– Bez obawy, moja mala animatorko. Nie dotkne cie. To byloby oszustwo.
Podszedl, by stanac obok mnie. Wpatrywalam sie z uporem w jego piers. Wsrod koronek mozna bylo dostrzec blizne po oparzeniu. Blizna miala ksztalt krzyza. Ile dekad temu ktos przylozyl krzyz do jego ciala?
– Podobnie jak w twoim przypadku posiadanie krzyzyka daloby ci nieuczciwa przewage.
Coz moglam powiedziec? W pewnym sensie mial racje.
Szkoda, ze sam krzyz nie potrafi zranic wampira. Nie chodzi wylacznie o ksztalt. Krzyz musi zostac poswiecony, a noszaca go osoba musi wierzyc w jego moc. Ateista wymachujacy krzyzem przed wampirem to naprawde zalosny widok.
Jego glos byl tak cholernie kojacy. Mialam chec uniesc wzrok i zobaczyc twarz mowiacego. Jean-Claude byl zaintrygowany faktem, ze po czesci bylam na niego uodporniona. A takze blizna w ksztalcie krzyza na moim ramieniu. Widok jej mocno go rozbawil. Za kazdym razem, gdy sie spotykalismy, robil, co mogl, aby mnie zauroczyc, a ja, najlepiej jak potrafilam, staralam sie go zignorowac. Az do tej pory mi sie udawalo.
– Nigdy dotad nie miales nic przeciw temu, ze nosze na szyi krzyzyk.
– Wtedy wspoldzialalas z policja, teraz jest inaczej.
Spojrzalam na jego klatke piersiowa i zaczela zastanawiac sie, czy koronka byla tak miekka, jak sie wydawala – zapewne nie.
– Czyzbys nie byla pewna swych mocy, mala animatorko? Wierzysz, ze twoja jedyna bronia przeciwko mnie jest ten malutki srebrny przedmiot, ktory nosisz na szyi?
Nie wierzylam, ale wiedzialam, ze mi pomaga. Jean-Claude twierdzil, ze ma dwiescie piec lat. Przez dwa stulecia mozna zgromadzic w sobie wiele mocy. Chcial dac do zrozumienia, ze jestem tchorzem. Nie bylam.
Unioslam dlonie, aby rozpiac lancuszek. Wampir cofnal sie i odwrocil do mnie plecami. Srebro splynelo blyszczaca struga do moich rak. Tuz obok pojawila sie blondwlosa smiertelniczka. Podala mi numerek i zabrala lancuszek. Dobre, hostessa od zbierania relikwii.
Bez krzyzyka poczulam sie jak naga. Nie zdejmowalam go podczas snu ani nawet do kapieli.
Jean-Claude znow do mnie przystapil.
– Nie oprzesz sie dzisiejszemu przedstawieniu, Anito. Ktos cie zauroczy.
– Nie – odparlam. Trudno jednak zgrywac twarda sztuke, wpatrujac sie w piers drugiej osoby. Aby grac ostro, trzeba patrzec temu komus prosto w oczy, co ze zrozumialych wzgledow nie wchodzilo w rachube.
Zasmial sie. Ten dzwiek musnal moja skore niczym pieszczota. Ciepla i niebezpieczna zarazem. Smiertelnie niebezpieczna.
Monica schwycila mnie za reke.
– To ci sie spodoba, obiecuje.
– Tak – rzekl Jean-Claude. – To bedzie niezapomniany wieczor.
– Czy to grozba?
Znow sie zasmial tym okropnym cieplym smiechem.
– Anito, pamietaj, ze to przybytek rozkoszy, a nie przemocy.
Monica ciagnela mnie za reke.
– Pospiesz sie, zaraz zacznie sie wystep.
– Wystep? – spytala Catherine.
Usmiechnelam sie mimowolnie.
– Witaj w jedynym na swiecie wampirzym klubie striptizowym, Catherine.
– Zartujesz.
– Slowo honoru. – Spojrzalam w strone drzwi; nie wiem, czemu to zrobilam. Jean-Claude stal w kompletnym bezruchu, obojetny na wszystko, jakby w ogole go tam nie bylo. I nagle sie poruszyl, unoszac blada dlon do ust. Poslal mi calusa z drugiego konca sali. Rozpoczal sie wieczorny wystep.
4
Nasz stolik nieomal dotykal sceny. Sale przepelnial glosny smiech i won alkoholu, a takze sporadyczne udawane wrzaski, gdy wampirzy kelnerzy lawirowali wsrod stolikow. Dokola wyczuwalo sie nieudolnie skrywany strach. Taki, jakiego doswiadczasz podczas zjazdu kolejka gorska albo w kinie na filmie grozy. Bezpieczny lek.
