tego nie zmienia.
Minely zaledwie dwa lata od sprawy Addison kontra Clark. Sad ustalil nowa, poprawiona definicje tego, czym jest zycie i czym nie jest smierc.
Wampiryzm stal sie legalny w dobrych, starych Stanach Zjednoczonych Ameryki. Byly one jednym z kilkunastu panstw, ktore go uznaly. Pracownicy urzedu imigracyjnego dwoili sie i troili, usilujac powstrzymac cale stada zagranicznych wampirow przed nielegalnym przekroczeniem granic. W sadach pojawialy sie zwiazane z tym tematem, coraz bardziej zlozone pytania. Czy spadkobiercy musieli zwracac majatek nalezacy do ich przodkow, wampirow? Czy jesli twoj malzonek/malzonka stanie sie nieumarlym, czyni cie to wdowcem/wdowa? Czy zabicie wampira bylo morderstwem? Pojawila sie nawet organizacja pragnaca przyznac im prawo do glosowania. Czasy sie zmienialy.
Spojrzalam na siedzacego przede mna wampira i wzruszylam ramionami. Czy naprawde bylo mi obojetne, ze jeszcze jeden wampir zakonczyl swoj parszywy zywot? Moze.
– Skoro uwazasz, ze mam takie nastawienie, to po co do mnie przyszedles?
– Bo w tym, co robisz, jestes najlepsza. A my potrzebujemy najlepszego fachowca.
Po raz pierwszy powiedzial „my”.
– Dla kogo pracujesz, Willie?
Usmiechnal sie pod nosem, jakby wiedzial cos, o czym ja rowniez powinnam wiedziec.
– To nieistotne. Placimy naprawde dobrze. Chcemy, aby sprawa tych morderstw zajal sie ktos, kto naprawde zna sie na nocnym zyciu.
– Widzialam ciala, Willie. Przekazalam policji moja opinie w tej sprawie.
– I co o tym myslisz? – Wychylil sie nieco do przodu, skladajac drobne dlonie na blacie biurka. Paznokcie mial blade, prawie biale, bezkrwiste.
– Przekazalam policji pelny raport. – Spojrzalam na niego, prawie napotykajac jego wzrok.
– Ale nie zdradzisz mi jego tresci?
– Nie wolno mi rozmawiac z toba na tematy dotyczace policyjnego dochodzenia.
– Mowilem im, ze na to nie pojdziesz.
– Na to, to znaczy na co? Jak dotad nic mi nie powiedziales.
– Chcemy, abys przeprowadzila sledztwo w sprawie zabojstw wampirow, dowiedziala sie, kto lub co za tym stoi. Zaplacimy potrojna stawke.
Pokrecilam glowa. To tlumaczylo, dlaczego Bert, ten chciwy sukinsyn, zaaranzowal nasze spotkanie. Wiedzial, co mysle o wampirach, ale zgodnie z kontraktem bylam zobowiazana do co najmniej jednego spotkania z potencjalnym klientem. Moj szef dla forsy zrobilby wszystko. Sek w tym, ze myslal o mnie to samo. Juz wkrotce Bert i ja bedziemy musieli uciac sobie mala pogawedke.
Wstalam.
– Sledztwo w zwiazku z tymi zabojstwami prowadzi policja. Ja ze swej strony pomoglam im tyle, ile moglam. W pewnym sensie pracuje juz nad ta sprawa. Oszczedz sobie wydatkow.
Siedzial w kompletnym bezruchu i wciaz mi sie przygladal. Nie byl to ow pozbawiony zycia bezruch cechujacy dawno zmarlych, ale z pewnoscia jego cien.
Fala strachu przeplynela po moim kregoslupie i scisnela gardlo. Zwalczylam w sobie pragnienie wyjecia spod bluzki krzyzyka i wyproszenia wampira z mego gabinetu. Nie wiem czemu, ale wyganianie klienta przy uzyciu relikwii zawsze wydawalo mi sie nieprofesjonalne. Stalam wiec i czekalam, co zrobi.
– Dlaczego nie chcesz nam pomoc?
– Mam umowionych klientow, Willie. Przykro mi, ze nie moge pomoc.
– Po prostu nie chcesz, i tyle.
Skinelam glowa.
– Skoro tak uwazasz. – Wyszlam zza biurka, by odprowadzic go do drzwi.
Poruszal sie z niesamowita plynnoscia i szybkoscia, o jakiej za zycia mogl tylko marzyc, ale dostrzeglam jego ruch i cofnelam sie o krok, zanim zdazyl mnie schwycic.
– Nie jestem jeszcze jedna slicznotka, ktora mozesz zmanipulowac swoimi mentalnymi sztuczkami.
– Zauwazylas moj ruch.
– Uslyszalam go. Jestes nieboszczykiem od niedawna, Willie. Wampir czy nie, musisz sie jeszcze wiele nauczyc.
