stoluje sie u Samsona.

Odstawil garnek, zdjal z Mary Ellen czerwona kurtke, a potem szybko zmierzyl wzrokiem dlugi bialy sweter i dzinsy. Starannie dobierala rzeczy. Dzinsy byly nie za obcisle, a luzny sweter ukrywal jej figure skuteczniej niz habit zakonnicy. Nie zobaczyl niczego, absolutnie niczego, co mogloby wywolac ten blysk w jego oczach.

– Dobrze, ze jestes taka kruszynka. Nie ma tu zbyt wiele miejsca.

Parsknela smiechem i poczula, jak opada z niej napiecie. Czy mezczyzna nazwalby kobiete kruszynka, gdyby zamierzal ja uwiesc? Po prostu byl zabawny i naturalny.

– Ten pokoik wcale nie jest taki maly. Szczerze mowiac, jest o wiele wiekszy, nizby sie to wydawalo z zewnatrz – zauwazyla, rozgladajac sie dookola.

– Wiec siadaj i rozgosc sie. Mozesz zajac honorowe miejsce. Chcesz wina, piwa czy wody mineralnej?

– Niczego, dziekuje.

To honorowe miejsce bylo jedynym fotelem pokrytym szarym tweedem. Dlugi tapczan byl w tym samym kolorze. Do czesci mieszkalnej przylegala kuchenna wneka. Krotkie przejscie miedzy szafami prowadzilo do ciemnej sypialni, gdzie wrzucil jej kurtke.

Zdjela buty i usiadla w fotelu. Steve otwieral i zamykal szafki, wyjmowal talerze, sztucce, serwetki i swobodnie podtrzymywal rozmowe.

– Mam dom w Wyoming. Nieduzy, na kawalku ziemi nad strumieniem. Tam sie wychowalem, na zachodzie, ale te przyczepe mam juz od lat. Czasami wyjezdzam na cale miesiace. Zwariowalbym, mieszkajac w motelach albo wynajmujac mieszkania. A w ten sposob stale mam ze soba swoje rzeczy.

– Rozumiem… ze jedziesz tam, gdzie sa wilki.

– Nie zawsze sa to wilki. Ale to moja milosc i chyba chcac czy nie chcac, wyspecjalizowalem sie w tej dziedzinie. Przez jakis czas pracowalem dla Towarzystwa Ochrony Zwierzat, potem zahaczylem sie w Parku Narodowym. Do realizacji tego projektu zatrudnil mnie Departament Zasobow Naturalnych stanu Michigan. Zreszta niewazne, kto podpisuje moje czeki. I tak zawsze robie to samo. Po prostu nie ma zbyt wielu ludzi, ktorych podnieca noszenie rannych wilkow czy opieka nad ich stadem. Jestem jak lekarz o okreslonej specjalizacji. Nie ma nikogo, kto wykonalby te robote czy nawet jej sie podjal. I tak w tym utknalem.

– Pewnie sporo podrozowales.

– Od Meksyku do Alaski – potwierdzil. – Rudy wilk, szary wilk, wilk meksykanski. Wszystkie sa zagrozone. Jedynie w trzech miejscach na tej planecie gatunek rozwija sie normalnie. Milosnicy tych zwierzat naprawde sie staraja zalozyli Zespol Ochrony Wilkow w Michigan. Wsparli to wszystko sensownym prawem i surowymi karami za zabijanie tych zwierzat. Tylko rzecz w tym, ze kiedy wilk sprawia klopoty, najlatwiej go zastrzelic albo zlapac i trzymac w niewoli. Wtedy nie przeszkadza. Trudno kogos za to winic. Taki wilk jest czescia stada i srodowiska… Nielatwo mu pomoc. Dlatego wygodniej, kiedy zajmuje sie tym ktos, kto zna ten gatunek.

– I wtedy wolaja Wilkolaka – mruknela.

– A wiec slyszalas, jak nazywaja mnie w miescie. – Nalozyl gulaszu na dwa talerze i ustawil je na stole. – Musze przyznac, ze czasem nazywaja mnie o wiele gorzej. No, chodz. Zjesz ze mna czy nie?

Wlasciwie nie byla glodna, a juz na pewno nie planowala wspolnej kolacji. A jednak oproznila wraz z nim talerz ragout. Minela godzina, nim zauwazyli, ze wciaz rozmawiaja, przede wszystkim o jego pracy.

Coraz bardziej intrygowal ja ten obcy, ktorego teraz lepiej poznawala. Prace mial ciekawa, niebezpieczna i trudna. Ale to do niego pasowalo. Ta spokojna pewnosc siebie znamionowala sile, nie arogancje. Znalazl swoje miejsce w zyciu, byl pewien, czego chce.

Lubila go, zwyczajnie lubila. Nawet jego zagadkowe usmiechy nie wzbudzaly w niej niepokoju i nie hartowaly ciekawosci. A naturalna kobieca ciekawosc kazala rozgladac sie dookola.

Na telewizorze staly dwie fotografie: mezczyzny i kobiety. Oboje starsi od niego. Moze rodzice? Drugie zdjecie ukazywalo dwojke nastoletnich dziewczat obejmujacych sie ramionami, usmiechajacych sie sztucznie do aparatu. Dostrzegla jego strzelbe na hakach ponad drzwiami i mase ksiazek, lezacych w bezladzie obok fotela. To miejsce pachnialo meskim aromatem skory i welny, co uznala za zabawny kontrast z rzedem butelek do karmienia niemowlat, suszacych sie nad zlewem. Stary mikser stal na kuchennym blacie. Obok lezal worek zoltej macznej substancji. Podejrzewala ze jest to podstawa robionej przez Steve'a mieszanki.

