czesci Sudanu zobaczyl masowy pochowek dzieci. Powiedziano mu, ze to epidemia wyludnila wioske. Byla to jedna z szalejacych chorob, ktore czesto nawiedzaly te okolice – podobno cos w rodzaju odry.

Podczas kolejnej podrozy widzial, jak miliardy amerykanskich papierosow wyladowywano w chinskich dokach, by wypalili je ludzie, ktorzy cale zycie spedzali w maskach z powodu piekielnego zanieczyszczenia powietrza. Ogladal urzadzenia do kontroli urodzen, zabronione w Stanach Zjednoczonych, a setkami tysiecy wysylane do Ameryki Poludniowej z instrukcjami jedynie po angielsku. Widzial lepianki obok drapaczy chmur w Meksyku, glod w sasiedztwie rezydencji zlodziejskich kapitalistow w Rosji. Nie mogl odwiedzic Korei Polnocnej, ale wiedzial, ze to gangsterskie panstwo, w ktorym w ciagu ostatnich pieciu lat dziesiec procent populacji umarlo z glodu.

Po dwoch latach takiego „pielgrzymowania” Buchananowi przeszla ochota na malzenstwo i wlasna rodzine. Wszystkie umierajace na jego oczach dzieci staly sie jego dziecmi, jego rodzina. Wiedzial, ze stale beda pojawialy sie swieze groby glodujacych tego swiata, mlodych i starych – stale, ale nie bez walki, ktora teraz stala sie takze jego udzialem. Wniosl w te walke wszystko, co mial, wiecej, niz kiedykolwiek poswiecil dzialaniom na rzecz potworow tytoniowych, chemicznych i producentow broni. Doskonale pamietal, kiedy doszlo do tego objawienia: bylo to w drodze powrotnej z podrozy do Ameryki Poludniowej, w toalecie na pokladzie samolotu, na kolanach, z chorym zoladkiem. Czul sie tak, jakby osobiscie zamordowal kazde dziecko, jakie widzial na tym kontynencie.

Kiedy otworzyly mu sie oczy, zaczal odwiedzac wybrane miejsca, by sie dokladnie dowiedziec, jak moze pomoc. Osobiscie wyslal do pewnego kraju transport zywnosci i lekarstw – po czym dowiedzial sie, ze nie ma sposobu przekazania ich do potrzebujacych regionow w glebi tego kraju. Bezradnie patrzyl, jak zlodzieje rozgrabili jego „dar” do czysta. Po tym doswiadczeniu zaczal pracowac jako wolontariusz przy zbieraniu funduszy na rzecz rozmaitych organizacji humanitarnych, od CARE do Katolickiej Sluzby Pomocy. Radzil sobie dobrze, ale byla to kropla w bezkresnym morzu. Liczby nie nastrajaly optymistycznie, wynikalo z nich, ze sytuacja staje sie coraz gorsza.

Wtedy wlasnie Buchanan zdecydowal sie wykorzystac swoja wladze nad Waszyngtonem. Porzucil firme, ktora zalozyl, zabierajac jedna tylko osobe: Faith Lockhart. W ciagu tych ostatnich dziesieciu lat jego klientami, jego podopiecznymi byly najbiedniejsze panstwa swiata. Uwazal je raczej za zlepki zniszczonych, pozbawionych glosu ludzi. Poswiecal reszte zycia na rozwiazywanie nierozwiazywalnych problemow swiatowej nedzy.

Uzyl calego swego olbrzymiego talentu oraz rozleglych waszyngtonskich kontaktow, ale wkrotce odkryl, ze jego nowe sprawy bledna w porownaniu z poprzednimi. Kiedy zjawial sie na Wzgorzu Kapitolinskim jako adwokat poteznych sil, politycy witali go usmiechami, za ktorymi bez watpienia kryly sie wizje datkow na rzecz kampanii i dolarow z komitetow dzialan politycznych. Teraz odchodzil z niczym, niektorzy czlonkowie Kongresu marudzili, ze nie maja nawet paszportow, a Stany Zjednoczone i tak wydaly juz zbyt wiele na pomoc dla zagranicy. Mowili, ze dobroczynnosc nalezy zaczac u siebie i – do cholery – starajmy sie na tym tez skonczyc. Zdecydowanie najczesciej slyszal jednak cos takiego:

– Danny, a gdzie tu miejsce na moj elektorat? W jaki sposob nakarmienie Etiopczykow pomoze mi w ponownym wyborze?

Szybko przemieszczal sie od gabinetu do gabinetu i coraz lepiej wyczuwal, ze w gruncie rzeczy wszyscy go zaluja: Danny Buchanan, byc moze najwiekszy lobbysta wszech czasow, zestarzal sie i zglupial. To takie smutne. Jasne, ze to w slusznej sprawie i w ogole, nie ma co do tego watpliwosci, ale zejdzmy na ziemie. Afryka? Glodujace dzieci w Ameryce Lacinskiej? Mamy tu wlasne problemy.

– Sluchaj, Danny, nie ma tam handlu, armii ani ropy. Po jaka cholere mialbym marnowac czas? – uslyszal od pewnego wielce szanowanego senatora.

