- A... mala z pierwszej bramy...

- Wygrzewa Zarudnemu lozeczko?

- Aha... chyba tak?

Zrozumiala, ze nie zdazy wydostac sie ponownie na dach; czyjas lepka lapa wczepila sie w jej nadgarstek; ale jednoczesnie pietro nizej na szerokosc lancuszka otworzyly sie czyjes drzwi i piskliwy kobiecy glos zaalarmowal caly dom:

- A no jazda stad, paskudy jedne! Dzwonie po milicje, jasne? Znalezli sobie miejsce na wyprawienie swoich swinstw... zaraz zjawi sie tu patrol!

Chlopaki jak jeden odwrocili sie w tyl, a wtedy Lidka skoczyla przed siebie i roztracajac lokciami miekkie, jakby gumowe ciala, wyrwala sie na placyk podestu piatego pietra.

Krzykliwa dama z trzaskiem zamknela drzwi; ale Lidka gnala juz po stopniach na dol, a za nia lecialy sprosne uwagi i leniwe, obrzydliwe chichoty.

* * *

- Prawidlowo - oznajmil Slawek. - Spoleczenstwo samo sie oczyszcza. Ja bym to swinstwo sprzedawal nie spod lady, a zorganizowalbym masowa produkcje. Zeby w kazdej aptece byly tego pelne polki. Kto chce... prosze bardzo. Wachac, palic, kluc sie... im wczesniej, tym lepiej. W chwili mrygi bedzie znacznie mniej ludzi. I wtedy kazdy bedzie mial czas na ewakuacje. Kazdy normalny czlowiek...

- Twoj ojciec tez tak mysli? - zapytala Lidka cichym glosem.

Slawek parsknal lekko.

- Co ma do tego ojciec? On musi sie trzymac swojego wizerunku humanisty. No, ale powiedz sama uczciwie i szczerze: zal ci tej Swietki?

Lidka zamyslila sie. Ale przyszla jej na mysl nie Swietka, a te chlopaki na schodach. No, tych to jej zal nie bylo! Im szybciej pozdychaja, tym lepiej dla innych!

A potem przypomniala Slawka takiego, jakim byl w muzeum. Rzucila krotkie spojrzenie spod oka na syna parlamentarzysty - powiedziec mu to, co jej teraz przyszlo do glowy? Ale wtedy nastapi koniec „przyjazni”, a takze koniec spotkan z deputowanym Zarudnym.

- Wiesz co? Obejrzyjmy sobie tamten film - zaproponowala w odpowiedzi na jego zdziwione spojrzenie. - Czasu mam niewiele... obiecalam, ze wroce przed noca.

* * *

Do dnia ostatecznej apokalipsy, obliczonego wedle metody Brodowskiego i Filke, zostalo czterdziesci piec dni.

Teraz juz Lidke odwozono do szkoly i zabierano stamtad z powrotem. Zblizaly sie egzaminy, a przy wejsciach na schody stali ochroniarze.

W siedemdziesiatej siodmej jakis kretyn przytaszczyl na lekcje pistolet i postrzelil czterech kolegow z klasy.

W dwiescie piatej pod czyjas lawka eksplodowala bomba domowej roboty. Kogos oddano pod sad, kogos odeslali do karnej kolonii, ale i tak nie bylo ani jednego dnia bez jakiejs awantury. Nauczyciele przestali liczyc polamane nosy - liczyli tylko porozbijane czerepy. A zabitych - tych bylo juz pelno w calym miescie.

Liceum odwiedzil kaznodzieja. Na przerwie zebrala sie wokol niego grupka ciekawskich; Lidka najpierw krazyla wokol niej niby obojetnie, ale potem zaczela sluchac.

Kaznodzieja mowil spokojnym, a nawet nieco zmeczonym glosem o ludzkich grzechach, ktore po raz kolejny przepelnily czare Jego cierpliwosci. Radzil, zeby rozejrzec sie dookola i popatrzec na siebie z boku - wszyscy unurzani sa w grzechu i ktoz wie, czy tym razem On sie zlituje i otworzy laskawie ratunkowe Wrota, zeby dac ludzkosci jeszcze jedna szanse...

Z nieba spadnie ogien. Z morza wyjda potwory. Wszystko bedzie jak zwykle.

Lidka poczula, ze gdzies w jej brzuchu rodzi sie zimna kula, ktora powoli zaczyna unosic sie ku gardlu.