– Nie moge uwierzyc, ze zapomnialam zapytac… jak tam moje malenstwa? Zasmial sie.

– Twoje malenstwa… Te male lobuzy dzis po poludniu podrapaly mi reke. Moge trzymac tylko dwie butelki naraz, a jedna z tych malych wilczyc nie chciala czekac na swoja kolej.

– To musiala byc wilczyca, prawda? Zawsze cala wina spada na kobiety.

– Chwileczke. Bronisz jej, a to przeciez ja jestem ranny.

– Zauwazylam te dwa zadrapania. Trudno nazwac je ranami. – Przekomarzala sie z nim i coraz latwiej przychodzilo jej swobodne zachowanie. – Dzis wieczorem tez musisz karmic te szczeniaki?

– Tak, powinienem. – Usunal talerze, co zajelo mu jakies dwie sekundy, a potem przyniosl dzbanek z kawa i dwa kubki. – Mam nadzieje, ze za pare dni bede mogl zrezygnowac z tego nocnego karmienia. To mnie naprawde irytuje. Zmarszczyla czolo.

– Nie uwolnisz sie od tych szczeniakow, prawda? To znaczy, sa od ciebie uzaleznione. I nikt cie nie zastapi, kiedy zachorujesz.

– Rozwiazanie jest proste. Nie zachoruje. Mam powazniejsze problemy. Aby przygotowac mieszanke, musze miec mikser, a ten stary potwor dwa razy dziennie odmawia posluszenstwa – stwierdzil ponuro.

– Mikser? – Zerknela na maszyne stojaca na blacie. – Jesli chcesz, moge go przejrzec.

– Slucham?

– Naprawiam rozne rzeczy. Uwielbiam urzadzenia elektroniczne, ale radze sobie tez z silnikami malej mocy i takimi drobiazgami.

Patrzyl na nia bez slowa.

– Naprawde – zapewnila. – Szczerze mowiac, to wlasnie probowalam robic, kiedy tu przyjechalam. Przyjelam prace u Samsona, poniewaz nie moglam znalezc niczego innego. Dlugo potrwa zanim rozwine wlasny interes.

Nagle mocno zacisnela palce na kubku kawy, zalujac, ze sie wygadala. Po przyjezdzie tutaj z czystego uporu umiescila na scianie domu wywieszke, wiec jej plany nie byly dla nikogo tajemnica. Ale zdradzenie sie z tym marzeniem jak dotad przynosilo latwe do przewidzenia rezultaty. Tak jak i w domu, naprawiania urzadzen nie uwazano za zajecie odpowiednie dla kobiet. Zwlaszcza mezczyzni sadzili, ze jej zainteresowanie mechanika doprasza sie zartu i zlosliwych uwag. Nie traktowali jej powaznie.

Przygotowala sie na taka sama reakcje u Steve'a, ale sie jej nie doczekala. Patrzyl na nia jeszcze przez sekunde, a potem w mgnieniu oka odwrocil sie, chwycil mikser i postawil go przed nia z rozmachem.

– Nie masz pojecia jaki bede ci wdzieczny. To dranstwo doprowadza mnie do szalu. Z wilkiem, niedzwiedziem, nawet lawina poradze sobie swietnie. Ale gdy trafie na cos mechanicznego, strace tylko mase czasu.

– Steve, naprawde nie moge gwarantowac…

– Czego ci trzeba? Narzedzi? Mam ich cala szuflade. Nie mam pojecia, do czego moga sluzyc, ale na pewno znajdziesz cos, co ci sie przyda. Czyli przyjechalas tu, by otworzyc wlasny interes. A skad jestes?

– Z White Sands w Georgii. To bardzo male miasteczko na poludnie od Savannah, na wybrzezu.

– W ciagu pieciu minut czesci miksera lezaly na czystym jasnym blacie. Niczym asystentka chirurga Steve dostarczal narzedzi, szmat, oleju i patrzyl na nia z pelnym szacunku podziwem. Byla pewna, ze ten podziw jest udawany, ale nie mogla powstrzymac usmiechu.

– Pomyslalam, ze taki warsztat bardzo by sie przydal. Nieduze miasto, nieduzo sklepow. Ludzie tu wola naprawiac rzeczy, zamiast kupowac nowe.

– Hm. To wymagalo odwagi. Wyjechalas tak daleko od domu.

Nie uniosla glowy. Nie po raz pierwszy zauwazyla ze ma o niej zupelnie falszywa opinie. Przyjechala tu, bo byla potwornym tchorzem, a nie z zamilowania do przygod. Zastanawiala sie, czy szczerze mu tego nie wyznac. Ale jak przyznac sie, ze zostala porzucona przed oltarzem i ze miala za soba dluga historie rozczarowywania wszystkich wokol? Nigdy w zyciu. Odlozyla srubokret. – No dobrze. Wlacz go i sprobujemy. Wsunal wtyczke do gniazdka i nacisnal wlacznik. Urzadzenie ryknelo glosno.

– A niech mnie. Nie marnuj czasu na tlumaczenie, jak to zrobilas. Nawet nie chce wiedziec. A jak sobie radzisz z cieknacym kranem?

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×