— Kto tam? — odpowiedzial jej ze srodka kobiecy glos.

— Akwila — odparla Akwila.

— Jaka Akwila? — zapytal glos.

— Akwila, ktora stara sie nie robic glupich dowcipow.

— No, no. To brzmi zachecajaco. Wejdz, prosze.

Odsunela zaslonke. W namiocie bylo ciemno, duszno i goraco. Przy malym stoliczku siedziala koscista osoba. Miala bardzo drapiezny, cienki nos i nosila duzy czarny slomkowy kapelusz ozdobiony papierowymi kwiatami. Ktory kompletnie nie pasowal do tego typu twarzy.

— Jestes czarownica? — zapytala Akwila. — Nie mialabym nic przeciwko temu.

— Co za dziwaczne pytanie! Nie powinno sie mierzyc w ludzi takimi pytaniami. — Kobieta wygladala na z lekka zaszokowana. — Miejscowy baron wygnal wszystkie czarownice z tej krainy, a ty z mety zadajesz mi pytanie, czy jestem czarownica. Dlaczego mialabym byc czarownica?

— No coz, jestes ubrana na czarno — odparla Akwila.

— Kazdy moze sie ubierac na czarno. To nic nie znaczy.

— I nosisz slomkowy kapelusz z kwiatami — ciagnela Akwila.

— Aha! — wykrzyknela kobieta. — Oto dowod. Czarownice nosza wysokie spiczaste kapelusze. Kazdy o tym wie, gluptasko.

— Pewnie, ale sa tez bardzo sprytne — spokojnie odparla Akwila. Blysk w oczach kobiety podpowiadal jej, ze powinna nie ustepowac. — Musza sie kryc. Mysle, ze najczesciej wcale nie wygladaja jak czarownice. A czarownica, ktora by zjawila sie tutaj, z cala pewnoscia wiedzialaby wszystko na temat barona i nosilaby kapelusz, jakiego nie nosza czarownice.

Kobieta przyjrzala jej sie uwaznie.

— To niezwykle dzielo dedukcji — odezwala sie wreszcie. — Byla by z ciebie znakomita osoba do polowania na czarownice. Czy wiesz, ze palili je na stosach? Wiec jakikolwiek mialabym kapelusz, to i tak by dowodzilo, ze jestem czarownica?

— No coz, mozna powiedziec, ze zaba siedzaca na kapeluszu stanowi pewna wskazowke — przyznala Akwila.

— Tak naprawde jestem ropuchem — odezwalo sie stworzenie sposrod papierowych kwiatow.

— Jak na ropucha jestes strasznie zolty.

— Ostatnio nie najlepiej sie czuje — powiedzial ropuch.

— I mowisz — dodala Akwila.

— Na to masz tylko moje slowo — oznajmil ropuch i zniknal w papierowym gaszczu. — Nic nie zdolasz mi udowodnic.

— Czy masz ze soba zapalki? — zapytala kobieta.

— Nie.

— Tylko sprawdzam.

Znowu na dluzsza chwile zamilkla, przygladajac sie dziewczynce, wreszcie najwyrazniej cos postanowila.

— Mozesz do mnie mowic Miss Tyk — powiedziala. — I jestem czarownica. Dla czarownicy to calkiem dobre imie.

— Dlaczego Tyk, a nie Tyka? — zapytala Akwila, marszczac brwi.

— Slucham? — Glos panny Tyk brzmial lodowato.

— Przeciez jest pani kobieta. Tyka by lepiej pasowalo.

— Chce, by imie kojarzylo sie ze slowem „mistyk”.

— Rozumiem! Chodzi o karambur, gre slowek! — wykrzyknela Akwila. — Ale chyba lepiej by bylo, gdyby pani sie nazywala Miss Tyczka. Bo jednak dla kobiety…

— Widze, ze pasujemy do siebie jak dom i ogien — oswiadczyla panna Tyk. — Nie wiadomo, czy ktos ocaleje.

— I naprawde jest pani czarownica?

— Och, dajmy juz temu spokoj — ustapila panna Tyk. — Jestem czarownica. Mam gadajace zwierze, tendencje do poprawiania u innych wymowy — tak przy okazji, mowi sie kalambur, nie karambur — uwielbiam wscibiac nos w nie swoje sprawy i, oczywiscie, mam spiczasty kapelusz.

— Czy moge teraz pociagnac za sznurek? — zapytal ropuch.

— Tak — odparla panna Tyk, nie spuszczajac wzroku z Akwili. — Mozesz pociagnac za sznurek.

