ktore zabolalo go jak jeszcze jedno uderzenie, i odeszla. Fermentujaca mu w zoladku posepna wscieklosc napiela mu wszystkie miesnie.

— Ateno, czy tak ma wygladac monogamiczne malzenstwo? — spytal.

— Wlasnie tak! — odparla z niepohamowana zloscia. — Mozesz mi wierzyc lub nie, ale tak wlasnie ono wyglada. Takie malzenstwo to cos wiecej niz jasnie pan maz paradujacy z zarosnieta twarza, saczkiem i slowami: „Chetnie bym was obsluzyl, dziewczyny, ale niestety slowo sie rzeklo, zonka czeka, wiec musze zachowac czystosc!” Nie ma co, ta rola sprawia ci wielka frajde, ale…

— No, no, mow dalej — zachecil ja. — Jak juz wjechalas w ten tunel, to jedz nim do konca.

— Malzenstwo takie jak nasze z zalozenia opiera sie na bezwzglednym zaufaniu, a ty nawet nie wiesz, co to slowo znaczy. Zwlekales z utrwaleniem sie tak dlugo, az wkroczyles w wiek zagrozony zakrzepami, bo jestes przekonany, ze nie moglabym zyc, gdybys mnie trzy czy cztery razy na tydzien nie pieprzyl. Tak jestes tego pewny, ze dalbys za to glowe.

Carewe’a zamurowalo.

— Jeszcze nigdy nie slyszalem tak tendencyjnego, zaslepionego…

— Mam racje czy nie? — przerwala mu pytaniem.

Raptownie zamknal usta. Wybuch Ateny stanowil mieszanine zlosci, leku i charakterystycznych dla niej przestarzalych pogladow na wiezi miedzyludzkie, nie zmienialo to jednak faktu, ze wszystko, co powiedziala — w tym rowniez na jego temat — calkowicie odpowiadalo prawdzie. I wlasnie w tej chwili, poniewaz ja kochal, poczul do niej nienawisc. Jednym haustem dopil mleko, zywiac niejasna nadzieje, ze zawarte w nim wapno ukoi mu nerwy. Nie dziwilo go wcale, ze wciaz wzbiera w nim gniew. Tylko Atena potrafila zamienic chwile, ktore powinny nalezec do najszczesliwszych w ich zyciu, w kolejny zepsuty wieczor, w kolejny z gorzkich regularnie powtarzajacych sie epizodow. Wygladalo to tak, jakby ich wzajemne oddzialywanie na siebie wytwarzalo niestabilne pole magnetyczne, ktorego bieguny musialy czasem zamienic sie miejscami, gdyz inaczej zniszczyloby ich oboje.

— Posluchaj — zwrocil sie do niej zrozpaczony. — Musimy o tym porozmawiac.

— Prosze bardzo, mow, jesli masz ochote, ale ja nie mam obowiazku tego wysluchiwac — odparla Atena, usmiechajac sie slodko. — Pomoz mi troche z laski swojej. Wystaw te nowe, samomrozace sie szklanki, ktore kupilam w zeszlym tygodniu.

— Predzej czy pozniej musiano dokonac tego odkrycia. Pomysl, ile wysilku wlozono w te badania w ciagu ostatnich dwustu lat.

Atena skinela glowa.

— No i warto bylo, jak sie okazuje — odparla. — Pomysl tylko, juz nigdy nie bedziemy sie babrac z kostkami lodu.

— Ale ja mowie o nowym srodku Farmy — obstawal uparcie przy swoim, przygnebiony swiadomoscia, ze Atena jest najbardziej krnabrna i uparta wowczas, kiedy postanawia zachowywac sie beztrosko i wykretnie. — Ateno, ten srodek naprawde istnieje.

— Przynies tez zakaski.

— Jestes bezczelna, glupia, wstretna jedza — oznajmil.

— Nawzajem — odparla, popychajac go w strone kuchni. — Will, prosilam cie o szklanki.

— Chcesz szklanki? — Poddajac sie dziecinnej zachciance Carewe zadrzal z podniecenia. Ruszyl do kuchni, wyjal z termowki lodowato zimna samochlodzaca sie szklanke i pospieszyl z powrotem. Atena w zamysleniu lustrowala poczynione przygotowania. Carewe przebil szklanka mieniacy sie barwami stroj, nacisnal ja mocno w talii i poczul raptowny skurcz podraznionych miesni. Atena odskoczyla, szklanka poturlala sie po podlodze i w tym wlasnie momencie wszedl pierwszy z zaproszonych gosci.

— To mi wyglada na swietna zabawe — powiedziala od progu Hermina Snedden. — Moge z wami zagrac? Pozwolcie mi, prosze.

— W to moga grac tylko pary malzenskie — odparla cicho Atena, sztyletujac spojrzeniem Carewe’a. — Ale, prosze, wejdz i napij sie czegos.

— Mnie nie trzeba namawiac.

Wsrod niesmiertelnych prawie nie spotykalo sie ludzi prawdziwie otylych — zapewniala to niezmiennosc wzorow reprodukcji komorek — ale Hermina miala z natury majestatyczna figure. Z rekami uniesionymi niemal na wysokosc ramion poplynela przez pokoj ciagnac za soba szkarlatne jedwabie i dotarla do barku. Ogladajac imponujacy zestaw butelek, wyjela cos z torebki i postawila na kontuarze.

— Tak, tak, napij sie czegos, Hermino — zachecil ja Carewe. Wszedl za barek i o malo nie jeknal, spostrzegajac, ze to projektor trojwymiarowych napisow. Zapowiadalo to gre w „cytaty”. — A moze wystarczy ci strawa duchowa?

— Jestem ubrana na czerwono, wiec daj mi do picia cos czerwonego — poprosila figlarnie. — Wszystko jedno co.

— Dobrze.

Z obojetna mina Carewe wybral jakas nieokreslona, lecz wygladajaca podejrzanie butelke, pamiatke po dawno zapomnianych wakacjach, i nalal jej pelen kieliszek.

— Co sie tutaj z wami dzialo, Will? — spytala Hermina, pochylajac sie nad kontuarem.

— A kto mowi, ze cos sie dzialo?

— Przeciez widze. Twoja przystojna twarz wyglada dzis troche jak rzezba w granicie. Masz w sobie cos z Ozymandiasza.

A wiec juz sie zaczelo, pomyslal Carewe i westchnal. Przyjaciele Ateny interesowali sie ksiazkami i stad tez bralo sie ich zamilowanie do gry w cytaty. Podejrzewal, ze w rozmowie z nim wychodza z siebie, zeby szpikowac ja literackimi aluzjami. Carewe, ktoremu nie udalo sie nigdy doczytac do konca zadnej ksiazki, nie mial pojecia, co znaczy slowo Ozymandiasz.

— Tego Ozymandiasza robie naumyslnie — odrzekl. — Wlasnie go wyprobowuje. Przepraszam na chwile. — Podszedl do Ateny. — Chodzmy do kuchni rozmowic sie, zanim przyjdzie reszta gosci.

— Alez, Will, nie starczy nam na to czasu ani dzis, ani zadnego innego wieczoru — zapewnila go. — A teraz trzymaj sie ode mnie z daleka.

Odeszla tak szybko, ze nie zdazyl jej nic odpowiedziec. Stal samotnie posrodku kuchni czujac, jak serce wypelnia mu powoli lodowata uraza, i slyszac przyspieszony rytm wlasnej krwi. Atena zasluzyla na kare: z beztroska bezwzglednoscia zamienila ich zwiazek w bron, ktora niszczyla go, ilekroc przyszla jej na to ochota. Za takie postepowanie nalezalo jej jakos dokuczyc, pytanie tylko jak? Gdzies w podswiadomosci zakielkowala mu pewna mysl, kiedy z glownej czesci mieszkania dobiegly go odglosy swiadczace o przybyciu nowych gosci. Zmusil sie do spokoju, a potem swobodnym krokiem wyszedl z kuchni, aby ich powitac, przywolujac usmiech na pulsujace wciaz bolesnie po ciosie Ateny usta.

Wsrod szesciorga nowo przybylych znalazla sie May Rattray i niezdarny, mniej wiecej czternastoletni blondynek, ktorego przedstawiono Carewe’owi jako Yerta. Gromadka rozgadanych pan oddalila sie, dostosowujac do siebie nawzajem promienne blaski, barwy i perfumy i zostawiajac Carewe’a na jakis czas sam na sam z chlopcem. Vert przyjrzal mu sie z wyraznym brakiem zainteresowania.

— Masz niezwykle imie — zagadnal Carewe. — Po francusku znaczy ono zielony, prawda? Czy twoi rodzice…?

— To jest imie Trev czytane wspak — przerwal mu chlopak, a na jego porosnietej meszkiem twarzy pojawila sie przelotnie wojownicza mina. — Nazwano mnie Trev, ale uwazam, ze matka nie powinna miec prawa wyboru imienia dla swojego syna. Mezczyzna sam powinien sobie wybrac takie imie, jakie zechce.

— Zgoda, ale ty, zamiast wybrac sobie dowolne imie, wziales to, ktore nadala ci matka, i je odwrociles… — Carewe urwal, uswiadamiajac sobie, ze wkracza na sliski grunt psychologii. — Napijesz sie czegos, Vert? — spytal.

— Obede sie bez alkoholu — odparl Vert. — Ale prosze sie mna nie krepowac.

— Dziekuje — powiedzial szczerze Carewe.

Podszedl do barku i udajac, ze go porzadkuje, pozostal za kontuarem, zlopiac szkocka whisky z samomrozacej sie szklanki. Potrzebowal jakiegos wsparcia, zeby stawic czolo perspektywie wieczoru wypelnionego gra w cytaty przeplatana rozmowami z Yertem. Do powrotu pan zdazyl wypic polowe drugiej szklanki nie rozcienczonego alkoholu i nabrac wiary, ze sprosta sytuacji. Co wiecej, ze sprosta nawet Atenie, bo postanowil juz, jak sie jej odplaci, i to srogo. Zjawilo sie kolejnych czworo gosci, zajal sie wiec obslugiwaniem

Вы читаете Milion nowych dni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×