Joe Alex

Powiem wam, jak zginal

Klitajmestra

Oto jestem. Zadany cios i czyn spelniony. Otwarcie i bez leku powiem wam, jak zginal. Otulilam go plotna plachta, mocno tkana, jak siecia. Nie mogl uciec ani sie uchylic przed ciosem. Uderzylam raz po raz, dwukrotnie, a on krzyknal dwa razy i upadl niezywy. A gdy lezal, zadalam trzeci cios: ofiarny, w podziece Zeusowi, wladcy panstwa zmarlych… Tak oto padl i zginal. Wowczas dusza jego ustami wytrysnela razem z krwi strumieniem tak silnym, ze mnie cala skropil jak deszcz czarny. I wstrzasnela mna rozkosz jak ziemia po deszczu, gdy czuje nabrzmiewanie kielkujacych nasion.

AJSCHYLOS Oresteja

I. Przed uniesieniem kurtyny

Tego dnia Joe Alex skonczyl trzydziesci piec lat, ale nie powiedzial o tym nikomu i nawet niemal o tym zapomnial. Rano, kiedy spojrzal na kalendarz, przypomnialy mu sie dni dziecinstwa, tort, w ktorym co roku przybywala jedna nowa swieczka, twarze rodzicow, zatarte ksztalty prezentow; a potem przyszlo nagle, ostre wspomnienie dnia, kiedy lecac nad chmurami ku plonacemu w dole miastu niemieckiemu, zobaczyl pod slonce cien mysliwca z krzyzami na skrzydlach i pomyslal, ze dzis ma urodziny i za chwile moze zginac, dokladnie w rocznice dnia, w ktorym przyszedl na swiat. Ale to bylo przed laty. Od dawna unikal mysli o wszystkich osobistych swietach. Byl sam na swiecie i nic nie wskazywalo na to, zeby ten stan rzeczy mial sie kiedykolwiek zmienic. Tym bardziej dzis.

Mimowolnie spojrzal na stojaca na kominku tace. Lezaly na niej dwa bilety teatralne zaopatrzone w dzisiejsza date. Chcial pojsc z Karolina na przedstawienie Macbetha. A chcial pojsc z dwoch powodow. Po pierwsze, czul od pewnego czasu, ze jego przyjazn z Karolina slabnie. Znali sie od dawna, moze nawet od zbyt dawna. Karolina byla ladna i kulturalna. Wiedzial, ze nie jest jej zupelnie obojetny. Odwiedzila jego mieszkanie po raz pierwszy przed rokiem. Potem spedzili tydzien nad morzem w Brighton. Wiezy, ktore ich laczyly, byly wiotkie, lekkie, moze dlatego wlasnie zadne z nich nie sililo sie ich zerwac. Przez pewien czas bylo im nawet dobrze z soba. Joe, bedacy juz w wieku, w ktorym instynkt daje chwilami znac czlowiekowi, ze powinien sobie znalezc towarzyszke zycia, pomyslal nawet kilka razy przelotnie, ze gdyby sie chcial ozenic, osoba taka jak Karolina bylaby bardzo odpowiednia. Mily, czysty dom, ladna, opanowana pani tego domu, spokojna, pozbawiona wybojow droga zycia. Tak, ale w zyciu bylo chyba cos jeszcze, cos, czego nigdy dotad nie zaznal. Milosc. A Karoliny nie kochal i sadzil, ze gdyby kiedykolwiek mial ja pokochac, bylo na to juz dosc czasu i sposobnosci.

Mimo to, kiedy ostatnio zaczal wyczuwac, ze oddala sie od niej coraz bardziej, uswiadomil sobie, ze go to martwi. Wiedzial rownoczesnie, ze wystarczyloby chciec, wystarczyloby zmusic sie do uwierzenia, ze nie chce jej naprawde stracic, aby zostala. Ale nie umial wywolac w sobie tego uczucia. Stosowal polsrodki. Takim wlasnie polsrodkiem bylo wyslanie do niej kartki z zaproszeniem do teatru na dzisiejszy wieczor. Gdzies na tej kartce, posrod milych, konwencjonalnych slow, powinien byl tkwic wykrzyknik, moze podkreslenie piorem. Ale tego nie umial zrobic. I dlatego stal teraz, ubrany do wyjscia, smutny, ale rownoczesnie pelen niemilej ulgi. Jezeli Karolina nie zadzwoni, to znaczy, ze nie zadzwoni juz chyba nigdy.