Tablica ogloszen byla cala zaklejona kartkami. Nowymi ulotkami, a fotografie zoltawej twarzy tez byly nowe i doskonalej jakosci. Slowa „dziewiaty czerwca” byly wydrukowane grubymi, czerwonymi literami. A w dole wyginala sie sylwetka ogarnietego ogniem czlowieka.

Ulotki te pokrywaly sciany i ogloszeniowe slupy, trzepotaly krawedziami przy wejsciu do bramy domu Lidki, a jedna przylgnela do drzwi akurat na wysokosci oczu.

I Lidka mimo woli przeczytala:

Z zaginionych cywilizacji nie zostalo nic oprocz popiolu. Mieszkancy unicestwionych miast takze wierzyli w zycie wieczne... Obywatele! Mieszkancy naszego miasta! Nasz swiat przezywa ostatnie dni! Pospieszmy oczyscic nasze dusze, poniewaz jedynie czysci zostana... dziewiatego czerwca...

Dolna krawedz ulotki byla oderwana. Spod nierownego brzegu wygladal wulgarny rysunek i Lidka natychmiast pojela, kto go nakreslil jeden z niefortunnych kawalerow Swietki.

Ale przeciez ten kaznodzieja w liceum mowil, ze choc On pala gniewem, litosc, byc moze, znow wezmie gore w Jego sercu i Wrota sie otworza!

Kaznodzieja nie podawal dokladnej daty. Mowil „niedlugo” i na potwierdzenie swoich slow zataczal szeroki krag dlonia, jakby zapraszal do blizszej znajomosci z oblegajacymi wszystkich niegodziwosciami.

Drzwi otworzyla jej Jana.

- Co z toba? Znow dostalas pale?

Lidka w milczeniu przeszla obok, odnalazla swoj pokoj i szczelnie zamknela za soba drzwi.

* * *

- Slawka nie ma w domu - stwierdzila Klaudia Wasiliewna Zarudna, zona deputowanego i mama Slawka. - Jest u lekarza, leczy zeby. Zadzwon jutro, Lida.

Dziewczyna zebrala cala odwage:

- Prosze o wybaczenie... ale czy Andriej Igorowicz jest w domu?

Pauza.

- Andriej Igorowicz jest w domu - odpowiedziala Klaudia Wasiliewna z uprzejmym zdziwieniem w glosie. - Ale jest zajety.

By przydac sobie odwagi, Lidka napiela miesnie brzucha.

- Prosze wybaczyc... Ale... czy moglaby pani poprosic go do telefonu?

Pauza.

- Lida, on jest zajety - temperatura glosu Klaudii Wasiliewny opadla do lodowej. Za chwile Lidka bedzie mogla porozmawiac jedynie z dzwonkiem..

- Bardzo pania prosze! - Lida niemal krzyknela i w jej glosie zabrzmialo widac cos, co sprawilo, ze Klaudia Wasiliewna nie odwiesila po prostu sluchawki, ale odlozyla ja na stolik. Plytka stolika drgala niczym membrana, pozwalajac Lidce uslyszec dalekie kroki, ktore najpierw sie oddalaly, a potem wrocily.

- Lida, on jest jednak bardzo zajety. Zadzwon pozniej.

Lidka przez pewien czas siedziala jeszcze na podlodze przed stolikiem, a potem wrocila do stolu, na ktorym lezaly porozrzucane bezladnie podreczniki.

Co prawda, mozna juz bylo przestac udawac, ze przygotowuje sie do egzaminow. Mama nie miala do tego glowy, a ojciec tym bardziej. Nawet Timur nie usmiechal sie znaczaco i Jana przestala sie czepiac. Wszyscy byli zajeci udawaniem, ze nic szczegolnego sie nie dzieje. Wszystkim nie wiedziec czemu zalezalo na zachowaniu pozorow zwyklego zycia. Mowiono o lecie, strzyzono sie i barwiono wlosy, chodzono na zakupy do nowo otwartego marketu. Prowadzono z szefem rozmowy o lipcowym urlopie. Hodowano w doniczkach kwiaty, przeprowadzano konsultacje przed egzaminami, zajmowano sie przygotowaniami do pozegnalnego wieczorku dla uczniow szkolnej sredniej grupy, a wszystko to czyniono z absolutna niemal pewnoscia, ze ani urlopu, ani lipca, ani pozegnalnego wieczorku nie bedzie...

Jutro, na trzydziestego pierwszego - dopuszczenie.

Drugiego - matematyka. Piatego - historia. Dziewiatego - chemia.

Dziewiatego.

