Znowu cisza.

Mamin byl kukla, monstrualna kukla. Jego styl, grozny i rubaszny, moglby sie spodobac kazdemu, kto nie wiedzial o morderstwach i torturach, ktorych byl sprawca.

Nastepnie, na uzytek filmu, Mamin dokonal przegladu Wojsk Lotniczych. Nie mial przy tym w ogole zadnych Wojsk Lotniczych. Jeszcze nie mial. Mial za to lotnikow i mundury.

– Oto – oznajmil – nasze Wojska Lotnicze.

Pojawil sie pierwszy lotnik. Z wielka gracja przebiegl po ulozonym z desek pasie startowym. W miejscu, w ktorym pas sie urywal, wykonal podskok w gore, trzepocac rekami.

Na pasie pojawil sie kolejny lotnik. Znow to samo.

Jeszcze jeden.

I jeden.

Bylo ich z 14 czy 15. Podskakiwali z krotkim okrzykiem, a na ich twarzach malowala sie ekstaza i kpina. Jak sie blizej przyjrzec, bylo w tym cos niesamowitego: kazdy z nich wysmiewal sie z calego przedstawienia, a jednoczesnie kazdy z nich gleboko wierzyl.

Kiedy ostatni lotnik wyladowal, Mamin zwrocil sie do kamery:

– Choc pokaz mogl sie panstwu wydac komiczny, posiada glebsze znaczenie. Na to, czego jeszcze nie mamy w rzeczywistosci, jestesmy juz duchowo przygotowani. Nadejdzie dzien, kiedy doczekamy wlasnych Wojsk Lotniczych. Do tego czasu nie zamierzamy bezczynnie tkwic w mrokach zwatpienia. Dziekuje panstwu.

Potem nastepowalo kilka, przebitek na cele tortur. Zadnych ludzi. 'Tylko nieczystosci. Lancuchy. Krew na scianach.

– Tutaj – oznajmil Mamin – zdrajcy i oszusci przyznaja sie do winy.

W koncowej scenie Mamin ze swita goryli, z wszystkimi zonami i wszystkimi dziecmi, stoi w wielkim ogrodzie. Dzieci nie usmiechaja sie ani nie dokazuja. Podobnie jak ochroniarze w milczeniu patrza w obiektyw. Wszystkie zony usmiechaja sie, niektore trzymaja na rekach niemowleta. Lido Mamin usmiecha sie, szczerzac wielkie zolte zeby. Wzbudza sympatie, moze wrecz milosc.

Ostatnie ujecie przedstawialo rzeke, w ktorej roi sie od tlustych krokodyli. Krokodyle unosza sie na wodzie, opasle i apatyczne, leniwie odprowadzajac wzrokiem przeplywajace ciala. Koniec.

Z cala przyjemnoscia moglem powiedziec Pinchotowi, ze uwazam dokument za fascynujacy.

– Zgadza sie – odparl. – Lubie dziwnych ludzi. Dlatego wlasnie zglosilem sie do ciebie.

– Byc stawianym na rowni z Lido Maminem to dla mnie prawdziwy zaszczyt – powiedzialem.

– To prawda – zgodzil sie i z powrotem zawiozl nas do siebie.

4

Po powrocie zastalismy Francois Racine'a pochylonego nad miniaturowa ruletka. Widac bylo, ze wypil sporo wina. Twarz mial zaczerwieniona, pietrzyl sie przed nim pokazny stos zetonow, Z cygara Francois zwisal wielki kawal popiolu, ktory w koncu ukruszyl sie na stol.

– Wygralem milion czterysta piecdziesiat tysiecy dolarow… Kuleczka zatrzymala sie na numerze. Francois zgarnal zetony.

– Dosyc… Nie powinienem byc taki zachlanny.

Weszlismy do frontowego pokoju. Usiedlismy. Jon poszedl po wino i kieliszki.

– Co zrobisz z wygrana? – spytala Sara.

– Rozdam. Nie potrzebuje forsy. Zycie nie ma wartosci. Pieniadz nie ma wartosci.

