zaczela prace z prokuratorem i przejrzala wszystko, co mamy.

– Bede tam. Feeney, on sie z tego nie wymiga.

– Upewnij sie, ze stryczek jest gotowy, dziecinko. Do zobaczenia o osmej.

– Tak. – Zdenerwowana wlaczyla sie znowu w sznur samochodow. Zastanawiala sie, czy nie lepiej wrocic do domu i zajac sie zestawieniem dowodow. Ale miala piec minut do domu Roarke'a. Mogla z nim przecwiczyc czekajace ja przesluchanie.

Wiedziala, ze doskonale odegralby role adwokata diabla, gdyby chciala odkryc swoje slabe punkty, a poza tym musiala przyznac, ze umial ja uspokoic, co pozwalalo jej myslec chlodno, nie ulegajac chwilowym emocjom. Nie mogla pozwolic, by zawladnely nia uczucia, nie mogla pozwolic, aby obraz Catherine przeslanial jej mysli, jak to ciagle sie zdarzalo. Wstyd i strach, i wina. Tak strasznie trudno bylo to oddzielic. Wiedziala, ze chce, aby DeBlass zaplacil za to, co zrobil Catherine, i za smierc trzech kobiet.

Zostala wpuszczona przez brame domu Roarke'a. Szybko wjechala na podjazd. Krew pulsowala jej w zylach, gdy wbiegala po schodach. Idiotka, pomyslala. Jak nastolatka opetana przez hormony. Ale usmiechala sie, kiedy Summerset otworzyl drzwi.

– Musze zobaczyc sie z Roarke'em – powiedziala mijajac go.

– Przykro mi, pani porucznik. – Nie ma go w domu.

– Och! – Rozczarowanie, jakiego doznala, sprawilo, ze poczula sie idiotycznie. – Gdzie on jest?

Twarz Summerseta byla nieprzenikniona.

– Sadze, ze jest na jakims zebraniu. Byl zmuszony odwolac wazna podroz do Europy i dlatego bedzie pracowal do pozna.

– W porzadku. – Kot dumnie zszedl ze schodow i natychmiast zaczaj sie ocierac o nogi Ewy. Wziela go na rece i podrapala po brzuszku. – Kiedy mozna sie go spodziewac?

– Roarke sam rozporzadza swoim czasem, pani porucznik. Nie wiem, kiedy mozna sie go spodziewac.

– Posluchaj, przyjacielu, nie zmuszalam Roarke'a, zeby spedzal ze mna swoj cenny czas. Wiec dlaczego nie wyrzucisz z siebie tego wreszcie i nie powiesz mi, czemu zachowujesz sie, jakbym byla jakims niewygodnym intruzem za kazdym razem, kiedy tu przychodze.

Zaszokowany Summerst pobladl gwaltownie.

– Jestem przyzwyczajony do dobrych manier, pani porucznik Dallas. Pani najwyrazniej nie.

– Pasuja do mnie jak piesc do nosa.

– W istocie. – Summerset wyprostowal sie dumnie. – Roarke to wplywowy czlowiek. Ma styl i klase. Licza sie z nim prezydenci i krolowie. Dotrzymywal towarzystwa kobietom wysoko urodzonym i o swietnym drzewie genealogicznym.

– A ja jestem nisko urodzona i nie mam zadnego drzewa genealogicznego. – Rozesmialaby sie, gdyby jego slowa nie byly tak bliskie prawdy. – Nawet takiemu czlowiekowi jak Roarke moze spodobac sie zwykly kundel. Powiedz mu, ze zabralam kota – rzucila na odchodnym.

Poczula sie lepiej, kiedy wytlumaczyla sobie, ze Summerset jest nieznosnym snobem. W drodze do domu, wciaz jeszcze zdenerwowana, uznala ciche towarzystwo kota za nadspodziewanie uspokajajace. Nie potrzebowala aprobaty jakiegos lokaja i to na dodatek dupka. Jakby na potwierdzenie tych slow kot wlazl jej na kolana i zaczal sie o nia ocierac.

Skrzywila sie lekko, kiedy wbil pazury w jej spodnie, ale nie odsunela go od siebie.

– Musimy dac ci jakies imie. Nigdy przedtem nie mialam kota – mruknela. – Nie mam pojecia, jak nazywala cie Georgie, ale wymyslimy cos nowego. Nie martw sie, wymyslimy cos lepszego niz Mruczek.

Wjechala do garazu, zaparkowala i zobaczyla zolte swiatelko migajace na scianie przy jej miejscu postojowym. Ostrzezenie, ze nie zaplacila za parking. Jesli zmieni sie na czerwone, wjazd zostanie zablokowany i nie bedzie mogla wyjechac. Zaklela pod nosem, bardziej z przyzwyczajenia niz ze zlosci. Nie miala czasu placic rachunkow, cholera jasna, i teraz zdala sobie sprawe, ze bedzie musiala poswiecic wieczor na uregulowanie wszystkich naleznosci. Z kotem pod pacha poszla w kierunku windy. Moze Fred? Pochylila glowe, wpatrujac sie w jego nieprzeniknione dwu – kolorowe oczy.

