– Nie mamy pojecia. – Lewis ponownie spojrzal na jednego z agentow.
Potezna czesc tlumu na ulicy zaczela nagle skandowac jedno haslo; wkrotce przylaczyla sie reszta. Prezes nie mogl juz tego zniesc. Drzaly szyby w oknach. Wstal i oficjalnie zakonczyl spotkanie.
Gabinet sedziego Glenna Jensena znajdowal sie na pierwszym pietrze, po drugiej stronie gmachu, z dala od ulicznego halasu. Pokoj byl obszerny, choc najmniejszy z dziewieciu biur. Jensen, jako najmlodszy z calej dziewiatki, i tak mial szczescie, ze przyznano mu gabinet. Kiedy przed szescioma laty, ledwo przekroczywszy czterdziestke, przyjmowal nominacje, uwazano go za fundamentaliste o silnie konserwatywnych pogladach, zblizonych do przekonan tego, ktory go mianowal. Przyjecie jego kandydatury przez Senat ciagnelo sie w nieskonczonosc. Jensen wypadl slabo przed Komisja Sprawiedliwosci. We wszystkich istotnych kwestiach zajmowal niejasne stanowisko, za co obrywal po glowie od obydwu stron. Republikanie byli zazenowani. Demokraci weszyli krew. Prezydent naciskal na czlonkow komisji tak dlugo, az ci sie w koncu poddali, i Jensen przeszedl jednym glosem.
Ale przeszedl, i to do konca zycia. Przez szesc lat sprawowania urzedu nie zdolal nikogo usatysfakcjonowac. Gleboko dotkniety przesluchaniami przed komisja, poprzysiagl sobie, ze w pracy bedzie kierowal sie wylacznie wspolczuciem. Republikanie wpadli we wscieklosc. Poczuli sie zdradzeni, szczegolnie wtedy, gdy Jensen odkryl w sobie namietnosc do zajmowania sie prawami przestepcow. Bez ideologicznych wyrzutow sumienia szybko wystapil z szeregow prawicy, przeszedl do centrum, a potem zupelnie na lewo. Wkrotce jednak wszyscy uczeni w prawie mezowie zaczeli drapac sie w kozie brodki, bo Jensen piorunem wrocil na prawo i poparl sedziego Sloana, ktory jako jeden z nielicznych sprzeciwial sie prawom kobiet. Jensen nie lubil kobiet. Zajal neutralna postawe w sprawie religii w szkolach, byl sceptyczny wobec wolnosci slowa, popieral ludzi walczacych o mniejsze podatki, Indianie go nie interesowali, bal sie czarnych, zwalczal pornografie, wspolczul kryminalistom i zajmowal konsekwentna postawe w kwestii ochrony srodowiska. Ku wielkiemu rozczarowaniu republikanow, ktorzy przelewali krew za jego nominacje, Jensen opowiedzial sie za prawami homoseksualistow.
Ostatnio na wlasna prosbe dostal wielce klopotliwa sprawe, znana jako afera Dumonda. Niejaki Roland Dumond przez osiem lat mieszkal ze swym kochankiem. Tworzyli szczesliwa pare, byli sobie calkowicie oddani i zadowoleni z zycia. Chcieli sie pobrac, ale kodeks prawny Ohio nie zezwalal na takie zwiazki. Niestety, przyjaciel Dumonda zarazil sie AIDS i zmarl w meczarniach. Rodzina kochanka nie pozwolila Dumondowi wziac udzialu w pogrzebie. Roland wpadl w rozpacz i podal rodzine przyjaciela do sadu, zadajac odszkodowania za straty moralne. Sprawa przez szesc lat nie schodzila z wokandy, wedrujac od jednej instancji do drugiej, i w koncu trafila na biurko Jensena. Kwestia sporna byly tak zwane prawa malzenskie gejow. Nazwisko Dumonda stalo sie okrzykiem bojowym wielu homoseksualnych aktywistow. Doszlo nawet do zamieszek ulicznych.
Jensen zamknal drzwi do drugiej, mniejszej czesci biura i wraz z trzema asystentami zasiadl przy stole konferencyjnym. Przez dwie godziny debatowali nad pozwem Dumonda i do niczego nie doszli. Jeden z asystentow, liberal po Uniwersytecie Cornella, domagal sie wyroku przyznajacego szerokie prawa partnerom homoseksualnym. Jensen popieral go, ale nie chcial sie do tego przyznac. Pozostali dwaj asystenci byli sceptyczni. Wiedzieli – podobnie jak Jensen – ze podczas posiedzenia Sadu Najwyzszego nie uda sie zdobyc wymaganej wiekszosci pieciu glosow.
Rozmowa zeszla na inne tematy.
– Prezes ma cie na oku, Glenn – oznajmil asystent po Uniwersytecie Duke.
W biurze zwracali sie don po imieniu. “Panie sedzio” bylo zbyt oficjalne.
– O co mu chodzi? – Jensen przetarl oczy.
– Jeden z jego sekretarzy dal mi do zrozumienia, ze prezes i FBI martwia sie o twoje bezpieczenstwo. Podobno prezes jest wkurzony, ze z nimi nie wspolpracujesz. Gosc, ktory mi o tym powiedzial, chcial, zebym ci to przekazal. – W Sadzie Najwyzszym wszystko przekazywano sobie poprzez siec sekretarzy, asystentow i aplikantow. Wszystko!
– To dobrze, ze jest wkurzony. Na tym polega jego praca.
– Chce ci przydzielic dwoch dodatkowych ochroniarzy, a FBI bedzie cie eskortowac w drodze do pracy i z pracy. Poza tym chca ci ograniczyc mozliwosc podrozowania.
– Juz to slyszalem.
– Taa, wiemy. Ale ten sekretarz powiedzial jeszcze, ze prezes chce, abysmy na ciebie wplyneli. Mamy sprawic, bys zaczal wspolpracowac z FBI, jesli chcesz uratowac zycie.
– Rozumiem.
– Wiec wplywamy na ciebie.
– Dzieki. Mozecie teraz przekazac poczta pantoflowa sekretarzowi prezesa, ze nie tylko wplywaliscie na mnie, ale piekliliscie sie i miotali wzburzeni, i ze doceniam wasze wysilki we wplywaniu, piekleniu sie i miotaniu, ale wpuszczam wszystko jednym uchem, a wypuszczam drugim. Powiedzcie mu, ze Glenn uwaza sie za twardziela.
– Jasne, Glenn. Nie boisz sie, prawda?
– Ani troche.
ROZDZIAL 2
Thomas Callahan nalezal do najbardziej popularnych profesorow Uniwersytetu Tulane, glownie dlatego, ze nigdy nie rozpoczynal wykladow przed jedenasta. Callahan pil – i to niemalo – podobnie jak wiekszosc studentow, dlatego musial odsypiac poranki, a potem leczyc kaca. Wyklady o dziewiatej i dziesiatej bylyby dla niego dopustem bozym. Popularnosc zawdzieczal rowniez luzackiemu stylowi – nosil wytarte dzinsy, tweedowe marynarki z mocno przetartymi latami na lokciach i nie uznawal skarpetek ani krawatow. W jego przekonaniu tak sie powinien ubierac uniwersytecki liberal. Mial czterdziesci piec lat, ale dzieki ciemnym wlosom i okularom w szylkretowej oprawie wygladal na trzydziestopieciolatka; zreszta nie przywiazywal wagi do swego wieku. Golil sie raz na tydzien, kiedy zarost zaczynal go swedzic. Podczas chlodow, ktore w Nowym Orleanie naleza do rzadkosci, zapuszczal brode. Posrod damskiej czesci zakostwa cieszyl sie calkiem zasluzona reputacja donzuana.
Nauczal prawa konstytucyjnego, najbardziej nie lubianego przedmiotu sposrod wymaganego
Osiemdziesieciu przyszlych prawnikow zajelo miejsca w szesciu wznoszacych sie coraz wyzej rzedach lawek i szeptalo miedzy soba, gdy Callahan stanal przed katedra i zaczal czyscic okulary. Bylo dokladnie piec po jedenastej. “O wiele za wczesnie” – pomyslal profesor.
– Kto wie, dlaczego Rosenberg zalozyl protest w sprawie Nasha przeciwko stanowi New Jersey?
Wszystkie glowy znieruchomialy i w sali zapadla cisza. Musi miec fatalnego kaca. Te przekrwione oczy! Kiedy zaczyna od Rosenberga, wyklad bedzie prawdziwa orka. Nikt nie podniosl reki. Jaki Nash? Callahan rozgladal sie powoli, metodycznie po sali i czekal. Bylo cicho jak makiem zasial.
Wtem glosno szczeknela galka u drzwi i napiecie opadlo. Do sali wsunela sie atrakcyjna dziewczyna w obcislych, spranych dzinsach i bawelnianym swetrze, przemknela pod sciana i usiadla w trzecim rzedzie. Studenci z czwartego rzedu spogladali na nia z podziwem. Ci z piatego wyciagali szyje. Juz od dwoch meczacych lat obserwowali te pelna wdzieku kolezanke z roku, przemierzajaca na dlugich nogach korytarze i sale wykladowe. Ci, ktorzy pragneli widoku wdziekow tej mlodej kobiety, mogli sie tylko domyslac jej bajecznego ciala. Ona bowiem nie nalezala do tych, ktore nim szafuja. Byla po prostu jedna z nich i ubierala sie zgodnie z obowiazujacym na wydziale prawa kanonem: dzinsy, flanelowe koszule, porozciagane swetry i za duze wojskowe kurtki. Wielbiciele oddaliby zycie, by ujrzec ja w czarnej skorzanej minispodniczce.
Dziewczyna obdarzyla przelotnym usmiechem siedzacego obok niej studenta i przez chwile wszyscy zapomnieli o Callahanie i sprawie Nasha.
Profesor nie zwrocil uwagi na jej wejscie. Gdyby byla przestraszona studentka pierwszego roku, zapewne dobralby sie jej do skory i wrzasnal: “Nie wolno spozniac sie na wyklad!” Ale Callahan nie byl dzis w nastroju do wrzaskow, a Darby Shaw nie bala sie go ani troche. Przez ulamek sekundy Thomas zastanawial sie, czy ktos wie,