– Pieniadze sa jak seks – powiedzialem. – Kiedy ich w ogole nic masz, wydaja sie szalenie wazne…

– Mowisz jak pisarz – stwierdzil Francois.

Wrocil Jon. Otworzyl pierwsza butelke. Nalal wszystkim po kieliszku.

– Przyjedz koniecznie do Paryza – powiedzial. – Bardzo cie tam cenia. Tymczasem we wlasnym kraju uchodzisz za wyrzutka.

– Czy maja tam tor wyscigowy?

– Jak najbardziej! – potwierdzil Francois.

– Nie cierpi podrozowac – ostrzegla Sara. – Tutaj tez sa tory wyscigowe.

– Nie ma to jak Paryz – wychwalal Francois. – Przyjedz do Paryza. Razem wybierzemy sie na wyscigi.

– Musze napisac ten cholerny scenariusz.

– Pogramy na wyscigach, potem napiszemy scenariusz.

– Musze to przemyslec.

Jon zapalil cygaro. Francois tez wyciagnal kolejne cygaro. Cygara byly dlugie i pekate, skwierczaly rozzarzonymi koncami.

– Boze, zmiluj sie nade mna – westchnela Sara.

– Ktorejs nocy wyskoczylismy z Francois do Vegas.

– Jak wam poszlo? – spytala Sara.

Francois upil haust wina, zaciagnal sie cygarem i wypuscil z pluc ogromny, bajkowy pioropusz dymu.

– No wiec uwazajcie, uwazajcie tylko. Mam piec tysiecy dolarow do przodu, jestem panem calego swiata, trzymam Przeznaczenie jak zapalniczke w dloni. Wiem Wszystko. Jestem Wszystkim. Nic nie jest w stanie mnie zatrzymac. Kontynenty drza w posadach. Nagle Jon klepie mnie po ramieniu. „Chodzmy zobaczyc Taba Jonesa”. „Co to za jeden?” – pytam. „Niewazne – mowi. – Chodzmy go zobaczyc.”

Francois osuszyl kieliszek do dna. Jon dolal wina.

– No wiec idziemy do sasiedniej sali i tam jest ten Tab Jones. Spiewa. Przez nie dopieta koszule wystaja mu czarne kudly na piersi, cale mokre od potu. Spomiedzy zapoconych kudlow polyskuje wielki srebrny krzyz. Zamiast ust ma upiorny, wyciety w nalesniku otwor. Obcisle gacie z przyprawionym sztucznym fiutem. Chwyta jaja w garsc i spiewa o tym, jak potrafi dogodzic hubom, Spiewu okropnie, w ogole jest koszmarny. Caly czas opowiada, co by to niby robil z kobietami, kiedy w rzeczywistosci marzy o tym, zeby wsadzic jezor w dupe drugiemu facetowi. Mozna sie zrzygac od samego sluchania. W dodatku musielismy za to niezle wybulic. Trzeba byc skonczonym idiota, zeby placic za taki koszmar. Co to w ogole za jeden, ten Tab Jones? Placa gosciowi grube tysiace za to, ze lapie sie za sztucznego fiuta i puszcza bliki swoim srebrnym krzyzem. Porzadni ludzie mra na ulicach z glodu, a tutaj ten BECWAL jest przedmiotem… UWIELBIENIA! Kobietki piszcza, sa przekonane, ze ten tekturowy pajac, ktory obsysa gowna w snach, jest prawdziwy. ,,Jon – - – mowie – prosze cie, chodzmy stad, zanim mi mozg wyplynie. Czuje sie zniewazony, zaraz puszcze pawia na wlasne spodnie!” „Zaczekaj – on na to. – Moze sie poprawi.” Nie tylko ze sie nie poprawia, ale robi sie coraz gorszy. Spiewa jeszcze glosniej, koszula rozchyla mu sie po sam pepek. Kobietka, ktora siedzi obok mnie, zaczyna jeczec i wklada reke do majtek. „Prosze pani pytam czy pani cos zgubila?” Pepek jest oblesny. Wyglada jak oko nieboszczyka. Nawet ptak brzydzilby sie do niego nasrac. Teraz Tab Jones obraca sie i pokazuje nam swoj tylek. Tylkow moge sie naogladac, ile tylko zechce, co zreszta nieczesto mi sie zdarza a tu nagle mam DOKLADAC do tego, zeby patrzec na wstretne rozlazle, tluste dupsko! W zyciu przezylem niejedno. Zdarzylo mi sie oberwac od policji za nic. No, powiedzmy, za nic. Ale patrzac na te kretynskie posladki, czulem sie gorzej niz wtedy, kiedy gliniarze palowali mnie za niewinnosc. „Jon – powiedzialem jesli stad nie wyjdziemy, skonam”.

– No to poszlismy stamtad. Chcialem po prostu zobaczyc Taba Jonesa – usmiechnal sie Jon.

Francois byl naprawde wsciekly. Piana wykwitla mu w kacikach ust. Koniec cygara zgasl.

– Tab Jones! COZ TO ZA JEDEN, TEN TAB JONES? Co mnie obchodzi jakis Tab Jones? Tab Jones to skonczony debil! Piec tysiecy dolarow do przodu i co w zwiazku z tym robimy? Idziemy obejrzec Taba Jonesa! Co to za jeden, ten Tab Jones? Nie znam nikogo nazwiskiem Tab Jones! Moj brat nie nazywa sie Tab Jones! Moja, matka tez nie nazywa sie Tab Jones! Tab Jones to skonczony debil!

– No wiec – powiedzial Jon – wrocilismy do stolika.

– Tak – ciagnal Francois bylem do przodu o piec tysiecy i mialem za soba wystep tego zlamasa! Cala moja koncentracje diabli wzieli! Coz to za jeden, ten Tab Jones? Lepszych od niego widywalem, juk zbierali ptasie guano. Gdzie ja jestem? Ruletka obraca sie, jakbym jej w zyciu na oczy nie widzial. Rozumiem tyle, co noworodek wrzucony w beczke tarantuli! Liczby nic mi nie mowia! Kolory nic mi nie mowia! Biala kuleczka skacze i trafia mnie prosto w serce, wiercac w nim dziure od srodka! Nie mam szans. Moja koncentracje diabli wzieli! Sztuczne fiuty paraduja przy oklaskach kretynow! Miesza mi sie w glowie! Wyrywam sie z cala fura zetonow! Mam wypisane na czole, ze jestem skonczonym durniem. Co to za jeden, ten Tab Jones? Przegrywam. Nie wiem, gdzie jestem. Jak raz stracisz koncentracje i zaczynasz leciec w dol, to koniec. Wiedzialem, ze jestem bez szans, ale gralem do ostatniego zetonu. Wszystko robilem na opak, jakby najgorszy wrog zawladnal moja dusza i cialem. Bylem skonczony. Dlaczego? DLATEGO, ZE KONIECZNIE MUSIELISMY ZOBACZYC TABA JONESA? KIM JEST TEN PIERDOLONY TAB JONES, ja sie pytam!

Francois umilkl, wyczerpany. Cygaro wypadlo mu z ust. Sara podniosla je i wlozyla do popielniczki. Francois natychmiast wyjal z kieszonki koszuli nowe. Zsunal srebrzysta banderole, oblizal koniec i przycial, wreszcie ugniotl cygaro i wlozyl je do ust. Zebral sie w sobie i podpalil z fasonem. Siegnal po butelke, nalal kazdemu po jednym, siadl prosto, usmiechnal sie.

– Pewnie bym, cholera, i tak wszystko stracil. Hazardzista, ktory nie umie znalezc dla siebie usprawiedliwienia, przestaje byc hazardzista.

– Mowisz jak pisarz – powiedzialem.

– Gdybym jeszcze umial pisac jak pisarz, napisalbym za ciebie len scenariusz.

– Dziekuje.

– Ile ci placi? – Wykonalem w powietrzu nieokreslony gest, ktory mial zastapic odpowiedz.

– Napisze za ciebie i wezmiemy pol na pol, dobra?

– Dobra.

Вы читаете Hollywood
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×