Spojrzal na mnie spode lba, jego dlon zawisla w powietrzu o kilka cali ode mnie.
– Byc moze, ale zaden czlowiek nie bylby w stanie tak szybko sie cofnac.
Postapil krok w moja strone, jego wiatrowka prawie musnela moje cialo. Gdy tak stalismy obok siebie, bylismy niemal tego samego wzrostu – czyli niscy. Jego oczy znalazly sie na wysokosci moich. Wbijalam wzrok w jego ramie.
Robilam, co moglam, aby sie przed nim nie cofnac. Nieumarly czy nie, to byl tylko Willie McCoy. Nie zamierzalam dac mu tej satysfakcji.
– Jesli ty jestes czlowiekiem, to ja nadal zyje Podobnie jak ja, ty rowniez nie jestes czlowiekiem – wysyczal.
Podeszlam, by otworzyc mu drzwi. Nie cofnelam sie przed nim. Odstapilam, aby otworzyc drzwi. Staralam sie przekonac pot sciekajacy po moich plecach, ze to zasadnicza roznica. Ale zimna gula zalegajaca w moim zoladku rowniez nie dala sie zwiesc.
– Naprawde musze juz isc. Dziekuje, ze pomyslales o Animatorach spolce z o.o. – Poslalam mu szeroki, zawodowy usmiech, pusty jak zarowka, ale mimo wszystko promienny.
Przystanal w progu.
– Dlaczego nie chcesz dla nas pracowac? Musze im cos powiedziec, gdy wroce.
Nie bylam pewna, ale wydawalo mi sie, ze w jego glowie pobrzmiewa zaniepokojenie. Czy bal sie, ze zostanie ukarany za swe niepowodzenie? Bylo mi go zal i wiedzialam, ze to glupie. Przeciez, na milosc boska, to byl nieumarly, tyle tylko, ze stal teraz przede mna i to wciaz byl Willie, w swej kretynskiej wiatrowce, nerwowo zalamujacy drobne rece.
– Powiedz im, kimkolwiek sa, ze nie pracuje dla wampirow.
– Regula zawodowa? – Powiedzial to tak, ze zabrzmialo jak pytanie.
– Niezlomna.
Przez chwile dostrzeglam w jego obliczu przeblysk starego, dobrego Williego. I zalu.
– Szkoda, ze to powiedzialas, Anito. Ci ludzie nie lubia, gdy sie im odmawia.
– Mysle, ze jestes tu juz stanowczo za dlugo. Nie lubie pogrozek.
– To nie pogrozki, Anito, lecz szczera prawda. – Poprawil krawat, bawiac sie przez chwile nowa zlota spinka, po czym opuscil chude ramiona i wyszedl.
Zamknelam za nim drzwi i oparlam sie o nie plecami. Kolana mialam jak z waty. Nie mialam jednak czasu, aby usiasc i choc troche podygotac. Pani Grundick zapewne byla juz na cmentarzu. Przypuszczam, ze czekala tam na mnie ze swoja czarna torebka i doroslymi synami i niecierpliwila sie. Mialam ozywic jej meza. Chodzilo o rozwiklanie zagadki dwoch testamentow. Mozna bylo rozwiazac te sprawe dwojako – przez lata ciagnac proces sadowy lub wynajac mnie. Wystarczylo, ze ozywie Alberta Grundicka, a wowczas on sam odpowie na to pytanie.
Wszystko, czego potrzebowalam, bylo juz w samochodzie, nawet kurczaki. Wyjelam spod bluzki krzyzyk i wylozylam na wierzch. Mam kilka sztuk broni palnej i umiem ich uzyc. W szufladzie biurka trzymam browninga hi-powera kaliber 9 mm. Pistolet wazyl nieco ponad dwa funty, lacznie z magazynkiem pelnym kul powleczonych srebrem. Srebro nie zabije wampira, ale moze go odstraszyc. Sprawia, ze powstale w ten sposob rany dlugo sie goja, niemal tak dlugo jak ludzkie. Otarlam spocone dlonie w spodnice i wyszlam z biura.
Craig, nasz nocny sekretarz, stukal zawziecie w klawiature komputera. Na moj widok az wybaluszyl oczy, gdy przemknelam obok niego cichutko po podlodze wylozonej gruba, miekka wykladzina. Moze zdziwil sie, widzac krzyzyk dyndajacy na dlugim lancuszku na mojej szyi. A moze zaskoczyl go widok kabury podramiennej, ktora zalozylam na bluzke, i wystajaca z niej kolba pistoletu. Tak czy owak nie wspomnial o tym ani slowem. Madry facet.
Nalozylam sztruksowa marynarke. Nie zamaskuje ona co prawda broni, ktora mialam pod pacha, ale to nie szkodzi. Watpie, aby Grundickowie i ich adwokaci zwrocili na to uwage.