— Lubie pociagac za sznurek — oswiadczyl ropuch, przemieszczajac sie na tyl kapelusza.

Uslyszaly „klik!”, potem szuranie i srodek kapelusza zaczal sie unosic, a papierowe kwiaty odpadly.

— E… — wyrwalo sie Akwili.

— Masz jakies pytanie? — domyslila sie panna Tyk.

Z ostatnim „szur!” ukazal sie doskonale ostry czubek kapelusza.

— Skad wiesz, ze nie pobiegne teraz do barona, by mu o tym powiedziec? — spytala dziewczynka.

— Bo nie masz na to najmniejszej ochoty. Jestes zafascynowana. Sama chcesz byc czarownica, chyba sie nie myle? Zapewne nawet marzysz o lataniu na miotle, prawda?

— O tak — czesto jej sie snilo, ze lata.

Ale sprowadzilo ja na ziemie to, co teraz powiedziala panna Tyk:

— Naprawde bys chciala? I lubilabys nosic grube, ale to naprawde grube gacie? Mozesz mi wierzyc, gdybym musiala sie przeleciec, wlozylabym dwie pary welnianych majtek i na to jeszcze dodatkowa pare z brezentu, a zareczam ci, ze nie wyglada sie w tym kobieco, chocbys nie wiem jak przystroila je koronkami. Tam w gorze bywa naprawde zimno. Ludzie o tym zapominaja. A welna gryzie. O to mnie w ogole nie pytaj. Nie mam najmniejszej ochoty o tym rozmawiac.

— Ale przeciez mozesz uzyc czaru utrzymujacego cieplo? — zapytala Akwila.

— Moge. Tylko ze czarownica nie robi takich rzeczy. Kiedy zaczniesz uzywac magii, gdy chcesz sie po prostu ogrzac, siegniesz po nia w innych sytuacjach rowniez.

— Czy czarownica nie powinna wlasnie tego robic… ? — zaczela Akwila.

— Kiedy juz nauczysz sie magii, a mam na mysli prawdziwa wiedze na temat magii, kiedy dowiesz sie naprawde wszystkiego, czego mozna sie dowiedziec na temat magii, pozostanie ci jeszcze najwazniejsza lekcja — mowila panna Tyk.

— Jaka?

— Jak jej nie uzywac. Czarownice nie uzywaja magii, chyba ze juz naprawde musza. To ciezka praca, bo nad magia trudno zapanowac. Zwykle zajmujemy sie innymi sprawami. Czarownica ma baczenie na wszystko, co sie dzieje wokol. Czarownica uzywa glowy. Czarownica wie, na czym stoi. Czarownica zawsze ma kawalek sznurka…

— Ja zawsze mam kawalek sznurka! — wykrzyknela Akwila. — Nigdy nie wiadomo, kiedy sie przyda.

— Dobrze. Chociaz czarowanie wymaga czegos wiecej niz kawalka sznurka. Czarownica potrafi zachwycac sie tym, co niewielkie. Czarownica umie widziec poprzez przedmioty i wokol przedmiotow. Czarownica wie, gdzie jest i kiedy jest. Czarownica potrafi zobaczyc Jenny o Zielonych Zebach — dodala. — Co sie stalo?

— Skad wiesz, ze widzialam Jenny o Zielonych Zebach?

— Przeciez jestem czarownica. Odgadlam — powiedziala panna Tyk.

Akwila rozejrzala sie wokol. Nie bylo tam wiele do ogladania nawet teraz, gdy jej wzrok przywykl do polmroku panujacego w namiocie. Odglosy zewnetrznego swiata docieraly stlumione przez gruby material.

— Ja mysle…

— Tak? — zapytala czarownica.

— Mysle, ze slyszalas, jak mowilam o tym nauczycielowi.

— Zgadza sie. Po prostu uzylam moich uszu — oswiadczyla panna Tyk, nie wspominajac ani slowem o spodku pelnym atramentu. — Opowiedz mi o potworze z oczami wielkosci glebokich talerzy o srednicy osmiu cali. Skad sie tu wziely talerze?

— Potwora widzialam w ksiazce z opowiesciami — wyjasnila Akwila. — Tam jest napisane, ze Jenny o Zielonych Zebach ma oczy wielkosci talerzy do zupy. Wiec zeby wiedziec precyzyjnie, zmierzylam srednice talerzy.

Panna Tyk oparla brode na dloni i usmiechnela sie dziwnie.

Вы читаете Wolni Ciutludzie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×