Lidke zebralo na sen. Polozyla sie na kanapie i przykryla kocem - razem z glowa. W pokoju bylo duszno i goraco, ale te dreszcze...

Sen nie nadchodzil.

Usiadla na kanapie. Targaly nia dreszcze, ze zab nie trafial na zab.

Zachorowala.

Nie, jest zupelnie zdrowa. Po prostu koszmarnie zmeczylo ja oczekiwanie. Strach. I jeszcze te egzaminy, jak stary kataplazm, ktorego nie wiadomo czemu nie mozna zdjac. Czlowiek umiera, a ci jeszcze pakuja mu na piers plaster rozgrzewajacy i nie wolno zsunac smierdzacego papieru... nie wiedziec czemu, nie wolno...

Wyszla na balkon.

Bylo cieplo i wilgotnie. Pachnialo mokrym pylem.

Naparla na balustrade i spojrzala w dol. Pod samym domem widac bylo waskie pasmo asfaltu. Gdyby tak spasc glowa w dol...

W pewnej chwili zwidzialo jej sie, ze nie tylko moze to zrobic, ale ze nie potrafi tego uniknac. Przejdzie ponad porecza i - jak ja uczyli na plywalni - skoczy glowa w dol. Raz - i niczego juz nie bedzie...

Trzecie pietro. Troche za nisko. Gdyby mieszkala na siodmym, nawet by sie nie zastanawiala, ale tak... istnieje mozliwosc niepowodzenia, bolu... i zycia ze zlamanym kregoslupem. Gdyby wejsc na dach... Ale do tego trzeba opuscic mieszkanie, dokads pojsc, spotykajac po drodze sasiadow i odpowiadajac na ich glupie pytania...

Lidka rozluznila zacisniete na balustradzie palce. Cofnela sie do pokoju i wlaczyla telewizor. Zrobila to zupelnie odruchowo.

- ...starsi ludzie doskonale pamietaja, jak podczas przedostatniego kryzysu, pod koniec piecdziesiatego pierwszego cyklu, to znaczy przed ponad czterdziestu laty, banda takich samych fanatykow usilowala wykorzystywac zwykly ludzki strach przed apokalipsa! W swoich ulotkach poslugiwali sie dokladnie takimi samymi haselkami, zgadza sie nawet czas rozpoczecia kampanii: dwiescie dni przed ogloszonym terminem, ktory zreszta wybrano ze skrajnym cynizmem - w przeddzien balow maturalnych, jakie chcemy wyprawic naszym dzieciom!

Policzki i uszy Lidki zaplonely, zapiekly ja i zrobily sie oslepiajaco czerwone.

- Witajcie, Andrieju Igorowiczu...

I jakby w odpowiedzi, deputowany Zarudny energicznie kiwnal glowa:

- Tak jest! Pierwszy cios wymierzono z cala sila wlasnie w nich, czekajacych na swoja pierwsza apokalipse! W nich, ktorzy nie wiedza, ile sa warte uliczne ulotki! Wlasnie wsrod ostatniego pokolenia, w sredniej i mlodszej grupie zastraszajaco szybko rosnie liczba samobojstw! Mnoza sie mlodziezowe sekty... a powiem otwarcie, ze wolalbym ujrzec swego syna w jakims gangu nastolatkow niz w takim klubie samobojcow!

Lidka zachichotala glupawo. Wyobrazila sobie Slawka w mlodziezowym gangu - tego Slawka, ktory teraz siedzi zamkniety na trzy spusty.

- A my, rodzice? - Andriej Igorowicz pochylil sie ku przodowi i spojrzal Lidzie prosto w oczy. - Czy poswiecamy czas na to, zeby rozwiac przedwczesny strach naszych dzieci? A moze mu sie poddajemy... skrycie, ale sie poddajemy?

Deputowany Zarudny odczekal chwilke.

- Patrzcie!

Boczna kamera pokazala dokument, trzymany przez ojca Slawka w dloniach. Lidce przypomnial sie stolowy hokej i to, jak zrecznie te dlonie manipulowaly plastykowymi graczami.

- Przyjrzyjcie sie! Ta ulotka ma prawie czterdziesci lat... „Z zaginionych cywilizacji nie zostalo nic oprocz popiolu. Mieszkancy unicestwionych miast takze wierzyli w zycie wieczne... Nasz swiat przezywa ostatnie dni! Dwudziestego wrzesnia nastapi objawiona apokalipsa, ale Wrota sie nie otworza...”

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату