–
–
–
–
Pod koniec dnia Francisa ogarnelo przeswiadczenie, ze wszystko, co sie dzieje, ma jakis sens, ale ze on sam nie dostrzega do konca ksztaltu sceny. Przemykajace przez jego wyobraznie pomysly wciaz byly dla niego zdumiewajace; sytuacje komplikowal jeszcze powrot glosow, pelnych powatpiewania i niezgodnych jak nigdy dotad. Zawiazaly w jego glowie wezel niezdecydowania, wykrzykujac sprzeczne sugestie i zadania, kazac mu uciekac, chowac sie, walczyc. Wrzeszczaly tak czesto i glosno, ze ledwie slyszal inne rozmowy. Wciaz wierzyl, ze wszystko stanie sie oczywiste, jesli tylko przyjrzy sie temu przez odpowiedni mikroskop.
– Peter, Pigula powiedzial, ze w tym tygodniu zaplanowane sa posiedzenia komisji…
Strazak uniosl brwi.
– To na pewno zdenerwuje pacjentow.
– Dlaczego? – spytala Lucy.
– Nadzieja – odparl, jakby to jedno slowo wystarczylo za cale wyjasnienie. Potem spojrzal z powrotem na Francisa. – O co chodzi, Mewa?
– Wydaje mi sie, ze to wszystko laczy sie jakos z dormitorium w Williams – powiedzial Francis powoli. – Aniol wybral uposledzonego. Musial znac jego rozklad dnia, zeby podrzucic mu koszule. Domyslil sie tez, ze uposledzony bedzie jednym z mezczyzn, ktorych Lucy zamierzala przesluchac.
– Bliskosc – powiedzial Peter. – Mozliwosc obserwacji. Sluszna uwaga, Francis.
Lucy skinela glowa.
– Zdobede liste pacjentow z tamtego dormitorium – oznajmila.
Francis zastanawial sie nad czyms przez chwile.
– A mozesz tez postarac sie o liste osob wyznaczonych na rozmowe z komisja zwolnien? – zapytal ledwo slyszalnym szeptem.
– Po co?
Wzruszyl ramionami.
– Nie wiem – odparl. – Ale dzieje sie duzo rzeczy naraz i probuje zrozumiec, jaki moga miec ze soba zwiazek.
Lucy kiwnela glowa. Francis nie byl pewien, czy mu uwierzyla.
– Zobacze, co sie da zrobic – powiedziala, ale chlopak mial wrazenie, ze zgodzila sie tylko dlatego, zeby zrobic mu przyjemnosc, i tak naprawde nie widziala w tym zadnego sensu. Spojrzala na Petera. – Moglibysmy zorganizowac przeszukanie calej sypialni w Williams. Nie potrwaloby to dlugo, a jest szansa, ze przyniosloby efekty.
Lucy pomyslala, ze trzeba trzymac sie konkretniejszych aspektow dochodzenia. Listy i podejrzenia byly intrygujace, ale czulaby sie o wiele pewniej, dysponujac dowodami, ktore mozna przedstawic na sali sadowej. Strata zakrwawionej koszuli martwila ja o wiele bardziej, niz to po sobie pokazywala; zalezalo jej na znalezieniu innego dowodu rzeczowego.
Znow pomyslala: noz, palce, zakrwawione ubrania i buty.
– Cos w tym moze byc – powiedzial Peter. Spojrzal na prokurator i uswiadomil sobie, jaka jest stawka.
Francis watpil w tego typu rozwiazanie. Pomyslal, ze aniol na pewno przewidzial takie posuniecie. Musieli wymyslic cos podstepnego, co aniolowi nie przyszloby do glowy. Cos dziwnego, innego i bardziej przystajacego do miejsca, w ktorym byli. Cala trojka ruszyla do gabinetu Lucy, ale Francis spostrzegl Duzego Czarnego przy dyzurce i odlaczyl sie od grupy, zeby porozmawiac z wielkim pielegniarzem. Lucy i Peter poszli dalej, jakby nieswiadomi, ze Francis zostal.
