„Wyjechali za granice”, powiedzial agent wprowadzili sie zatem w ciagu miesiaca. Nie uplynelo wiele czasu, gdy zaczely do nich docierac dziwne pogloski.
Spojrzala na pusty pojemnik po diazepamie, lezacy przed nia na stole. Podniosla i zgniotla w palcach plastikowa tubke. Rano bylo w niej jeszcze siedem tabletek. Wytrwale zmniejszala ilosc zazywanego valium, stopniowo wychodzac z depresji, w ktora popadla szesc miesiecy temu, spychajac wspomnienia gleboko w podswiadomosc, stawiajac czolo rzeczywistosci. Ale Richard nie zmienil sie. Jej proba targniecia sie na wlasne zycie tylko na krotko rozladowala napiecie – niebawem wrocil do dawnych przyzwyczajen. Pretekstem byl teraz dom, ulica, otoczenie. To miejsce niepokoilo go, ludzie byli wrogo usposobieni. Inni wyprowadzali sie – przynajmniej trzy rodziny w ciagu dwoch miesiecy, odkad tu zamieszkali. Cos zlego dzialo sie na tej ulicy.
Ona tez to czula, niemal od samego poczatku, ale ozywiona nowa nadzieja tlumila narastajacy niepokoj. Przeciez wszystko mialo sie zmienic na lepsze, a dzialo sie coraz gorzej. Zawsze czesto zagladal do kieliszka, co bylo uciazliwe, ale mogla to jakos zniesc. Pracujac w galerii sztuki musial pic ze swoimi klientami. Kobiety, z ktorymi czasami sypial, nie interesowaly jej – wiedziala, ze na niewiele go stac, watpila nawet, czy on sam byl z tego zadowolony. To jego rozgoryczenie uniemozliwialo ich wspolne zycie.
Gniewalo go, ze zostal schwytany w sidla odpowiedzialnosci za posiadanie domu, mial pretensje do przedsiebiorstwa budowlanego za to, ze jest zadluzony, gniewaly go stawiane mu wymagania fizyczne i psychiczne. Byl rozgoryczony faktem, ze przyczynil sie do jej zalamania nerwowego.
Teraz, kiedy jego rozgoryczenie przerodzilo sie w fizyczna agresje, a ona musiala znosic jej skutki – siniaki, slady podrapan – wiedziala, ze to sie musi skonczyc, zwiazek ten nie mial sensu. Chociaz nie byli malzenstwem, dom byl ich wspolna wlasnoscia. Ale kto mial go opuscic? Czy to ona miala odejsc z niczym po czterech latach udreki? Wiedziala, ze jesli bedzie nalegal, nie potrafi mu sie przeciwstawic. Cisnela pusta tubke na kuchenny stol. Pigulki wcale nie pomagaly.
Wstala, krzeslo zazgrzytalo nieprzyjemnie o wylozona plytkami podloge, i szybko podeszla do zlewu. Gdy napelniala imbryk, woda, rozpryskujac sie gwaltownie o metalowa krawedz, ochlapala jej bluzke. Zaklela stawiajac czajnik na fajerce. Zapalila gaz i siegnela po otwarta paczke papierosow, lezaca na desce do krojenia chleba. Chwycila jednego, przytknela koniec do plomienia, szybko wlozyla do ust i zaciagnela sie gleboko, zeby sie rozpalil. Jej palce, bebniace w aluminiowa suszarke, w miare uderzen stawaly sie coraz bardziej sztywne. Zaczela walic piescia, coraz mocniej i mocniej, dzwiek odbijal sie echem w niewielkiej kuchni. Przerwala, gdy lza stoczyla sie po jej twarzy na okryta cienka tkanina piers; to jedno wilgotne dotkniecie bardziej wytracilo ja z rownowagi niz strumien wody, ktorym oblala sie pare minut wczesniej. Ale jedna lza to bylo wszystko, na co mogla sobie pozwolic. Zdecydowanie przetarla reka oczy, nastepnie zaciagnela sie gleboko papierosem, wygladajac przez okno na ulice, na ktorej pojedyncze kaluze odbijaly srebrne refleksy swiatla. Czy wroci dzisiaj do domu? Nie byla juz nawet pewna, czyjej na tym zalezy. Napije sie kawy i pojdzie do lozka; tam zdecyduje, co dalej robic.
