– Moze byc – powiedzial, jakby przewidujac pytanie.
– Peter chyba lubi izolatke – stwierdzila Kleo.
– Nikt nie chrapie – odparl Peter.
Czesc zebranych usmiechnela sie, czesc parsknela smiechem.
– Rozmawialismy o kosmonautach – poinformowal pan Zly. – Zostalo nam niewiele czasu, wiec pora podsumowac dyskusje.
– Jasne – zgodzil sie Peter. – Nie bede w niczym przeszkadzac.
– Dobrze. W takim razie, czy ktos chcialby cos dodac? – Pan Zly odwrocil sie od Petera i przyjrzal zebranym pacjentom.
Odpowiedziala mu cisza. Evans odczekal kilka sekund.
– No?
Cala grupa, tak rozgadana wczesniej, teraz milczala. Francis pomyslal, ze to do nich podobne; slowa czasem wyplywaly bez zadnej kontroli, zalewajac wszystko dookola, a zaraz potem znikaly i niemal z religijnym zapalem wszyscy zamykali sie w sobie. Zmiany nastroju byly tu chlebem codziennym.
– Dajcie spokoj – powiedzial Evans glosem, w ktory wkradalo sie zniecierpliwienie. – Jeszcze minute temu robilismy duze postepy, zanim nam przerwano. Kleo?
Kobieta pokrecila glowa.
– Gazeciarz?
Ten, dla odmiany, nie przypominal sobie zadnego naglowka.
– Francis? Chlopak milczal.
– Powiedz cos – polecil sztywno Evans.
Francis nie wiedzial, co robic; widzial, ze Evans wierci sie na krzesle, coraz bardziej rozgniewany. Pan Zly lubil miec pelna kontrole nad wszystkim, co sie dzialo w dormitorium, a Peter po raz kolejny podwazyl te wladze. Zadne oblakanie, chocby nie wiadomo jak glebokie, nie moglo rownac sie z evansowska potrzeba posiadania na wlasnosc kazdej chwili kazdego dnia i nocy w budynku Amherst.
– Powiedz cos – rozkazal Evans jeszcze zimniejszym tonem.
Francis ponaglil sie w myslach, probujac sobie wyobrazic, co pan Zly chcialby uslyszec, ale udalo mu sie tylko wykrztusic:
– Nigdy nie polece w kosmos.
Evans wzruszyl ramionami.
– No pewnie, ze nie… – prychnal, jakby slowa Francisa byly najglupsza rzecza, jaka slyszal.
Ale Peter, ktory uwaznie obserwowal cala scene, nagle zabral glos.
– Dlaczego nie? – spytal.
Francis odwrocil sie do przyjaciela. Peter szczerzyl sie wesolo.
– Dlaczego nie? – powtorzyl. Evans wygladal na zdenerwowanego.
– Peter, staramy sie nie pobudzac zludzen pacjentow – warknal. Ale Peter zignorowal terapeute.
– Dlaczego nie, Francis? – spytal po raz trzeci. Chlopak machnal reka, jakby chcial wskazac caly szpital.
– Alez Mewa – ciagnal Peter, z kazdym slowem nabierajac rozpedu. – Dlaczego mialbys nie zostac kosmonauta? Jestes mlody, silny, bystry. Widzisz rzeczy, ktore umykaja innym. Nie jestes zarozumialy, masz odwage. Mysle, ze bylby z ciebie doskonaly kosmonauta.
– Ale Peter… – zaczal Francis.
– Zadnych ale. Kto powiedzial, ze NASA nie postanowi wyslac w kosmos wariata? To znaczy, kto sie nadaje lepiej niz jeden z nas? Ludzie na pewno uwierzyliby szalonemu kosmonaucie o wiele szybciej niz jakiemus wojskowemu, prawda? Dlaczego mieliby nie wyslac w kosmos najrozniejszych ludzi, i dlaczego nie kogos z nas? Moze latanie w przestrzeni bez grawitacji, ktora trzyma nas na Ziemi, okaze sie skuteczna terapia? To by byl taki naukowy eksperyment. Moze…
Peter nabral tchu. Evans natychmiast zaczal cos mowic, ale przerwal mu Napoleon.
