rozlaki, opuscili Rotora przed odlotem. A pomiedzy nimi byl…

Nie dokonczyla tej mysli. Zbyt czesto ja nawiedzala i nigdy nie probowala jej dokonczyc.

Mieszkali na Rotorze, ale czy Rotor byl „domem”? Byl domem Marleny, ktora nie znala innych miejsc. A dla niej? Dla Eugenii? Dla niej domem byla Ziemia i Ksiezyc, i Slonce, i Mars, i wszystkie swiaty, ktore towarzyszyly ludzkosci od zarania dziejow. Towarzyszyly zyciu, odkad tylko istnialo zycie. Rotor nie byl „domem”, nawet teraz.

Pierwsze dwadziescia osiem lat zycia spedzila w Ukladzie Slonecznym, studiowala nawet na Ziemi pomiedzy dwudziestym pierwszym a dwudziestym trzecim rokiem zycia.

Mysl o Ziemi nie dawala jej spokoju. Co prawda nie podobalo jej sie tam, nie podobaly jej sie tlumy, slaba organizacja, polaczenie anarchii w sprawach wielkiej wagi z oddzialywaniem rzadu w sprawach niewaznych. Nie podobala jej sie zla pogoda, zryta ziemia, nadmiar wod. Wrocila na Rotora przepelniona ulga i przywiozla ze soba meza, ktoremu chciala sprzedac swoj maly, kochany obracajacy sie swiat. Chciala, by wygodne uporzadkowanie tego swiata mialo dla niego takie samo znaczenie jak dla niej, urodzonej tutaj. On jednak zwracal uwage tylko na brak przestrzeni. „Po szesciu miesiacach nie ma dokad pojsc” — mowil.

Jego zainteresowanie dla niej nie trwalo o wiele dluzej. No coz…

Jakos to bedzie. Ona co prawda nie potrafi korzystac z dobrodziejstw Rotora: Eugenia Insygna byla zagubiona pomiedzy swiatami. Ale dzieci… Eugenia urodzila sie na Rotorze i mogla zyc bez Ziemi. Marlena takze urodzila sie tutaj, no prawie, i mogla zyc bez Ukladu Slonecznego, w ktorym zostala poczeta. Jej dzieci przyjda na swiat w innym swiecie. Nie beda zaprzataly sobie glowy jakims Ukladem i Ziemia. Uklad Sloneczny i Ziemia stana sie dla nich mitem. Erytro bedzie swiatem nowego zycia. Miala taka nadzieje. Marlena czula ten dziwny zwiazek z Erytro. Trwalo to, co prawda, dopiero od kilku miesiecy i moglo przejsc jej rownie szybko, jak sie pojawilo.

W sumie, narzekanie byloby szczytem niewdziecznosci. Czy ktos moglby wyobrazic sobie nadajacy sie do zniszczenia swiat na orbicie Nemezis? Warunki umozliwiajace zamieszkanie jakiegos swiata sa trudne do przewidzenia. A teraz sprobujmy obliczyc prawdopodobienstwo wystapienia takich warunkow, dorzucmy do tego relatywna bliskosc Nemezis w stosunku do Ukladu Slonecznego.

1 wyjdzie na to, ze zdarzyl sie cud, ktory nie mial prawa nastapic.

Eugenia zaczela przegladac raporty dostarczone przez komputer oczekujacy z cierpliwoscia wlasciwa jego rasie. Zanim jednak na dobre zabrala sie do pracy, wlaczyl sie jej odbiornik i z glosnika wielkosci guzika umieszczonego na jej lewym ramieniu poplynal miekki glos:

— Orinel Pampas pragnie zobaczyc sie z toba. Nie jest umowiony.

Insygna skrzywila sie, a potem przypomniala sobie, ze wyslala go po Marlene.

— Wpusc go — powiedziala.

Rzucila szybkie spojrzenie do lustra. Wygladala niezle. Nie dalaby sobie czterdziestu dwoch lat. Ciekawe, czy inni mysla tak samo? Martwila sie wlasnym wygladem z powodu wizyty siedemnastoletniego chlopca? Jednak Eugenia Insygna pamietala spojrzenia rzucane przez Marlene na tego chlopca i wiedziala, co one oznaczaly. Insygna zdawala sobie sprawe, ze Orinel, przywiazujacy tak duza wage do wlasnego wygladu, nie interesuje sie Marlena — ktora nie wyzbyla sie jeszcze dzieciecej okraglosci — a w kazdym razie nie tak, jak zyczylaby sobie tego Marlena. Mimo tego, jesli Marlena przezyje rozczarowanie, niech przynajmniej ma swiadomosc, ze jej matka robila co mogla, by oczarowac tego chlopca.

Chociaz i tak bedzie miala do mnie pretensje, pomyslala obserwujac wchodzacego Orinela. Na jego twarzy goscil usmiech, oznaczajacy mlodziencze skrepowanie.

— I coz, Orinel — powiedziala — znalazles Marlene?

— Tak, pszepani. Tam gdzie spodziewala sie pani ja znalezc. Powiedzialem jej, ze zyczy pani sobie, aby opuscila to miejsce.

— I jak sie miewa?

— Gdyby ktos zapytal mnie o zdanie, pani doktor, nie umialbym odpowiedziec, czy jest to depresja, czy cos innego. W kazdym razie przychodza jej do glowy ciekawe pomysly. Nie wiem, czy powinienem o tym mowic?

— Ja rowniez nie lubie wysylac szpiegow, ale bardzo martwie sie Marlena, tym bardziej, ze przychodza jej do glowy rozne rzeczy. Chcialabym uslyszec, na co wpadla tym razem.

Orinel pokrecil glowa.

— Dobrze, ale prosze jej nie mowic, ze wspominalem o tym. To co powiedziala to istne szalenstwo. Twierdzi, ze Ziemia zostanie zniszczona.

Czekal na smiech Insygny.

I nie doczekal sie. Zamiast smiechu uslyszal krzyk:

— Co? Dlaczego tak powiedziala?

— Nie mam pojecia, pani doktor. Marlena jest bardzo rozumna, ale czasami wpadaja jej do glowy smieszne rzeczy. Moze chciala mnie nabrac…

— Z pewnoscia — przerwala mu Insygna. — Ona ma nieco dziwne poczucie humoru. Sluchaj, nie chce, abys mowil o tym komukolwiek. Chcialabym uniknac plotek. Rozumiesz?

— Tak, pszepani.

— Mowie powaznie: ani slowa! Orinel kiwnal glowa.

— Dziekuje za informacje, Orinel. Dobrze, ze mi powiedziales. Porozmawiam z Marlena i dowiem sie, co ja martwi. I nie powiem jej o naszej rozmowie.

— Dziekuje — powiedzial Orinel. — Ale mam jeszcze jedna sprawe, pszepani.

— O co chodzi?

— Czy Ziemia bedzie zniszczona?

Insygna spojrzala na niego i powiedziala z wymuszonym smiechem:

— Oczywiscie, ze nie! Mozesz odejsc. Spojrzala za oddalajacym sie chlopcem i bardzo zalowala, ze nie zdobyla sie na przekonujace zaprzeczenie.

Janus Pitt wygladal imponujaco — co znacznie pomoglo mu w dojsciu do rangi komisarza na Rotorze. We wczesnym okresie powstawania Osiedli istnialo duze zapotrzebowanie na ludzi o przecietnym wzroscie — tlumaczono to mniejszymi wymaganiami co do kubatury pomieszczen i srodkow do zycia per capita, W koncu jednak zrezygnowano z jakichkolwiek zastrzezen co do wzrostu mieszkancow Osiedli, mimo to w genach przekazywano sobie to wstepne ograniczenie i ludzie mieszkajacy na Rotorze byli o jeden do dwoch centymetrow nizsi niz pozniejsi osadnicy.

Pitt byl wysoki. Mial stalowosiwe wlosy, dluga twarz i glebokie niebieskie oczy. Pomimo piecdziesieciu szesciu lat byl w doskonalej formie.

Spojrzal na wchodzaca Eugenie Insygne i usmiechnal sie. W srodku jednak poczul uklucie niepokoju, ktory zawsze towarzyszyl ich spotkaniom. Eugenie otaczala aura klopotow, a nawet zmartwien. Zawsze byly jakies Powody (przez duze P), z ktorymi trudno bylo sobie poradzic.

— Dziekuje, ze zechciales mnie przyjac, Janus — powiedziala. — Bez uprzedzenia.

Pitt zaparkowal komputer i rozsiadl sie wygodniej na krzesle, celowo udajac absolutny spokoj.

— Moja droga — powiedzial — miedzy nami nie ma zadnych formalnosci. Przebylismy razem dluga droge.

— Tak. wiele razem przezylismy — dodala Insygna.

— Zgadza sie. Jak tam twoja corka?

— Wlasnie w jej sprawie przyszlam do ciebie. Czy jestesmy zabezpieczeni?

Pitt uniosl brwi.

— Chcesz sie zabezpieczyc. Po co, przed kim? Pytanie Insygny obudzilo w nim smutna swiadomosc sytuacji Rotora. Byli sami we wszechswiecie. Uklad Sloneczny znajdowal sie w odleglosci dwoch lat swietlnych. W poblizu nie bylo zadnych swiatow, w ktorych moglaby istniec inteligencja, a przynajmniej w zasiegu setek, a moze miliardow tysiecy kilometrow. Rotorianie mogli czuc sie osamotnieni, a nawet niepewni jutra. nie grozila im jednak zadna zewnetrzna interwencja. Prawie zadna — pomyslal Pitt.

— Wiesz, po co trzeba sie zabezpieczac. Sam przeciez zawsze nalegales na przestrzeganie tajemnic.

Pitt uruchomil zabezpieczenie i powiedzial:

— Czy znowu chcesz rozmawiac o tym samym? Prosze, Eugenio… Wszystko juz dawno ustalilismy. Ustalilismy to czternascie lat temu, gdy opuszczalismy Uklad. Wiem, ze od czasu do czasu dumasz nad tym wszystkim…

— Dumam? Dlaczego nie? To moja gwiazda! — wskazala reka Nemezis. — I moja odpowiedzialnosc.

Вы читаете Nemezis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×