Drugim powodem, dla ktorego chcial pojsc dzis do teatru, byla chec zobaczenia Sary Drummond, ktora grala role lady Macbeth. Ale i ten powod nie byl jasny i prosty. Ani gra wielkiej aktorki, ani trzy godziny spedzone oko w oko z niesmiertelnym problemem ambicji i zdrady nie bylyby go dzis zmusily do wyjscia z domu. Po prostu musial zobaczyc Sare, bo byl to jej ostatni wystep londynski w tym roku, a on sam mial pojechac pojutrze rano do jej posiadlosci, dokad zaprosil go Ian Drummond, maz Sary. Nie chcial znalezc sie pod jej dachem, przyznajac rownoczesnie, ze nie widzial jej w tym roku na scenie. To byloby nieprzyzwoite.

Ian, Alex i obecny inspektor Scotland Yardu, Ben Parker, byli w ciagu pieciu lat wiecej niz przyjaciolmi. Stanowili czesc zalogi bombowca, ktory wracajac sponad jednego z okupowanych portow francuskich splonal, juz nad Anglia, i runal na ziemie z wysokosci szesciu tysiecy stop. Z siedmiu znajdujacych sie w nim ludzi tylko trzech zdazylo wyskoczyc i rozwinac spadochrony. Od tego czasu nie rozlaczali sie. Rozlaczyl ich dopiero pokoj. Drummond, ktory byl mlodym i bardzo zdolnym chemikiem, ale nie chcial w czasie wojny sluzyc krajowi poza frontem i uzyl wowczas wszelkich protekcji, aby dostac sie do lotnictwa i nie dac sie wyreklamowac na powrot do „laboratorium, wrocil tam po zawieszeniu broni i szybko zdobyl wielkie nazwisko w swiecie naukowym.

Alex zostal autorem powiesci kryminalnych. Nie czul zadnego powolania do tego zawodu, ale wiedzial, ze po pieciu latach wojny nie potrafi juz nigdy wrocic do biura, ktore opuscil jako dziewietnastoletni chlopiec, poczatkujacy, dobrze ulozony, mlodziutki urzednik. Nic nie laczylo go juz z tym chlopcem. Sprobowal pisania i ku swemu zdumieniu zobaczyl, ze powiesci jego sa rozchwytywane. Na szczescie zbyt wiele czytal dobrych ksiazek, aby ta dwuznaczna slawa przewrocila mu w glowie. Mimo to staral sie pisac swoje mroczne opowiesci jak najlepiej.

To wlasnie byl jeszcze jeden powod jego zlego samopoczucia dzisiejszego wieczoru. Mala, plaska maszyna Olivetti stala otwarta na stole, a na wkreconym w nia papierze widnialy rozstrzelonym drukiem dwa slowa: Rozdzial pierwszy.

I to bylo wszystko. Od dwoch tygodni ta sama kartka tkwila w maszynie. Od dwoch tygodni chodzil po pokoju calymi godzinami, zblizal sie do stolu, siadal, a potem wstawal i znowu zaczynal krazyc od sciany do sciany. Wiedzial dokladnie, jaka ma byc ta ksiazka, chociaz nie mial nawet jeszcze jej planu. Czul, ze pomysl jest swietny: zagadka postawiona przed czytelnikiem prosta i nieslychanie jasna, a jednoczesnie tak umieszczona w labiryncie pozorow, ze do rozwiazania jej bedzie prowadzila tylko jedna jedyna waska sciezka, zaopatrzona uczciwie wszystkie konieczne drogowskazy, ale ukryta w mroku.

Westchnal. To, co czul, nie mialo zadnego znaczenia, skoro nie mogl zaczac. Moze w cichym, okolonym

Вы читаете Powiem wam, jak zginal
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×