rozpoznawal jednak ow stan, badz tez mgliscie go sobie przypominal. Wydawalo sie, ze chce zapytac o cos Szeveka. Nie zrobil tego jednak.
— W Porcie Anarres bedzie wczesny ranek — poinformowal go na koniec i wyszedl, zeby wziac swoje rzeczy i czekac na niego przy wlazie.
Szevek zostal sam. Odwrocil sie w strone okna; oslepil go blask wynurzajacej sie wlasnie z Morza Temaenskiego slonecznej tarczy.
„Dzis wieczorem poloze sie spac na Anarres — pomyslal. — U boku Takver. Szkoda, ze nie przywiozlem dla Pilun tej pocztowki z owieczka.”
Ale nic ze soba nie przywozil. Przybywal — jak zwykle — z pustymi rekami.
Вы читаете Wydziedziczeni
×