— Dobrej nocy, Alisa — powiedzial. — Trzeba spac, bo inaczej tatus zawola Babe Jage.
Marsjanin pozegnal sie i wylaczyl aparat.
— A teraz juz pojdziesz spac? — zapytalem. — Slyszalas, co powiedzial ten z pan z Marsa?
— Pojde. Ale wezmiesz mnie kiedys na Marsa?
— Jesli bedziesz grzeczna, polecimy tam latem.
W koncu Alisa zasnela, a ja znowu siadlem do roboty. Zasiedzialem sie do pierwszej w nocy. W pewnym momencie cos cicho zatrzeszczalo w wideofonie. Nacisnalem guzik. Patrzyl na mnie Marsjanin z ambasady.
— Daruje pan, ze niepokoje go tak pozno w nocy. Ale panski wideofon nie byl wylaczony, wiec pomyslalem, ze jeszcze pan nie spi.
— Prosze, o co chodzi?
— Czy nie moglby nam pan pomoc? — poprosil Marsjanin. — Cala ambasada nie spi. Przejrzelismy wszystkie encyklopedie, sprawdzilismy ksiazke wideofoniczna, ale nigdzie nie mozemy znalezc, kto to taki ta Baba Jaga i gdzie mieszka.
BRONTEK
Do naszego moskiewskiego ogrodu zoologicznego przywieziono jajo brontozaura. Jajo to znalezli chilijscy turysci w osypisku na brzegu Jeniseju. Jajo bylo prawie kuliste i wspaniale przechowalo sie w wiecznej zmarzlinie. Specjalisci stwierdzili, ze jest absolutnie swieze. Wobec tego postanowilismy umiescic je w inkubatorze.
Oczywiscie prawie nikt nie wierzyl w sukces, ale juz po uplywie tygodnia zdjecia rentgenologiczne stwierdzily, ze zarodek brontozaura rozwija sie. Kiedy ten fakt odnotowala Interwi-zja, do Moskwy zaczeli sie zjezdzac uczeni i korespondenci z calego swiata. Musielismy zarezerwowac dla nich caly osiemdziesieciopietrowy hotel 'Wenera' na ulicy Gorkiego. Ale i tak nie wszyscy sie pomiescili. Osmiu tureckich paleontologow spalo w mojej jadalni, ja sam zamieszkalem w kuchni wraz z dziennikarzem z Ekwadoru, a dwie korespondentki tygodnika 'Kobiety Antarktydy' ulokowalem w sypialni Alisy.
Kiedy nasza mama zawideofonowala wieczorem z Nukusa, gdzie buduje stadion, byla pewna, ze trafila pod niewlasciwy numer.
Wszystkie telesatelity swiata pokazywaly jajo. Jajo z profilu, jajo z przodu; szkielety brontozaurow i jajo…
Kongres kosmofilologow w pelnym skladzie przyjechal na wycieczke do zoo. Ale wtedy juz nie pozwalalismy nikomu wchodzic do inkubatora i filolodzy musieli poprzestac na obejrzeniu bialych niedzwiedzi i marsjanskich modliszek.
Po czterdziestu szesciu dniach takiego zwariowanego zycia jajo drgnelo. Siedzialem wraz z moim przyjacielem profesorem Jakata przy kopule, pod ktora lezalo jajo, i pilismy herbate. Przestalismy juz wierzyc, ze z jaja cos sie wykluje. Nie przeswietlalismy go od jakiegos czasu, zeby nie zaszkodzic naszemu 'noworodkowi'. I nie moglismy niczego przewidziec chociazby dlatego, ze jeszcze nikt przed nami nie probowal sztucznego wychowu brontozaurow.
A wiec jak powiedzialem, jajo drgnelo, jeszcze raz… peklo i przez gruba blone skorupy wysunela sie czarna zmijowata glowa. Zaterkotaly automatyczne kamery filmowe. Wiedzialem, ze nad drzwiami pawilonu zapalilo sie czerwone swiatlo. Na terytorium naszego zoo zaczelo sie cos, co niezmiernie przypominalo panike.
Po pieciu minutach wokol nas byli juz wszyscy, ktorzy byc powinni, a takze wielu takich, ktorzy nie powinni, ale bardzo chcieli. Od razu zrobilo sie goraco.
Wreszcie z jajka wylazl malutki brontozaur.
— Tatusiu, a jak mu na imie? — uslyszalem nagle znajomy glos.
— Alisa! — zdziwilem sie. — Jak tu weszlas?
— Z korespondentami.
— Ale przeciez dzieci nie wpuszczaja.
— Mnie wpuszczaja. Mowilam wszystkim, ze jestem twoja corka. Wiec mnie wpuscili.
— A czy ty wiesz, ze to bardzo nieladnie wykorzystywac znajomosci dla prywatnych celow?
