moga spokojnie zyc dalej.

Ojciec Grozdik wysluchal Petera, potem powiedzial bardzo spokojnie:

– Byc moze nie musisz isc do wiezienia, Peter.

Czesto zastanawialem sie, co dzialo sie w sercu i glowie Petera, kiedy uslyszal te slowa. Nadzieja? Ulga? A moze strach? Nie chcial mi powiedziec, chociaz pozniej, tego samego wieczoru, powtorzyl mi ze szczegolami swoja rozmowe z trojka ksiezy. Mysle, ze chcial, zebym sam sie tego domyslil, bo taki wlasnie byl. Jesli nie doszlo sie do jakiegos wniosku samemu, nie warto bylo do niego dochodzic w ogole. Dlatego kiedy go zapytalem, pokrecil glowa i zapytal:

– A jak myslisz, Mewa?

Peter przyjechal do szpitala, zeby zostac ocenionym, wiedzac, ze jedyna ocena, ktora cokolwiek znaczy, to ta, ktora nosi w sobie. Zamordowanie Krotkiej Blond i przyjazd Lucy Jones wzbudzily w nim poczucie, ze moze wyrownac rachunki jeszcze bardziej. Peter siedzial na hustawce konfliktow i emocji, wywolanych tym, co uslyszal i co zrobil, a jego cale zycie sprowadzilo sie do niezlomnego przekonania, ze moze to wszystko naprawic. Wyrownac jedno zlo jednym dobrem. Tylko dzieki temu mogl w nocy spac i budzic sie rano, pochloniety zadaniem naprawiania szkod. Gnalo go do przodu, bezustannie staral sie odnalezc spokoj ducha, a ten wciaz sie mu wymykal. Ale pozniej, kiedy sie nad tym zastanowilem, zrozumialem, ze ani jego sen, ani jawa nie mogly juz nigdy byc wolne od koszmarow.

W moim przypadku wszystko wydawalo sie o wiele prostsze. Ja chcialem tylko wrocic do domu. Stojacy przede mna problem w mniejszym stopniu stanowily glosy, ktore slyszalem, niz to, co widzialem. Aniol nie byl zludzeniem jak one. Byl istota z krwi, kosci i gniewu, a ja zaczynalem to wszystko dostrzegac jak zarys wylaniajacej sie z mgly linii brzegu, ku ktoremu plynalem. Probowalem powiedziec to Peterowi, ale nie moglem. Nie wiem, dlaczego. Mialem wrazenie, ze w ten sposob wyznalbym cos o sobie, czego wolalem nie zdradzac, wiec milczalem. Przynajmniej na razie.

– Nie rozumiem – mruknal Peter, powsciagajac szalejace uczucia.

– Archidiecezja ma wiele zmartwien zwiazanych z tym incydentem.

Peter nie odpowiedzial od razu, chociaz na usta cisnelo mu sie wiele sarkastycznych slow. Ojciec Grozdik probowal odczytac reakcje Petera z tego, jak Strazak balansowal na krzesle, przechylal cialo, ze spojrzenia jego oczu. Peter pomyslal, ze niespodziewanie zaczal rozgrywac najtrudniejsza w zyciu partie pokera.

– Zmartwien, ojcze?

– Tak, wlasnie tak. Chcemy zrobic to, co w tej sytuacji jest najwlasciwsze, Peter.

Ksiadz w dalszym ciagu uwaznie obserwowal pacjenta.

– To, co najwlasciwsze… – powtorzyl Peter powoli.

To skomplikowana sytuacja, z wieloma sprzecznymi aspektami.

– Nie jestem pewien, czy moge sie z tym zgodzic, ojcze. Czlowiek popelnial czyny, nazwijmy to, swiadczace o jego zdeprawowaniu. Nie grozila mu zadna odpowiedzialnosc. A wiec ja, goracoglowy, przepelniony slusznym gniewem, wzialem na siebie ciezar zrobienia z tym porzadku. Zupelnie sam. Jednoosobowy samosad, tak mozna by to nazwac, ojcze. Popelniono zbrodnie. Zaplacono cene. A teraz ja jestem sklonny poniesc kare.

– Mysle, ze sprawa jest o wiele bardziej zlozona, Peter.

– Moze ksiadz myslec, co chce.

– Pozwol, ze zapytam, czy ktokolwiek prosil cie, zebys podlozyl ogien?

– Nie. Dzialalem sam. Nawet moj bratanek tego nie proponowal, chociaz to on bedzie nosil blizny do konca zycia.

– Myslisz, ze twoj czyn mu to wynagrodzi? Peter pokrecil glowa.

– Nie. Co mnie smuci.

– Oczywiscie – powiedzial szybko ojciec Grozdik. – Czy po fakcie mowiles komukolwiek, dlaczego to zrobiles?