Zapalila nastepnego papierosa – ostatniego, jak zauwazyla ze zdziwieniem – zanim wziela kawe i przeszla przez kuchnie w kierunku schodow prowadzacych do sypialni. Dom byl dwupietrowy, na parterze garaz i warsztat na zapleczu, na pierwszym pietrze kuchnia i salon polaczony z jadalnia, a na drugim – dwie sypialnie i lazienka. Zatrzymala sie u szczytu schodow wiodacych do drzwi wejsciowych: czy powinna je przed nim zamknac? Spiralne wstegi pary unosily sie z kawy, gdy rozmyslala nad tym. Zdecydowanie weszla na najwyzszy stopien; podjela decyzje, i rownie zdecydowanie chwycila mocno porecz. Na dole bylo ciemno.
Zazwyczaj blask lamp ulicznych przedostawal sie przez szybki w drzwiach, rozjasniajac rozproszonym swiatlem niewielki hol. Teraz panowala tam nieprzenikniona ciemnosc. Dziwne, z kuchni nie zauwazyla, ze lampy sie nie swieca. Odwrociwszy sie gwaltownie, prztyknela wlacznik swiatla na dole. Nic sie nie stalo, ale nagly ruch sprawil, ze goraca kawa oblala jej palce. Zszokowana wciagnela gwaltownie powietrze, szybko przelozyla kubek do drugiej reki i wsadzila poparzone palce do ust, by zlizac goracy plyn. Pod wplywem tego bolu uswiadomila sobie nagle, na jakie cierpienia sie narazi, jesli zamknie drzwi przed Richardem. Cofnela sie na podest i zaczela schodzic na dol; jej udreczony umysl nie zauwazyl jasnego swiatla latarni ulicznej, wpadajacego przez okno holu.
Pinky Burton byl wciaz wsciekly. Chlopcy z domu naprzeciwko nie mieli prawa obrzucac go takimi wyzwiskami. Byli tylko zwyklymi krostowatymi gburami, darmozjadami. Nie mogl zrozumiec, dlaczego w ogole zawracal sobie glowe tym mlodszym, chcac sie z nim zaprzyjaznic, tym z dlugimi, zlotymi lokami. Zlotymi, dokladnie rzecz biorac, kiedy zechcialo mu sie umyc te swoje niesforne kudly. Nie mieli zadnego szacunku dla starszych, nawet dla wlasnego ojca. Ojca? O Boze, nic dziwnego, ze chlopcy byli tak agresywni, majac za ojca tego olbrzymiego, gruboskornego brutala. Trudno sie dziwic, ze zona tego bydlaka uciekla pare lat temu. Z pewnoscia nie mogla zniesc zadnego z nich.
Kiedys, zanim wprowadzila sie ta holota, byla to mila, porzadna ulica. Pamietal, ze trzeba bylo miec duze pieniadze, zeby tu mieszkac, i kazda rodzina byla godna szacunku. I szanowala innych. Tych dwoch ulicznikow z pewnoscia nie ma dla niego zadnego szacunku. Co za nonsensowny pomysl, ze mialby zawracac sobie glowe i tracic czas na sledzenie ich. Moze patrzyl na nich czasami, gdy pracowali rozebrani do pasa przy motocyklu starszego. I co z tego?
Zawsze, od czasu sluzby w RAF-ie, interesowal sie maszynami. Ten mlodszy, na poczatku, nie byl taki zly – przynajmniej mozna bylo z nim pogadac, ale ten drugi sukinsyn, ten szyderca, na pewno mial wplyw na brata. Jak smieli sugerowac… tylko dlatego, ze czlowiek… swoja droga, jak sie o tym dowiedzieli?