– Nie, nie wygladasz mi na Freda. Jezu, musisz wazyc ze dwadziescia funtow. – Podnoszac torbe, weszla do windy. – Jeszcze pomyslimy nad imieniem dla ciebie. Tubbo.

Kiedy tylko postawila go na podlodze w mieszkaniu, popedzil do kuchni. Powaznie podchodzac do swych obowiazkow wlascicielki kota i chcac uniknac szkod, poszla za nim i wystawila mu spodek mleka oraz niezbyt swieze resztki chinszczyzny.

Kot najwidoczniej nie byl wybredny i zabral sie do jedzenia z apetytem.

Obserwowala go przez chwile, myslac o czym innym. Pragnela Roarke'a. Potrzebowala go. Jeszcze jedna sprawa wymagala przemyslenia.

Nie wiedziala, jak traktowac jego zapewnienie o milosci. Milosc oznacza rozne rzeczy dla roznych ludzi. Do tej pory nie bylo jej w zyciu Ewy.

Nalala sobie pol kieliszka wina, ale ledwo na nie spojrzala. Na pewno czula cos do Roarke'a. To uczucie bylo nowe i niebezpiecznie silne. Najlepiej zostawic sprawy ich wlasnemu biegowi. Podejmowanych szybko decyzji najczesciej sie zaluje.

Dlaczego, do diabla, nie bylo go w domu?

Odstawila nie tkniete wino na bok, przeciagnela reka po wlosach. To jest najgorsze, kiedy zaczynasz sie do kogos przyzwyczajac, pomyslala. Czujesz sie samotna, gdy nie ma go przy tobie.

Przypomniala sobie, ze czeka na nia praca. Sprawa, ktora musiala zamknac, i mala rosyjska ruletka z jej kartami kredytowymi. Moze wezmie dluga goraca kapiel i pozwoli sobie na moment odprezenia przed porannym spotkaniem z prokuratorem. Zostawila kota nad miska z miesem i poszla do lazienki. Instynkt przytepiony po dlugim dniu pracy i osobistych rozterek ostrzegl ja o sekunde za pozno.

Mechanicznie siegnela po bron, zanim jeszcze dostrzegla jakis ruch, ale opuscila ja, kiedy zobaczyla dluga lufe rewolweru.

Colt, pomyslala, czterdziestka piatka. Bron, ktora zdobywano Dziki Zachod, szesciostrzalowa.

– To nie pomoze twojemu szefowi, Rockman.

– Nie masz racji. – Wyszedl zza drzwi, trzymajac rewolwer wycelowany w jej serce. – Wyjmij powoli bron, pani porucznik, i rzuc ja.

Patrzyla mu w oczy. Laser byl szybki, ale nie szybszy od odbezpieczonej czterdziestki piatki. Gdyby do niej strzelil z tej odleglosci, rana bylaby paskudna. Rzucila bron.

– Kopnij to do mnie. A! – usmiechnal sie z zadowoleniem, kiedy zobaczyl, jak siega reka do kieszeni. – I komunikator. Wole, zeby to zostalo miedzy nami. Dobrze – powiedzial, kiedy rzucila urzadzenie na podloge.

– Niektorzy moga uwazac, ze twoja lojalnosc w stosunku do senatora jest godna podziwu, Rockman. Ja uwazam, ze to glupota. Klamac, aby zapewnic mu alibi, to jedno, ale terroryzowanie funkcjonariusza policji to juz zupelnie co innego.

– Jestes wyjatkowo inteligentna kobieta, pani porucznik. Mimo to popelniasz wyjatkowo glupie bledy. Lojalnosc nie ma tu nic do rzeczy. Wolalbym, zebys zdjela kurtke.

Poruszala sie wolno, nie spuszczajac go z oczu. Zsunela kurtke z jednego ramienia i wlaczyla magnetofon w jednej z kieszeni.

– Rockman, jezeli trzymanie mnie na muszce nie jest wynikiem lojalnosci wobec senatora DeBlassa, to dlaczego to robisz?

– Dla wlasnego bezpieczenstwa i czystej przyjemnosci. Czekalem na mozliwosc zabicia cie, pani porucznik, ale nie do konca wiedzialem, jak to zrobic.

– I jak zamierzasz to zrobic?

– A moze bys usiadla? Na brzegu lozka. Zdejmij buty i pogadamy sobie.

– Mam zdjac buty?

– Gdybys mogla. To daje mi pierwsza i, jak sadze, ostatnia szanse przedyskutowania z toba tego, czego udalo mi sie dokonac. Co z tymi butami?

Usiadla tak, by byc jak najblizej lacza.

– Wspolpracowales z DeBlassem caly czas, prawda?

– Chcesz go zrujnowac. Mogl zostac prezydentem, a nawet przewodniczacym Swiatowej Federacji Narodow. Byl na fali i mogl zasiasc nawet w Gabinecie Owalnym.

Вы читаете Dotyk Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×