Duzy Czarny podniosl wzrok.
– Za wczesnie jeszcze na lekarstwa, Mewa – powiedzial. – Ale domyslam sie, ze nie po to przyszedles, co?
Francis pokrecil glowa.
– Pan mi uwierzyl, prawda?
Pielegniarz rozejrzal sie, zanim odpowiedzial.
– Jasne, Mewa. Problem w tym, ze nie jest dobrze zgadzac sie z pacjentem. Rozumiesz? Tu nie chodzilo o prawde. Tu chodzilo o moja prace.
– On moze wrocic. Dzisiaj w nocy.
– Watpie. Gdyby chcial cie zabic, Mewa, juz by to zrobil.
Francis tez tak sadzil, chociaz to spostrzezenie dodawalo mu otuchy, a zarazem przerazalo.
– Panie Moses – wychrypial bez tchu. – Dlaczego nikt tutaj nie chce pomoc pannie Jones?
Duzy Czarny zesztywnial i odwrocil sie.
– Przeciez ja pomagam, nie? Moj brat tez.
– Wie pan, o co mi chodzi. Duzy Czarny kiwnal glowa.
– Wiem, Mewa. Wiem.
Rozejrzal sie, chociaz wiedzial, ze w poblizu nie ma nikogo, kto moglby podsluchac. Mimo to mowil szeptem, bardzo ostroznie.
– Musisz cos zrozumiec, Mewa. Narobienie tutaj dymu przy szukaniu tego goscia… wiesz: rozglos, dochodzenie wladz, naglowki w gazetach i tlum reporterow z telewizji, no, oznaczalo koniec kariery dla niektorych ludzi. Za duzo pytan. Prawdopodobnie trudnych. Moze nawet doszloby do przesluchan w senacie stanu. Mnostwo zamieszania, a nikt, kto pracuje na panstwowym, zwlaszcza doktor albo psycholog, nie ma ochoty sie tlumaczyc, dlaczego pozwolil mordercy mieszkac w szpitalu. Mowimy tu o skandalu, Mewa. O wiele latwiej zatuszowac sprawe, wymyslic jakies wyjasnienie jednej czy dwoch smierci. Nikt nikogo nie oskarza, wszyscy dostaja pensje, nikt nie traci pracy i zycie toczy sie dalej swoim dawnym torem. Tak samo jak w kazdym innym szpitalu. Wszystko ma isc bez zmian, o to tu chodzi. Nie wpadles na to jeszcze sam?
Francis uswiadomil sobie, ze wpadl. Po prostu nie chcial sie z tym pogodzic.
– Musisz pamietac o jednym – dodal Duzy Czarny, krecac glowa. – Nikogo tak naprawde nie obchodza wariaci.
Panna Laska podniosla wzrok i skrzywila sie, kiedy Lucy weszla do sekretariatu. Ostentacyjnie nachylila sie nad jakimis formularzami i zaczela wsciekle stukac w klawisze maszyny do pisania, kiedy tylko Lucy podeszla do jej biurka.
– Doktor jest zajety – oznajmila; jej palce smigaly nad klawiatura, a stalowa kulka starego selectrica skakala po kartce. – Nie umowila sie pani na spotkanie – dodala.
– To zajmie tylko chwilke.
– Zobacze, czy uda mi sie cos zalatwic. Niech pani usiadzie. Sekretarka nie odsunela sie od maszyny, nie podniosla nawet sluchawki telefonu, dopoki Lucy nie odsunela sie od biurka i nie usiadla na wygniecionej kanapie w poczekalni.
Nie odrywala wzroku od panny Laski. Wpatrywala sie w nia tak intensywnie, ze sekretarka w koncu przerwala stukanie, wykrecila wewnetrzny numer i powiedziala cos do sluchawki, odwracajac sie tylem do Lucy. Nastapila