Potem uczeni dlugo dyskutowali. Dyskutuja do dzis. Jedni twierdza, ze Brontkowi byla potrzebna zmiana pozywienia, inni, ze mial wieksze zaufanie do Alisy niz do nas. Ale tak czy inaczej kryzys minal.

Teraz Brontek jest calkowicie oswojony. Chociaz ma okolo trzydziestu metrow dlugosci, najwieksza przyjemnosc sprawia mu wozenie na grzbiecie Alisy. Jeden z moich asystentow zrobil specjalna drabinke i kiedy Alisa przychodzi do pawilonu, Brontek wyciaga swoja okropnie dluga szyje i bierze swoimi trojkatnymi zebami stojaca w kacie drabinke i zrecznie przystawia do swojego lsniacego czarnego boku.

A potem wozi Alise po pawilonie albo plywa z nia w basenie.

Przelozyla IRENA LEWANDOWSKA

TUTEKSY

Jak obiecalem Alisie, zabralem ja ze soba, kiedy lecialem na konferencja na Marsa.

Dolecielismy szczesliwie. Wprawdzie nie najlepiej znosza stan niewazkosci i wolalbym nie wstawac z fotela, ale moja corka caly czas szybowala po statku i raz nawet musialem ja zdejmowac z sufitu mostku kapitanskiego, poniewaz chciala nacisnac czerwony guzik, ktory byl po prostu hamulcem bezpieczenstwa. Ale piloci nawet nie bardzo sie na nia za to gniewali.

Na Marsie obejrzelismy miasto, pojechalismy z turystami na pustynie i zwiedzilismy Wielkie Jaskinie. Ale pozniej nie mialem juz czasu dla Alisy i oddalem ja na tydzien do internatu. Na Marsie pracuje wielu naszych specjalistow, wiec Marsjanie pomogli nam zbudowac wielka kopule nad miasteczkiem dla dzieci. W miasteczku jest bardzo milo — rosna tam prawdziwe ziemskie drzewa. Czasami dzieci jezdza na wycieczki. Wtedy wkladaja malutkie skafandry i karnym szeregiem wychodza na ulice.

Tatiana Pietrowna — tak sie nazywa wychowawczyni — powiedziala, ze moge byc spokojny. Alisa rowniez powiedziala, ze moge sie nie niepokoic. Wobec tego pozegnalismy sie na tydzien.

A na trzeci dzien Alisa zaginela.

To byla zupelnie wyjatkowa sprawa. Zacznijmy od tego, ze w calej historii internatu nikt nigdy nie ginal i nawet nie znikal dluzej niz na dziesiec minut. W miescie na Marsie w ogole nie sposob zginac. A jeszcze do tego ziemskie dziecko w skafandrze! Pierwszy lepszy napotkany Marsjanin przyprowadzi je z powrotem. A roboty? A Sluzba Bezpieczenstwa? Nie, nie mozna zginac na Marsie.

Niemniej Alisa znikla.

Nie bylo jej juz od dwoch godzin, kiedy wywolano mnie z konferencji i na marsjanskim skocznym transporterze przywieziono do internatu. Moj wyglad zapewne byl godny pozalowania, poniewaz, kiedy tylko znalazlem sie pod kopula, wszyscy obecni tam wspolczujaco umilkli.

A kogo tam nie bylo! Wszyscy wykladowcy i roboty z internatu, dziesieciu Marsjan w skafandrach (musza wkladac skafandry, kiedy wchodza pod kopule, w ziemskie powietrze), astronauci, szef sluzby ratunkowej Nazarian, archeolodzy…

Okazalo sie, ze juz od godziny miejska stacja telewizyjna co trzy minuty nadaje komunikat, ze zaginela dziewczynka z Ziemi. Wszystkie wideofony Marsa plonely alarmowym swiatlem. W marsjanskich szkolach przerwano lekcje i uczniowie podzieleni na grupy przeczesywali miasto i okolice.

Znikniecie Alisy zauwazono, gdy tylko jej grupa wrocila ze spaceru. Od tego momentu uplynely dwie godziny. Zapas tlenu w skafandrze obliczony byl na trzy.

Znajac swoja corke, zapytalem, czy przeszukano juz wszystkie mozliwe kryjowki w samym internacie i w najblizszej okolicy. Moze Alisa znalazla marsjanska modliszke i obserwuje jej zachowanie?

Odpowiedziano mi, ze piwnic w miescie nie ma, a wszystkie miejsca, w ktorych mozna by sie ukryc, przeszukali juz uczniowie i studenci marsjanskiego uniwersytetu, ktorzy je znaja jak wlasne piec palcow.