– Na przyklad policjantom, ktorzy mnie aresztowali?

– Wlasnie.

– Nie.

– A tutaj, w szpitalu, wyjawiles komukolwiek powody twojego dzialania?

Peter przez chwile intensywnie sie zastanawial.

– Nie. Ale mam wrazenie, ze sporo osob wie, dlaczego to zrobilem. Moze nie do konca, ale wie. Wariaci czesto dostrzegaja rozne rzeczy bardzo dokladnie, ojcze. Z precyzja, ktora nam, na ulicach, jest niedostepna.

Ojciec Grozdik nachylil sie lekko do przodu. Peter mial wrazenie, ze widzi drapieznego ptaka krazacego nad rozjechana na drodze padlina.

– Duzo czasu spedziles na wojnie, prawda?

– Troche.

– Z twojego przebiegu sluzby wynika, ze niemal cala ture przebywales w rejonach ogarnietych walkami. I ze niejeden raz zostales odznaczony za swoje czyny. Takze Purpurowym Sercem za odniesione rany.

– To prawda.

– Widziales, jak umieraja ludzie?

– Bylem sanitariuszem. Oczywiscie.

– A jak umierali? Zaloze sie, ze niejednokrotnie na twoich rekach.

– Wygralby ojciec ten zaklad.

– A wiec wrociles i uwazasz, ze nie mialo to na ciebie wplywu. Emocjonalnego.

– Tego nie powiedzialem.

– Wiesz cos o chorobie zwanej zespolem stresu pourazowego?

– Nie.

– Doktor Gulptilil moglby ci o niej opowiedziec. Kiedys nazywano to po prostu zmeczeniem walka, teraz dano temu o wiele bardziej uczona nazwe.

– Do czegos ksiadz zmierza?

– Choroba ta potrafi sprawic, ze ludzie zachowuja sie, jak to nazwalismy na poczatku naszej rozmowy, niepodobnie do siebie. Zwlaszcza jesli znajda sie pod wplywem naglego i duzego stresu.

– Zrobilem, co zrobilem. Koniec opowiesci.

– Nie, Peter. – Ojciec Grozdik pokrecil glowa. – Poczatek opowiesci. Obaj mezczyzni przez chwile milczeli. Ksiadz pewnie mial nadzieje, ze Peter pchnie rozmowe do przodu, ale Strazak nie zamierzal tego robic.

– Czy ktos ci mowil, co sie wydarzylo po twoim aresztowaniu?

– W jakim sensie, ojcze?

– Kosciol, ktory spaliles, zostal zburzony. Zgliszcza uprzatnieto i zabezpieczono. Przyszly darowizny. Bardzo duzo pieniedzy. Hojnosc wprost niespotykana. Spolecznosc parafialna stanela na wysokosci zadania. Sporzadzono plany. W tym samym miejscu ma powstac wiekszy, piekniejszy kosciol, taki, ktory odda istote chwaly i prawosci, Peter. Ustanowiono stypendium imienia ojca Connolly’ego. Mowi sie nawet, zeby do planow dodac dom kultury, oczywiscie ku jego pamieci.

Peter otworzyl lekko usta. Odebralo mu mowe.

– Nie co dzien widuje sie tyle milosci i uczucia – dodal Grozdik.

– Nie wiem, co powiedziec.

– Niezbadane sa wyroki boskie, prawda, Peter?

– Nie jestem pewien, czy Bog ma z tym cokolwiek wspolnego, ojcze. Bylbym spokojniejszy, gdybysmy nie mieszali do tego Jego imienia. A wiec, do czego ksiadz zmierza?

– Otoz, jak widzisz, rodzi sie duzo dobrego. Z popiolow, ze tak powiem. Tych, ktore ty stworzyles.

Wiec o to chodzi, uswiadomil sobie Peter. Dlatego kardynal siedzial na kanapie, obserwujac kazdy ruch podpalacza. Prawda o ojcu Connollym i jego slabosci do malego ministranta byla o wiele mniejsza prawda niz to, co zyskiwal na tym Kosciol. Peter odwrocil sie na krzesle i spojrzal wprost na kardynala.

Duchowny skinal mu glowa.

– Wielkie dobro, Peter – odezwal sie po raz pierwszy. – Ale moze byc w niebezpieczenstwie.

Peter natychmiast to zrozumial. Domow kultury nie wznosi sie ku pamieci pedofilow. A czlowiekiem, ktory mogl temu wszystkiemu zagrozic, byl wlasnie on. Odwrocil sie z powrotem do ojca Grozdika.

– Chce mnie ojciec o cos prosic, prawda?

Вы читаете Opowiesc Szalenca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату