.

Kula przeciela powietrze, trafila w drzewo. Tym razem wszyscy widzieli szok na twarzy dziecka. Ryk wscieklosci i bolu przetoczyl sie po polanie, az zadrzala ziemia.

Gage z okrutnym spokojem oproznil caly magazynek.

Chlopiec przemienil sie. Urosl. Zamienil sie w cos ogromnego, czarnego i wijacego, co zawislo nad Calem, ktory nie ruszyl sie z miejsca, probujac utrzymac psa, gdy ten wyrywal sie i szczekal jak szalony.

Smrod i zimno uderzyly w niego niczym garsc kamieni.

– Wciaz tu jestesmy – zawolal Cal. – To nasze miejsce, a ty mozesz isc do diabla.

Cofnal sie pchniety fala powietrza i dzwieku.

– Lepiej naladuj bron, rewolwerowcu – zarzadzila Cybil.

– Wiedzialem, ze trzeba bylo zabrac haubice. – Gage zaladowal pelny magazynek.

– To miejsce nie nalezy do ciebie! – zawolal ponownie Cal. Wiatr o malo nie zwalil go z nog, wydawal sie ciac jego ubranie i skore niczym tysiac nozy. Przez jego wycie uslyszal wystrzal, a wscieklosc demona chwycila go za gardlo niczym szpony.

Wtedy Quinn stanela u jego boku, Fox z drugiej strony i cala szostka utworzyla jeden szereg.

– To – zawolal Cal – nalezy do nas! To nasze miejsce i nasz czas. Nie dostaniesz ani mojego psa, ani mojego miasta.

– Dlatego spierdalaj – poradzil Fox, podniosl kamien i rzucil nim z calej sily.

– Halloo, mamy tu pistolet! Fox wyszczerzyl zeby w dzikim usmiechu.

– Obrzucanie kamieniami to zniewaga. Powinno zachwiac jego pewnoscia siebie.

Umrzecie tutaj!

To nie byl glos, lecz potezna fala dzwieku i wiatru, ktora powalila ich na ziemie niczym kregle.

– Zachwiac, akurat. – Gage uniosl sie na kolana i znowu zaczal strzelac.

– To ty tu umrzesz – powiedzial Cal chlodno, a inni poszli w slady Foxa i zaczeli rzucac kamieniami i patykami w niewidocznego przeciwnika.

Polane zalal ogien o plomieniach tnacych jak lodowe ostrza. Demon ryczal z wscieklosci spowity klebami cuchnacego dymu.

– Ty tu umrzesz! – powtorzyl Cal. Wyciagnal noz z pochwy i pobiegl do przodu, zeby wbic ostrze we wrzaca czarna mase.

Demon wrzasnal. Cal uslyszal krzyk pelen wscieklosci, ale i bolu. Jego ramie przeszyl prad, przecial je niczym

Вы читаете Bracia Krwi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×