– Moze rzeczywiscie wariujemy od grawitacji…
– Ciazenie nas krepuje – dolaczyla sie Kleo.
– Caly ten ciezar na naszych barkach…
– Nie pozwala wzniesc sie myslom…
Pacjenci zaczeli potakiwac. Wszyscy nagle odzyskali mowe. Na poczatku rozlegly sie pomruki zgody, potem wybuchl entuzjazm.
– Moglibysmy latac. Unosic sie.
– Nikt by nas nie zatrzymywal.
– Kto lepiej nadaje sie na odkrywcow niz my?
Mezczyzni i kobiety usmiechali sie i zgodnie kiwali glowami. Tak, jakby w jednej chwili wszyscy zobaczyli siebie jako kosmonautow, ktorzy pozostawili za soba ziemskie troski i mkna bez wysilku przez wspaniala, gwiazdzista pustke kosmosu. To byla niesamowicie atrakcyjna wizja i przez kilka chwil cala grupa bujala w oblokach; kazdy wyobrazal sobie, ze przestaje go wiezic sila ciazenia, i doswiadczal dziwnego, wymyslonego poczucia wolnosci.
Evans zapienil sie z wscieklosci. Zaczal cos mowic, przestal.
Spojrzal ze zloscia na Petera i bez slowa wypadl z sali.
Pacjenci uciszyli sie, odprowadzajac psychologa wzrokiem. W ciagu kilku chwil na wszystkich opadla z powrotem mgla klopotow.
Kleo westchnela glosno i pokrecila glowa.
– Wychodzi na to, ze zostales tylko ty, Mewa – oswiadczyla z przekonaniem. – Ty bedziesz musial ruszyc do nieba za nas wszystkich.
Cala grupa poslusznie wstala, poskladala metalowe krzesla i ustawila je na swoim miejscu pod sciana, przy wtorze metalicznego szczeku. Potem, pograzeni kazdy we wlasnych myslach, pacjenci wyszli z sali na glowny korytarz Amherst, znikajac w strumieniu chodzacych w te i z powrotem ludzi.
Francis zlapal Petera za ramie.
– On tu byl, dzisiaj w nocy.
– Kto?
– Aniol.
– Wrocil?
– Tak. Zabil Tancerza, ale nikt nie chce w to uwierzyc, a potem przylozyl mi noz do twarzy i powiedzial, ze moze zabic mnie albo ciebie, albo kogo zechce, kiedy tylko bedzie mial ochote.
– Jezu! – sapnal Peter. Jesli pozostalo w nim jeszcze jakies zadowolenie z pokonania pana Zlego, calkowicie zniknelo w tej chwili. Strazak nachylil sie do Francisa. – Co jeszcze? – spytal.
Chlopak, probujac przypomniec sobie kazdy szczegol, poczul resztki czajacego sie w nim strachu. Z trudem przyszlo mu opowiedziec Peterowi o ucisku ostrza na twarzy. Z poczatku myslal, ze te wyznania przegonia lek. Niestety, jego wewnetrzny niepokoj tylko sie zwiekszyl.
– Jak go trzymal? – spytal Peter.
Francis zademonstrowal.
– Jezu – powtorzyl Strazak. – Musial cie cholernie wystraszyc, Mewa.
Francis kiwnal glowa. Nie chcial mowic na glos, jak bardzo byl przerazony. Ale w tej samej chwili cos przyszlo mu do glowy. Zamarl, sciagajac brwi i probujac obejrzec pytanie, ktore bylo metne i niewyrazne. Peter zobaczyl nagla konsternacja przyjaciela.
– Co sie stalo?
– Peter… – zaczal Francis – byles kiedys detektywem. Po co aniol mialby przykladac mi noz do twarzy w ten sposob?
Strazak sie zamyslil.
– Czy nie powinien… – ciagnal Francis – przystawic mi go do gardla?
– Tak – odparl Peter.
– Wtedy, gdybym krzyknal…
– Gardlo, tetnica, tchawica, to wrazliwe miejsca. Tak zabija sie kogos nozem.
– Ale on tego nie zrobil. Przystawil mi noz do twarzy. Peter kiwnal glowa.