— Ale przeciez maly Brontek moze sie nudzic bez dzieci. No to przyszlam.
Machnalem reka. Nie mialem ani minuty czasu, zeby wyprowadzic Alise z inkubatora. A nie bylo tez nikogo, kto by sie zgodzil zrobic to za mnie.
— Stoj tu i nie ruszaj sie z miejsca — powiedzialem. A sam pobieglem do kopuly, pod ktora siedzial nowo narodzony brontozaur.
Przez caly wieczor nie rozmawialem z Alisa. Gniewalismy sie. Zabronilem jej chodzic do inkubatora, ale Alisa powiedziala, ze nie moze mnie posluchac, bo jej zal Brontka. Nastepnego dnia znowu tam byla. Przeprowadzili ja kosmonauci ze statku 'Jowisz-8'. Kosmonauci byli bohaterami i nikt nie mogl im niczego odmowic.
— Dzien dobry, Brontek — powiedziala podchodzac do kopuly.
Brontozaur spojrzal na nia spode lba.
— Czyje to dziecko? — surowo zapytal profesor Jakata.
Omal sie pod ziemie nie zapadlem.
Ale Alisa tez nie zapomina jezyka w buzi.
— Nie podobam sie panu? — zapytala.
— Alez skad, wrecz przeciwnie… Po prostu myslalem, ze byc moze pani sie zgubila… — profesor zupelnie nie. umial rozmawiac z malymi dziewczynkami.
— Dobrze — powiedziala Alisa. — Jutro znowu przyjde do ciebie. Trzymaj sie, Brontek. I rzeczywiscie przyszla. I przychodzila prawie codziennie. Wszyscy do niej przywykli i przepuszczali ja bez zadnych problemow. Ja zas umylem rece. I tak nasz dom stoi niedaleko zoo, przez jezdnie nie trzeba przechodzic, zreszta Alisa zawsze znajdowala sobie jakies towarzystwo.
Brontozaur rosl bardzo szybko. Po miesiacu mial juz dwa i pol metra dlugosci i wtedy przeniesiono go do specjalnie zbudowanego pawilonu. Spacerowal po ogrodzonym wybiegu i zjadal mlode pedy bambusa oraz banany. Bambus przywozono ciezarowymi rakietami z Indii, a w banany zaopatrywal nas sowchoz 'Zroszone pola'. W cementowym basenie na srodku wybiegu chlupotala ciepla slonawa woda. Taka najbardziej odpowiadala brontozaurowi.
Ale nagle nasz wychowanek stracil apetyt. Trzy dni bambus i banany lezaly nietkniete. Na czwarty dzien brontozaur polozyl sie na dnie basenu i oparl czarna malutka glowe na jego plastykowej krawedzi. Jasne bylo, ze zamierzal umrzec. Nie moglismy do tego dopuscic. Przeciez mielismy tylko jednego brontozaura. Pomagali nam najlepsi lekarze swiata, ale wszystko bylo daremne. Brontek nie chcial ani trawy, ani witamin, ani pomarancz, ani mleka — niczego. Alisa nic nie wiedziala o tej tragedii. Wyslalem ja do babci do Wnukowa. Ale czwartego dnia wlaczyla telewizor akurat w momencie, kiedy nadawano komunikat o pogorszeniu sie stanu zdrowia brontozaura. Nie mam pojecia, w jaki sposob przekonala babcie, ale nastepnego ranka Alisa wbiegla do pawilonu.
— Tatusiu! — krzyknela Alisa. — Jak mogles ukryc to przede mna? Jak mogles?
— Pozniej, Alisa, pozniej — odpowiedzialem. — Teraz mamy narade.
Rzeczywiscie trwala narada. Praktycznie nie przerywalismy jej przez ostatnie trzy dni.
Alisa nic nie odpowiedziala, i odeszla. A po chwili uslyszalem, jak ktos obok jeknal. Odwrocilem sie i zobaczylem, ze Alisa juz przelazla przez ogrodzenie, zeskoczyla na ziemie i pobiegla do mordy brontozaura. W reku trzymala bulke.
— Jedz, Brontek — powiedziala — bo inaczej oni cie glodem zamorza. Mnie na twoim miejscu tez by obrzydly banany.
Nie zdazylem nawet dobiec do ogrodzenia, kiedy stalo sie cos nieprawdopodobnego. Cos, co wslawilo Alise i mocno zepsulo opinie nam, biologom.
Brontozaur uniosl glowe, spojrzal na Alise i delikatnie wzial bulke z jej rak.
— Ostroznie, tatusiu — pogrozila mi palcem Alisa widzac, ze chce przeskoczyc przez bariere. — Brontek sie ciebie boi.
— On jej nie zrobi krzywdy — powiedzial profesor Jakata.
Sam widzialem, ze nie robi jej krzywdy. Ale co bedzie, jesli te scene zobaczy babcia?