Rzucilem to wszystko dla jakiejs glupiej mrzonki. Zgubilem sie sam bez powodu, w przekonaniu, ze kocham te na wpol zwariowana kobiete.

Milczalem dalej. Brett zaczal nalegac:

– Co ma pan do powiedzenia?

– To klamstwo.

– Dlaczego wiec napisal pan ten list milosny?

Wyjal z szuflady biurka tekst pisany na maszynie, wyjasniajac:

– To angielskie tlumaczenie panskiego listu. Oryginol znajduje sie obecnie w naszym laboratorium.

Widac, ze od rana nie marnowali czasu. Podobnie zreszta jak ja!

– Prawda jest, ze zakochalem sie w mrs Foulks, ale odrzucam twierdzenie, jakobym narzucal sie jej w natretny sposob, panie inspektorze.

– Czy pan zaprzecza rowniez temu, ze dzis w nocy, o godzinie pierwszej, przybyl pan do jej mieszkania?

– Nie, ale...

– Oswiadczyl pan wlascicielce domu, ze Faulks prosil pana o przekazanie jakiejs wiadomosci jego zonie, czy tak?

– Byl to podstep, aby moc sie z nia zobaczyc....

– Dlaczego chcial pan sie z nia widziec o takiej porze?

Na to nie mialem odpowiedzi. A w ogole, czy warto bylo dalej walczyc, skoro czulem, ze ide na dno jak kamien?!

– Wiedzial pan, iz mr Faulksa nie bylo wtedy u mrs Morthon?

– Wcale nie!

– Musial pan wiedziec, ze go nie ma, skoro utrzymywal pan, iz przychodzi od niego!

Przygladal mi sie oczami bez wyrazu, jego krotkie, masywne rece, pokryte rudym owlosieniem, spoczywaly na teczce. Nie mial tego wyrazu kota polujacego na myszy, ktory zazwyczaj przypisuje sie policjantom. Musial to byc czlowiek sumienny, dzialajacy bez uniesien, ktorego glowna bronia byla logika.

Odchrzaknalem.

– Nie wiedzialem, ze mr Faulks towarzyszyl zonie w Edynburgu.

– Czyzby?

– Nic o tym nie wiedzialem!

– A jednak mrs Faulks twierdzi, ze podszedl pan do niej wtedy, gdy szla w towarzystwie meza.

– Klamie.

– Po co mialaby klamac?

– Tego nie wiem, ale wiem, ze klamie.

– Dlaczego zlozyla skarge przeciw panu?

– Sam chcialbym to wiedziec.

– Nigdy nie widzial pan FauIksow razem?

– Nie.

– Nie umowil sie pan z mr Faulksem na rogu Frederik Street i Princess Street o jedenastej w nocy?

To pytanie spadlo na mnie niespodziewanie, ze oniemialem z wrazenia. Dotad w perfidii Marjorie tkwila jakas logika. Pojmowalem, o co jej chodzilo: mialem uchodzic za natretnego maniaka. Myslala zapewne, ze donoszac na mnie policji, obciaza mnie, jednoczeinie kryjac siebie. Ale, u diaska, po co to cale zamieszanie z tym spotkaniem wyznaczonym po zamordowaniu Nevila? Nic z tego nie rozumialem i zaczynalo mnie to niepokoic nie mniej niz niewypowiedziane wprost oskarzenie.

– Nigdy sie nie umawialem z mr Faulksem.

– A zatem, co pan robil dzis w nocy na rogu Frederik i Princess Street?

– Czekalem na mrs Faulks. To ona mi wyznaczyla spotkanie. Nie przyszla. Zaniepokojony, postanowilem udac sie do jej pensjonatu.

– O ktorej wyznaczyla panu to spotkanie?

– Zadzwonil do mnie w jej imieniu jakis barman. Byla za dwadziescia jedenasta!

– Wedlug slow jej gospodyni, tego wieczoru mrs Faulks ani raz nie wyszla ze swego pokoju.

– Niech pan poslucha, inspektorze, mysle, ze mrs Faulks jest ladacznica, a mrs Morthon stara wariatka.

– Wydoje mi sie, ze pan sie posuwa za daleko, mr Valaise. Mrs Morthon jest wdowa po pulkowniku Morthonie, ktory w szczegolny sposob wyroznil sie w czasie ostatniej wojny.

– Mozna byc wdowa po pulkowniku i byc stuknieta! – zagrzmialem, nie panujac juz nad soba. – Mam juz tego dosc, inspektorze! A zatem Marjorie Faulks twierdzi, ze sie jej naprzykrzalem? Chce, zebym uchodzil za psychopate. A ja panu udowodnie, ze jest calkiem odwrotnie – zna pan francuski?

– Bardzo slabo!

– Skoro macie tlumaczy, prosze im dac do przelozenia ten list napisany reka Marjorie. Otrzymalem go cztery dni temu w Juan-les-Pins.

Z portfela wyjalem plomienny list, ktory zadecydowal o mojej podrozy.

Pogratulowalem sobie, ze go zachowalem. Dzieki niemu bede mogl nareszcie pokozac prawdziwe oblicze tej dziwki.

Policjant wzial list do reki. Nacisnal przycisk biurofonu.

– Niech Morrow wpadnie do mnie – powiedzial cicho.

W chwile pozniej do pokoju wszedl chudy dryblas, ktory potwornie zezowal. Brett wreczyl mu list, proszac go o przetlumaczenie. Nowo przybyly wladal doskonale francuskim, bowiem przedstawiony sobie tekst przelozyl blyskawicznie. Opierajac brode na dloni, inspektor zamienil sie w sluch. Trudno bylo odgadnac, co mysli jego spokojna twarz – wyrazala znuzenie i uprzejmosc czlowieka, ktory zmuszony jest do wysluchania popisu syna przyjaciol, zasiadajacego do pianina. Gdy tlumacz skonczyl, Brett odebral list i wlozyl go do teczki.

– Zwroce go panu pozniej, mister Valaise. Czy zachowal pan koperte?

– Nie, wyrzucilem ja.

Pociagnal nosem, a nastepnie zwrocil sie do swego wspolpracownika:

– W porzadku, Morrow, nie jest mi pan juz potrzebny.

Znowu bylismy sami. Sami z tym mikrofonem ktory perfidnie rejestrowal nawet moje westchnienia.

– Musze pana prosic, zeby pan przeszedl do sasiedniego pokoju i tam poczekal cierpliwie, sir. Jezeli chce pan, aby przyniesiono panu cos do jedzenia, moi ludzie sa do pana dyspozycji.

Znowu siegnal po biurofon, aby wydac jakies polecenia. Zjawil sie policjant w mundurze.

– Tedy, sir.

Juz szedlem poslusznie za nim, gdy rozlegl sie glos Bretta:

– Przepraszam pana, mister Valaise, ale chcialem jeszcze pana o cos prosic...

Tektura, w ktorej znajdowala sie lopatka, byla rozdarta. Lezace na jego biurku narzedzie nabieralo groznego znaczenia.

– Czy moglbym pana zapytac, w jakim celu spacerowal pan po miescie z ta zablocona lopatka?

– Znalazlem ja.

Zabrzmialo to zalosnie i ogarnelo mnie uczucie wstydu, ze ucieklem sie do tak nedznego wykretu.

Ruchem glowy Brett dal do zrozumienia policjantowi, ze mozna mnie zabrac.

* * *

Sasiedni pokoj byl o wiele mniejszy od gabinetu inspektora. Staly w nim dwa stoly i kilka krzesel z metalowych rur, takich jakie sie widzi w tanich restauracjach. Na jednym ze stolow staly dwa aparaty telefoniczne i maszyna do pisania, na drugim zas lezalo kilka czasopism technicznych, poswieconych brytyjskiemu przemyslowi samochodowemu. Policjant kazal mi usiasc i zapytal, czy napilbym sie lub zjadl cos. Odmowilem. Wowczas zasiadl do maszyny i przeprosiwszy mnie zabral sie do przepisywania w kilku egzemplarzach jakiegos tekstu gesto pokrywajacego lezace obok luzne kartki. Mlody mezczyzna byl najwyrazniej zwolennikiem starannej pracy.

Zaczalem przegladac pisma. Nie chcialo mi sie czytac po angielsku i ograniczalem sie do obejrzenia zdjec samochodow. Pisma byly dosc stare, a samochody w nich przedstawione wychodzily juz z mody.

Brett stanal w drzwiach. W reku trzymal lopatke i bez, slowa przemierzyl pokoj. Przechodzac obok mnie, usmiechnal sie. Dopiero stanawszy w przeciwleglych drzwiach przystanal i zanim wyszedl, rzucil w moja

Вы читаете Trawnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×