Swiatla zgasly. W sali rozbrzmialy donosne krzyki, wysokie i piskliwe. Prawdziwy strach, choc tylko przez chwile. Z ciemnosci dobiegl glos Jean-Claude’a:
– Witamy w Grzesznych Rozkoszach. Jestesmy tu, aby wam sluzyc. Aby spelnily sie wasze najmroczniejsze marzenia.
Jego glos brzmial niczym jedwabisty szept niosacy sie posrod mroku. Cholera, byl niezly.
– Zastanawialiscie sie, jakie to uczucie, poczuc na swojej skorze moj oddech? Albo dotyk warg na szyi? Ostre musniecie zebow. Slodki, dojmujacy bol zatapianych klow. Wasze serce tlukace sie spazmatycznie o moja piers. Wasza krew wplywajaca do moich zyl. Dzielenie sie wami. Dawanie mi zycia. Swiadomosc, ze bez was wszystkich, bez kazdego z was, tak naprawde nie moglbym zyc.
Moze sprawila to wszechogarniajaca ciemnosc, tak czy owak mialam wrazenie, jakby zwracal sie bezposrednio do mnie – i tylko do mnie. Bylam jego wybranka, jego jedyna. Nie, to nie tak. Kazda kobieta w tym klubie czula dokladnie to samo. Wszystkie bylysmy jego wybrankami.
I byc moze bylo w tym wiecej prawdy anizeli w czymkolwiek innym.
– Nasz pierwszy dzentelmen dzisiejszego wieczoru ma takie same pragnienia. On takze chcialby poznac smak tego najslodszego sposrod pocalunkow. Staje teraz przed wami, by zaswiadczyc, ze to naprawde niezwykle i cudowne uczucie! – Pozwolil, aby cisza wypelnila ciemnosc, az moj wlasny rytm serca wydal mi sie przerazliwie glosny. – Phillip jest dzis z nami.
– Phillip! – wyszeptala Monica. W sali rozlegly sie zduszone szmery, a potem zaczelo sie ciche skandowanie. – Phillip, Phillip…
Dzwiek ten narastal wokol nas jak modlitwa.
Zaczely zapalac sie swiatla, jak w kinie po skonczonym seansie. Posrodku sceny pojawila sie jakas postac. Miala na sobie bialy obcisly podkoszulek – facet nie byl kulturysta, ale wygladal na dobrze zbudowanego. Dobrego nigdy za wiele. Wizerunku dopelniala czarna skorzana kurtka, obcisle dzinsy i skorzane buty. Wygladal, jakby przyszedl prosto z ulicy. Geste kasztanowe wlosy przy kazdym ruchu omiataly jego ramiona.
W mrok powoli saczyla sie muzyka. Mezczyzna kiwal sie rytmicznie, lekko kolyszac biodrami. Zaczal zsuwac z ramion skorzana kurtke, poruszajac sie niemal w zwolnionym tempie. Delikatna muzyka przybrala na sile. Pojawilo sie w niej mocne pulsowanie. Striptizer kolysal sie w rytm tego pulsowania. Kurtka opadla na scene. Mezczyzna przez chwile wpatrywal sie w widownie, prezentujac nam to, co mial do pokazania. W zgieciu obu lokci widnialy rozlegle blizny, tworzac biale wzgorki zabliznionych tkanek.
Przelknelam sline. Nie bylam pewna, co sie wydarzy, ale moglam sie zalozyc, ze to mi sie nie spodoba.
Obiema dlonmi odgarnal z twarzy kosmyki dlugich wlosow. Przez chwile kolysal sie i spacerowal dumnie wzdluz sceny. Przystanal opodal naszego stolika i przypatrywal sie nam z gory. Jego szyja wygladala jak reka cpuna.
Musialam odwrocic wzrok. Tyle slicznych malych sladow po ukaszeniach i nieduzych blizn. Unioslam wzrok i zauwazylam, ze Catherine wpatruje sie w jego podbrzusze. Monica wychylila sie lekko do przodu na krzesle, usta miala delikatnie rozchylone.
Mezczyzna zacisnal silne dlonie na podkoszulku i szarpnal. Material pekl z trzaskiem. Widzowie jekneli w glos. Kilka kobiet wykrzyknelo jego imie. Usmiechnal sie. Usmiech byl olsniewajacy, promienny, seksowny, tak ze nic nie moglo mu sie oprzec.
Na jego gladkiej nagiej piersi widnialy blizny, biale i rozowe, nowe i stare. Wpatrywalam sie w nie z rozdziawionymi ustami.
– Boze – wyszeptala Catherine.
– Wspanialy, prawda? – spytala Monica.
Spojrzalam na nia. Jej wywiniety kolnierzyk nieco sie obsunal, ukazujac dwie zgrabne rany klute, dosc stare, wygladajace prawie jak blizny. Jezu kochany.