Pinky przekrecil sie na lozku i przykryl az po uszy. Ulica napelniala go odraza. Nigdy przedtem tak nie bylo. Na jednym koncu paskudne, nowoczesne pudelka, ktore nazywaja domami, na drugim – stare, wieksze domy w oplakanym stanie, zamieniajace sie w ruine; i tlustowlosi chuligani jak ci dwaj, jezdzacy cala noc na ryczacych motorowerach. Coz z tego, ze jest ich tylko dwoch i maja tylko jedna maszyne, ale i tak robia tyle halasu, jakby ich bylo ze dwunastu albo i wiecej. I jeszcze przy tej samej ulicy byl ten dom, duzy, jednorodzinny – co do licha moglo spowodowac cos takiego? Absolutnie nie do wiary. Absolutnie szalonego. Znak czasow. Kazdego dnia coraz to nowe, gorsze okrucienstwa. Warto sie zastanowic, czy pozostalo na swiecie jeszcze troche dobra. Ale nic nie moglo dorownac bestialstwu, z jakim spotkal sie w… nawet w myslach Pinky ciagle z trudem formulowal to slowo. Dlaczego tam go poslali? Czy nie zrobil dostatecznie duzo dla kraju w czasie ostatniej wojny? Czy trzeba bylo ukarac go az tak srogo za jedno wykroczenie? Przeciez nie wyrzadzil dziecku krzywdy. Ono naprawde nie cierpialo. No dobrze, byly jeszcze inne, mniejsze przestepstwa – drobne potkniecia z jego strony. Nikogo jednak nie skrzywdzil. To ponizenie w tamtym… miejscu. Zwyrodnialcy. Zdeprawowani, znecajacy sie nad slabszymi. Zeby wsadzic czlowieka takiego jak on razem z takimi zwierzetami! I kiedy zwolniono go po miesiacach, ktore dla niego ciagnely sie jak tysiace lat, utracil swoja pozycje w klubie. Zaden z czlonkow nie przyszedl mu z pomoca i nie wstawil sie za nim, by zostal szefem baru. Nie, potraktowali go ozieble; oni i ich cholerne tweedowe garnitury i popoludniowy golf, ich cholerne cocker-spaniele i zony o zaskorupialych dupach! Ludzie, ktorych znal przez lata, mowili teraz o nim obrzydliwe, zlosliwe rzeczy. Dzieki Bogu, ze matka opuscila dom – dzieki Bogu, ze umarla, zanim to sie stalo. Szok zabilby ja. Nigdy nie moglby sobie pozwolic na takie mieszkanie za te nedzne grosze, ktore zarabial jako barman na pol etatu. Fakt, ze znalazl sie na liscie przestepcow seksualnych, byl dla niego upokarzajacy. Jezeli jakikolwiek czyn o podlozu seksualnym zostanie popelniony w okolicy, moze byc pewien wizyty policji. Rutynowe dochodzenie – mowili zawsze. Ale dla niego to nie byla cholerna rutyna!
Przekrecil sie niespokojnie na plecy i wpatrywal z nienawiscia w jasny desen na suficie. Mgliste ksztalty drzaly, gdy powiew wiatru poruszal liscie na drzewie za oknem, nadajac plamom swiatla padajacego z ulicznej latarni zywe, podobne do embrionow ksztalty. Pinky zaklal na ten widok.
Szyderstwa, szelmowskie insynuacje tych dwoch prostakow z ulicy tego dnia dotknely go bolesnie. Inni sasiedzi zawsze traktowali go z szacunkiem, zawsze grzecznie sie odklamali, nigdy nie wscibiali nosa w jego sprawy. Ale te… te mety wykrzykiwaly swoje swinstwa tak, aby caly swiat slyszal; smiali sie z niego, kiedy dla swietego spokoju uciekal do domu. Nie byl pewien, czy potrafilby inaczej zareagowac. Ale jutro powiadomi policje o halasie, jakiego narobili swoja piekielna maszyna. W dalszym ciagu byl obywatelem tego miasta i przyslugiwaly mu jakies prawa. Kiedys popelnil blad, ale nie oznacza to, ze je utracil! Zagryzl wargi i zdlawil lkanie. Wiedzial, ze nigdy z wlasnej woli nie odwazylby sie pojsc znowu na policje. Ci gowniarze, ci brudni, mali, dlugowlosi gowniarze!
Pinky mocno zamknal oczy, a kiedy je otworzyl, zdziwil sie, dlaczego zrobilo sie tak ciemno i dlaczego zniknal desen na suficie.
Kleczala na lozku – niewielka, skulona postac. Susie byla mala jak na swoje jedenascie lat, ale czasami jej oczy mialy chytre spojrzenie kogos o wiele starszego. Innym znow razem wyzierala z nich calkowita pustka. Mechanicznie szarpala za wlosy swoja lalke Cindy, srebrne kosmyki spadaly na jej kolana. Zwierzeta na obrazkach za szklem, ilustracje z ksiazek Beatrix Potter, przygladaly sie jej bezmyslnie z niebieskich scian malej sypialni, obojetne na ostry trzask, z jakim wyrwala plastikowe ramie z ciala lalki. Malutka raczka odbila sie od krolika