Mozna to uznac za kwintesencje amerykanskiej polityki zagranicznej. Buchanan wiele razy zapytywal sam siebie, czy naprawde sa tacy slepi, czy tez rzeczywiscie to on stal sie zalosnym glupkiem? W koncu stwierdzil, ze zostaje mu jedna mozliwosc – calkowicie nielegalna, ale od czlowieka stojacego na skraju przepasci nie mozna wymagac absolutnej wiernosci podstawowej etyce. Zaczal mianowicie uzywac nagromadzonej przez lata fortuny do przekupywania waznych politykow. Dzialalo to cudownie, pomoc wzrastala na rozmaite sposoby. Jego osobisty majatek szybko topnial, ale Buchanan wierzyl, ze wszystko idzie coraz lepiej. W kazdym razie nie szlo gorzej, za sukces uznawal utrzymanie cennego, z trudem wywalczonego terenu. Tak to wszystko dobrze szlo… do zeszlego roku.

Jak na zawolanie, ze wspomnien wyrwalo go pukanie do drzwi. Ekipy sprzatajace dawno juz skonczyly prace, budynek byl zamkniety i mial jakoby byc bezpieczny. Nie wstal, po prostu patrzyl, jak drzwi sie otwieraja i pojawia sie w nich zarys wysokiego mezczyzny. Mezczyzna wlaczyl swiatlo. Buchanan zmruzyl oczy, a kiedy juz przyzwyczail sie do swiatla, zobaczyl, jak Robert Thornhill zdejmuje plaszcz, wygladza marynarke i koszule i siada naprzeciw niego. Jego ruchy byly niespieszne, pelne gracji, jakby wpadl na drinka do swego klubu.

– Jak sie tu dostales? – ostro zapytal Buchanan. – Ten budynek ma byc podobno bezpieczny. – Mial wrazenie, ze za drzwiami przemykaja tlumy ludzi.

– Jest taki, Danny, jest. W wiekszosci wypadkow.

– Nie lubie, jak tu przychodzisz, Thornhill.

– Jestem na tyle uprzejmy, by uzywac twego imienia, i bylbym wdzieczny za wzajemnosc w tej kwestii. Jasne, ze to drobiazg, ale przynajmniej sie nie domagam, bys zwracal sie do mnie per panie Thornhill. Bo w gruncie rzeczy tak przeciez powinno byc w stosunkach pomiedzy panem i sluga, prawda, Danny? Widzisz, nie jestem taki zly.

Buchanan wiedzial, ze pewnosc siebie Thornhilla ma go doprowadzic do stanu, w ktorym nie bedzie potrafil jasno myslec. Odchylil sie wiec w krzesle i zalozyl rece na piersiach.

– Czemuz zawdzieczam przyjemnosc goszczenia cie, Bob?

– Twojemu spotkaniu z senatorem Milsteadem.

– Moglbym sie z nim spotkac w miescie. Nie rozumiem, dlaczego sie upierasz, bym pojechal do Pensylwanii.

– Zyskujesz w ten sposob kolejna mozliwosc przemowienia w imieniu tych glodujacych mas. Widzisz? Mam serce.

– Czy dla twojej swiadomosci, sumienia czy jakkolwiek to nazwiesz, ma jakies znaczenie to, ze wykorzystujesz do wlasnych egoistycznych celow nedze milionow mezczyzn, kobiet i dzieci, ktorzy za cud uwazaja to, ze znowu udalo im sie zobaczyc wschod slonca?

– Nie placa mi za swiadomosc, placa mi za ochrone interesow tego kraju. Twoich interesow. Poza tym, gdyby posiadanie sumienia mialo byc kryterium, to w tym miescie nikt by nie zostal. W gruncie rzeczy nie mam nic przeciwko biednym i bezbronnym, pochwalam twoje wysilki. Chwala ci za to, Danny!

– Wybacz, ale nie kupuje tego.

– Kazde panstwo na swiecie ma ludzi takich jak ja. – Thornhill sie usmiechnal. – To znaczy ma, jesli jest wystarczajaco madre. To my musimy dbac o to, czego wszyscy chca, poniewaz niemal kazdemu brakuje odwagi, by zrobic to samemu.

– Odgrywasz wiec role Boga? Interesujaca praca.

– Bog jest koncepcja, a ja dzialam w sferze faktow. A fakty sa takie, ze swoje cele osiagasz za pomoca nielegalnych srodkow. Dlaczego mialbys zabraniac mi robic to samo?

Prawde mowiac, Buchanan nie mial na to odpowiedzi, a niewzruszony spokoj Thornhilla potegowal jedynie poczucie bezradnosci.

– Jakies pytania w zwiazku ze spotkaniem z Milsteadem? – zapytal Thornhill.

– Masz dosyc kwitow na Harveya Milsteada, by trzy razy skazac go na dozywocie. O co ci naprawde chodzi?

– Mam nadzieje, ze nie chcesz oskarzyc mnie o to, ze mam jakies ukryte cele. – Thornhill chrzaknal.

– Bob, przeciez mozesz mi powiedziec, jestesmy partnerami.

– Moze chodzi mi tylko o to, by widziec, jak skaczesz na kazde moje skinienie.

– Dobra, ale jesli bedziesz tak podskakiwal, to za rok mozesz nie wytrzymac ciezaru wlasnej wladzy.

– Samotny lobbysta probuje mnie wystraszyc – westchnal Thornhill. – No, moze nie calkiem samotny. Masz przeciez jednoosobowa armie. Co z Faith? Wszystko w porzadku?

– Nie mieszaj w to Faith. Ona nigdy nie bedzie w to wmieszana.

– Tylko ciebie mam na celowniku – zgodzil sie Thornhill. – Ciebie i twoja doborowa grupe zlodziejskich politykow. Sama smietanka Ameryki.

Buchanan chlodno patrzyl na przeciwnika.

– Sprawa dojrzewa do rozwiazania, Danny. Przedstawienie niedlugo sie skonczy. Mam nadzieje, ze jestes

Вы читаете Na ratunek
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×