– Czy zle sie czujesz, panie? – spytala, widzac jego zbielala twarz i usta. Markiz zachwial sie, jakby mial upasc.

– Troche mnie boli glowa, to wszystko – powiedzial, a usmiech szybko powrocil na jego wargi. – To zadziwiajace, ze ten hol ma tak wspaniala akustyke.

Diana skinela glowa, chcac dac znak, ze go rozumie. W tym towarzystwie byli jedynymi zdrowymi psychicznie ludzmi.

Okazalo sie, ze jest to niebezpieczne. Nagle zawiazala sie miedzy nimi jakas dziwna nic porozumienia. Nawet, gdyby chciala ja przeciac, nie byla w stanie tego zrobic. Dlatego pozegnala sie szybko i uciekla do swoich pokojow.

5

Tego wieczoru zasiedli do kolacji w czternastke. Oprocz doroslych Mallorenow byla tu jeszcze Rosa, Diana, jej matka, a takze paru rezydentow. Markiz, tak jak zaplanowala hrabina, usiadl tuz obok jej matki, na przeciwleglym koncu stolu.

Mimo to, Diana nie mogla sie powstrzymac, zeby co jakis czas nie zerkac w jego strone. Starala sie zatem wiecej uwagi poswiecac Brandowi i lordowi, ktorych miala po obu bokach.

Mallorenowie okazali sie byc bardzo milym towarzystwem. Widac bylo, ze lubia sie nawzajem i czuja sie swietnie w swoim gronie. Rozmowa miala raczej ogolny charakter, a nie tak, jak na eleganckich przyjeciach, wylacznie sasiedzki. Wygladalo na to, ze maja za nic wymogi mody, jesli klocily sie one w jakis sposob z ich rodzinnymi przyzwyczajeniami.

Rothgar prawie sie nie odzywal, chociaz gdy juz otworzyl usta, mowil z sensem i dowcipnie. Diana, jako gospodyni, starala sie brac udzial w rozmowie, chociaz nie mogla oderwac swych mysli od markiza.

Odniosla wrazenie, ze Rothgar lubi rodzine, ale jednoczesnie odnosi sie do niej z dystansem. Tak jakby byl ojcem wszystkich tu zebranych i patrzyl poblazliwie na swoje pociechy.

Diana wiedziala, ze matka markiza zwariowala po porodzie i zabila niemowle. Rosa poinformowala ja w sekrecie, ze Rothgar, ktory byl tego swiadkiem, wciaz pamietal to wydarzenie i ze sam obawial sie szalenstwa. Dlatego tez zdecydowal sie nie zenic.

Pozniej dowiedziala sie takze, ze rodzice markiza zmarli na jakas tajemnicza chorobe zaledwie pare dni po sobie i on musial wowczas przejac wszelkie obowiazki wynikajace z tytulu i pozycji. Mial wtedy dziewietnascie lat. Ojciec Diany zmarl, gdy miala dwadziescia dwa, ale po pierwsze, nie byla obciazona strasznymi wspomnieniami, a po drugie, zostala jej jeszcze matka, ktora mogla zawsze sluzyc rada.

Diana odsunela od siebie talerz z plackiem z karczocha. Czula, ze powoli traci apetyt. Dla kogos takiego, jak Roth-gar, to co zrobily w zeszlym roku z Rosa, moglo sie wydac glupie. Poczestowaly wtedy Branda winem ze srodkiem nasennym, a nastepnie odeszly. Rosa nawet chciala zostac, zeby sie nim zajac, ale sama nie czula sie najlepiej, poniewaz wypila wczesniej pare lykow trunku.

Brand im wybaczyl. Czy markiz rowniez? Diana nie chciala jego przyjazni, wolala jednak nie miec w nim wroga.

– Zle sie pani czuje, hrabino? – spytal zaniepokojony lord Steen.

Natychmiast zaprzeczyla ruchem glowy.

– Po prostu cos mi sie przypomnialo – wyjasnila. – Zycie wsrod Mallorenow musi byc naprawde ciekawe, prawda? – zaryzykowala pytanie.

Zauwazyla, ze usta lekko mu drgnely.

– Na tyle, ze zdecydowalismy sie przeniesc w odludny zakatek Devon – odparl.

Diana omal sie nie rozesmiala. A wiec Steenowie mieli dosc intryg i slawy, jaka cieszyl sie Rothgar. Nie powinna zapominac, ze nie kazdy lubi dworskie zycie. A przeciez markiz nalezal do krolewskich doradcow. Chociaz nigdy sie z tym nie afiszowal, wszyscy wiedzieli, ze ma wielkie wplywy.

Hrabina spojrzala na przeciwlegly koniec stolu. Juz poprzednio odniosla wrazenie, ze markiz goruje nad rodzina, a teraz przekonanie to sie poglebilo. Dystans wydawal sie jeszcze wiekszy. Czyzby byl rownie samotny jak ona w swoich dazeniach i planach? Czyzby rodzina jego tez nie rozumiala?

Po kolacji wszyscy wstali od stolu. Panowie zajeli sie swoimi drinkami i gra w karty, a panie oczywiscie plotkami.

Diana wysluchala najnowszych wiesci i sama podzielila sie tym, co wiedziala o okolicznych osobistosciach. Po chwili Elf zaproponowala Dianie, zeby przeszly na „ty', co wydawalo sie sensownym posunieciem ze wzgledu na ich juz niemal rodzinne stosunki. Rozmowa przebiegala nadzwyczaj ciekawie i hrabina nie mialaby nic przeciwko temu, zeby panowie posiedzieli dluzej nad brandy i kartami. Niestety, zapragneli zagrac z paniami. Diana przygotowala zatem stoliki, a lady Steen usiadla do klawesynu.

Po paru melodiach wymienila ja Rosa, do ktorej zaraz dosiadl sie Brand. Nie gral zbyt dobrze i nie kryl tego, ze przede wszystkim interesuje go narzeczona. Diana nie mogla powstrzymac zazdrosci, widzac, jak coraz bardziej przysuwa sie do Rosy.

Palce narzeczonych tanczyly po klawiaturze i byl to prawdziwy taniec milosci. Oboje co chwila patrzyli sobie w oczy.

Hrabina wstala ze swego miejsca i rozejrzala sie po sali. Czy goscie maja wszystko, czego potrzebuja? Czy sa zadowoleni? Przeciez jest tutaj gospodynia.

O dziwo, pierwsza osoba, na ktora zwrocila uwage byl markiz. Gral wlasnie w wista z lordem Bryghtem oraz malzonkami Walgrave. Jednak jego partnerem byl lord Walgrave, a nie brat. Zaciekawiona Diana przygladala sie przez moment grze, chcac zrozumiec, dlaczego. Bez trudu zauwazyla, ze zarowno Rothgar, jak i lord Bryght sa doskonalymi graczami. Pewnie dlatego rodzina nie chciala, by grywali w tandemie.

Lord Rothgar natychmiast uchwycil jej spojrzenie.

– Czy chcesz zagrac, pani? – spytal. Diana potrzasnela glowa.

– Nie chcialabym przeszkadzac… – zaczela, ale lord Wal-grave podniosl dlon do gory, nie dajac jej skonczyc.

– Nie przeszkadzasz, pani – stwierdzil z moca, kladac reke na sercu. – Chetnie ustapie ci pola. Czuje sie jak kotek, ktory wszedl miedzy tygrysy.

– Biedak, brakuje mu instynktu mordercy – poparla go zona.

Diana nie miala wyboru, poniewaz lord Walgrave juz opuscil swoje miejsce przy stoliku i zaczal rozmowe z lordem Steenem. Przez chwile miala wrazenie, ze padla ofiara spisku, szybko jednak porzucila te mysl.

Przeciez sama byla swoim najwiekszym wrogiem! Co ja podkusilo, zeby umiescic Rothgara w apartamencie przylegajacym bezposrednio do jej czesci zamku?

– Nie wiedzialam, ze wist moze byc az tak niebezpieczny – rzekla niepewnie Diana.

– Powinnas spytac najpierw, o jaka stawke gramy -stwierdzil markiz i zmierzyl ja wzrokiem.

Siedzieli naprzec wko siebie. Zbyt blisko, jak na jej gustuj Nigdy wczesniej nie znajdowala sie tak blisko Rothgara.

– A o co gramy? – zapytala niesmialo.

– O dusze. – Markiz niemal przewiercal ja wzrokiem. Diana drgnela na swoim miejscu. Serce zabilo jej niespokojnie.

– Tak mowimy w rodzinie, ale w rzeczywistosci gramy na punkty – wyjasnila Elf znudzonym tonem. – Chodzi o to, ze brat nie chce, zebysmy w swoim gronie grali na pieniadze.

– A co sie dzieje z przegrana dusza? – Diana powoli odzyskiwala kontenans.

– Zostaje u wlasciciela, chyba…

– Chyba? – powtorzyla, patrzac Rothgarowi wprost w oczy

– Chyba, ze zwyciezca zechce inaczej. Biedne przegrane dusze! – westchnal teatralnie i wylozyl pierwsza karte. – As kier.

Diana usmiechnela sie lekko.

– Nie bedziesz mogl, panie, teraz mowic, ze masz asa w rekawie – zauwazyla.

Markiz wygladal na rozbawionego ta uwaga.

Вы читаете Diabelska intryga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×