Bylem bardzo zly na Alise. Oczywiscie, zaraz wyjdzie zza rogu z najbardziej niewinna mina. A przeciez jej wybryk spowodowal wiecej klopotow niz burza piaskowa. Wszyscy Marsjanie i wszyscy Ziemianie w miescie oderwali sie od swoich zajec, postawiono na nogi cala sluzbe ratunkowa. Nadomiar zlego sam juz zaczynalem sie niepokoic. Ta przygoda mogla zle sie skonczyc.

Przez caly czas nadchodzily komunikaty od patroli: 'Uczniowie drugiego marsjanskiego progimnazjum przeszukali stadion. Alisy nie ma', 'Fabryka marsjanskich slodyczy zawiadamia, ze na jej terytorium dziecka nie znaleziono…' 'A moze naprawde udalo sie jej wydostac na pustynie? — myslalem. — W miescie juz by ja znalezli. Ale pustynia… Marsjanskie pustynie nie sa jeszcze dokladnie zbadane, tam mozna zabladzic tak, ze przez dziesiec lat nikt czlowieka nie odnajdzie. Ale przeciez najblizsze okolice pustyni zostaly dokladnie przeszukane.' — Znalazla sie! — zawolal nagle Marsjanin w niebieskim chitonie patrzac na kieszonkowy telewizor.

— Gdzie? Jak? Gdzie? — zainteresowali sie wszyscy pod kopula.

— Na pustyni. Dwiescie kilometrow stad.

— Dwiescie kilometrow?

'Oczywiscie — pomyslalem. — Oni nie znaja Alisy. Wlasnie tego nalezalo oczekiwac.' — Dziewczynka czuje sie dobrze i niedlugo bedzie na miejscu.

— A jak ona tam trafila?

— Na pocztowej rakiecie.

— No oczywiscie! — powiedziala Tatiana Pietrowna i zaplakala. Denerwowala sie najbardziej ze wszystkich.

Wszyscy zaczeli ja pocieszac.

— Przechodzilismy przeciez obok poczty, a tam ladowano automatyczne pocztowe rakiety. Ale nie zwrocilam na to uwagi. Przeciez widzi sie je sto razy dziennie.

A kiedy po dziesieciu minutach marsjanski lotnik wprowadzil Alise, wszystko stalo sie jasne.

— Weszlam tam, zeby zabrac list — powiedziala Alisa.

— Jaki list?

— Tatusiu, powiedziales przeciez, ze mama napisze do nas list. No to ja zajrzalam do rakiety, zeby zabrac list.

— Weszlas do srodka?

— No oczywiscie. Drzwi byly otwarte i tam lezalo duzo listow.

— A potem?

— Jak tylko weszlam, drzwi sie zamknely i rakieta poleciala. Zaczelam szukac guzika, zeby ja zatrzymac. Tam jest mnostwo guziczkow. Kiedy nacisnelam ostatni, rakieta poleciala w dol, a potem drzwi sie otworzyly. Wyszlam, wszedzie dookola byl piasek, a cioci Tani nie bylo i dzieci tez nie.

— Ona nacisnela guziczek awaryjnego ladowania! — z zachwytem powiedzial Marsjanin w niebieskim chitonie.

— Troche poplakalam, a potem postanowilam wracac do domu.

— A skad wiedzialas, w ktora strone masz isc?

— Wdrapalam sie na gorke, zeby stamtad popatrzec. A w gorce byly drzwi. Z gorki nic nie bylo widac. Wtedy weszlam do pokoju i tam usiadlam.

— Jakie drzwi? — zdziwil sie Marsjanin. — Tam jest tylko pustynia.

— Nie, tam byly drzwi i pokoj. A w pokoju stoi wielki kamien. Jak piramida egipska. Tylko ze malutka. Pamietasz, tatusiu, jak mi czytales ksiazke o egipskiej piramidzie?

Nieoczekiwanie opowiesc Alisy wprawila w silne wzburzenie Marsjan i Nazariana, naczelnika ratownikow.

— Tuteksy! — zawolali.

— Gdzie znaleziono dziewczynke? Wspolrzedne!

Polowe obecnych jakby krowa jezykiem zlizala.

A Tatiana Pietrowna, ktora osobiscie postanowila nakarmic Alise, opowiedziala mi, ze wiele tysiecy lat temu istniala na Marsie tajemnicza cywilizacja tuteksow. Pozostaly po niej tylko kamienne piramidki. Do chwili obecnej ani Marsjanie, ani archeologowie z Ziemi nie znalezli ani jednej budowli tuteksow — tylko rozrzucone po pustyni zasypane piaskiem piramidki. I oto Alisa przypadkiem natrafila na budowle tuteksow.

— No widzisz, znowu mialas szczescie — powiedzialem. — Ale pomimo to niezwlocznie odwioze cie do domu. Tam mozesz sie gubic, ile zechcesz. Bez skafandra.

Вы читаете Ludzie jak ludzie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату