zmeczona.
– Czy spedzisz tu noc, pani? -zapytala ladniutka Sally, zajeta rozkladaniem snieznobialego obrusu na stole, na wypadek, gdyby Malgorzata zamowila skromna kolacje.
– Nie zostane tu przez cala noc – odparla Malgorzata – ten pokoj mi wystarcza, jezeli w nim moge pozostac pare godzin.
– Ten pokoj jest na twoje rozkazy, pani – odparl uprzejmie Jellyband, odwracajac ostroznie rumiane oblicze w obawie, by dama nie zauwazyla jego potegujacego sie zdumienia.
– Z chwila przyplywu wsiade na pierwszy lepszy okret, lecz moj woznica i sluzba tu pozostana przez kilka dni. Mam nadzieje, ze zajmiesz sie nimi, panie Jellyband.
– Tak, pani, niczego im nie bedzie brakowac. Czy Sally moze przyniesc ci jaki posilek?
– Owszem, prosze, postaw na stole troche zimnego miesa, a gdy zjawi sie sir Andrew Ffoulkes, popros go tutaj.
– Dobrze, pani.
Mimo wysilkow twarz zacnego Jellybanda zdradzala najwyzsze oslupienie. Mial wielkie uszanowanie dla sir Percy'ego Blakeney'a i mysl, ze jego zona ucieka z mlodym sir Andrew, przejmowala go zgroza. Co prawda nie mial prawa mieszac sie do tych spraw i nie lubil plotek. Zreszta lady nalezala do owych cudzoziemcow, ktorymi tak pogardzal, coz wiec dziwnego, ze byla rownie niemoralna jak oni wszyscy?
– Udaj sie na spoczynek, zacny Jellybandzie – rzekla uprzejmie Malgorzata – i nie czuwajcie ani ty, ani twoja corka. Sir Andrew przyjedzie moze bardzo pozno.
Jellyband byl az nadto szczesliwy, iz moze odeslac Sally. Ta cala wyprawa zaczela mu sie stanowczo nie podobac. Mial jednak nadzieje, ze lady Blakeney zaplaci mu hojnie za nocna goscine, a poza tym nic go nie obchodzilo.
Sally przygotowala skromna kolacje, zlozona z zimnego miesa, wina i owocow, i ukloniwszy sie nisko, wyszla zadajac sobie pytanie, dlaczego lady ma tak stroskana twarz, skoro zamierza uciec z kochankiem.
Malgorzata z lekiem pomyslala o dlugich chwilach oczekiwania, ktore musi spedzic bezczynnie i w udrece niepewnosci. Wiedziala, ze sir Andrew, ktory musial sie zaopatrzyc w liberie lokaja, nie mogl przybyc do Dover wczesniej niz za dwie godziny. Byl znakomitym jezdzcem i te 50 mil pomiedzy Londynem a Dover stanowily dla niego igraszke. Pedzil na pewno co kon wyskoczy, ale nie wszedzie znajdzie dobre konie i nie zdazy wyjechac z Londynu wczesniej jak w godzine po Malgorzacie. W drodze nie mogla zasiegnac zadnych wiesci o Chauvelinie. Woznica nie widzial nikogo, przypominajacego chocby w przyblizeniu zwiedla twarz malego Francuza. Widocznie Chauvelin ja wyprzedzil, ale nie miala odwagi pytac o niego ludzi napotkanych w zajazdach, w ktorych zatrzymywala sie dla zmiany koni, w obawie, ze Chauvelin obsadzil cala droge szpiegami. Uslyszawszy jej pytania, mogliby przestrzec nieprzyjaciela o jej podrozy i cala sprawa bylaby stracona.
Ach! gdyby mogla wiedziec, do jakiej gospody zajechal Chauvelin, czy nie wsiadl juz na okret i nie odplynal do Francji? Ta mysl sciskala jej serce jakby zelaznymi kleszczami.
Samotnosc i glucha cisza dreczyly ja i przygniataly. Nie dochodzil do niej zaden odglos i szmer, procz tykania starego zegara, ktorego wskazowki posuwaly sie tak bardzo powoli. Malgorzata uzyc musiala calej energii i wysilku woli, aby nie stracic odwagi podczas tej bolesnej nocy oczekiwania.
Procz niej caly dom pograzony byl we snie. Slyszala, jak Sally udala sie na spoczynek. Jellyband poszedl sie przekonac, czy woznica i sluzba lady dostali wygodne pomieszczenie, a po chwili wrocil i zatrzymal sie w tych samych drzwiach, w ktorych przed tygodniem Malgorzata po raz pierwszy spotkala sie z Chauvelinem. Widocznie zamierzal czekac na sir Andrew Ffoulkesa, ale sen go zmorzyl i Malgorzata slyszala wyraznie monotonny i spokojny oddech gospodarza.
Piekny i cieply dzien pazdziernikowy, tak szczesliwie rozpoczety, zmienial sie powoli w noc chlodna i wietrzna. Zadrzala z zimna i zblizyla sie do wesolego ognia, trzaskajacego na kominku. Z kazda chwila wiatr wzmagal sie i szum fal, rozbijajacych sie o groble portowa w Admiralty Pier, dochodzil do niej jak przytlumiony grzmot.
Wiatr dal z wsciekloscia. Szarpal drzwiami w ogrodzie i hulal w obszernym kominie, az szyby dzwieczaly, a drzwi starego domu skrzypialy jekliwie. Malgorzata zadala sobie pytanie, czy ten wiatr korzystnie wplynie na jej podroz? Nie bala sie burzy i nie opoznilaby wyjazdu, chocby o godzine.
Glosny tupot w podworzu ocknal ja z tych rozmyslan. Widocznie byl to sir Andrew, gdyz uslyszala tetent kopyt konskich i wesoly, choc zaspany glos Jellybanda, witajacego goscia.
Przez chwile pomyslala, ze jej sytuacja jest istotnie niezwykla i ze to nocne spotkanie z sir Ffoulkesem ma wszystkie pozory tajemnej schadzki, tym bardziej, ze mlody kawaler zjawil sie w przebraniu. Coz za przepyszny material do plotek!
Ta mysl uderzyla ja szczegolnie z komicznej strony. Takie bylo przeciwienstwo miedzy powaga chwili a pozorami, ktore z pewnoscia cnotliwy Jellyband falszywie sobie bedzie tlumaczyc, ze pierwszy od wielu godzin usmiech zaigral na jej dziecinnych ustach.
Gdy sir Andrew, zgola niepodobny do siebie w lokajskiej liberii, wszedl do sali zajazdu, przyjela go niemal z wesolym smiechem.
– Ach, moj panie lokaju, jakze jestem uradowana z twego wygladu!
Jellyband, ktory wszedl za mlodym czlowiekiem, byl zmieszany w najwyzszym stopniu. Przebranie mlodego eleganta potwierdzilo calkowicie jego podejrzenia. Niechetnie otworzyl butelke wina, przystawil krzeslo do stolu i czekal.
– Dziekuje ci, zacny przyjacielu – rzekla Malgorzata, usmiechajac sie wciaz na mysl o tym, co sadzi gospodarz o tej nocnej przygodzie. – Niczego juz nie potrzebujemy; oto zaplata za twoje trudy.
Podala kilka sztuk zlota Jellybandowi, ktory przyjal je z naleznym uszanowaniem i wdziecznoscia.
– Lady Blakeney – zawolal sir Andrew, gdy gospodarz chcial sie oddalic – obawiam sie, ze bedziemy musieli niestety korzystac dluzej z goscinnosci mego przyjaciela Jellybanda. Z przykroscia musze ci oznajmic, ze nie mozemy wsiasc na okret tej nocy.
– Nie mozemy wsiasc na okret tej nocy! – powtorzyla ze zdumieniem. – Alez musimy, musimy koniecznie! Tu nie moga wchodzic w gre ani przeszkody, ani koszta. Musimy miec okret jeszcze dzisiaj!
Jednakowoz mlodzieniec potrzasnal ze smutkiem glowa.
– Nie chodzi tu o koszta. Straszna burza dmie od strony Francji, mamy wiatr przeciwny, nie ma zadnej mozliwosci wyjazdu, poki wiatr sie nie zmieni.
Malgorzata zbladla. Tej wlasnie przeszkody nie przewidziala. Sama natura sprzysiegla sie przeciw niej. Percy byl w niebezpieczenstwie, a ona nie mogla spieszyc mu z pomoca, bo wiatr dal od strony Francji!
– Przeciez musimy jechac, musimy… – powtarzala z rozpaczliwym uporem – ty wiesz, ze musimy. Czy nie mozesz znalezc jakiegos sposobu?
– Bylem juz na wybrzezu i rozmawialem z marynarzami, ktorzy mnie zapewnili, ze dzisiejszej nocy nie mozna w zaden sposob podniesc kotwicy, zaden okret dzis nie odplynie, a zatem nikt – dodal, patrzac znaczaco na Malgorzate – nikt nie wyjechal z Dover wieczorem.
Malgorzata zrozumiala o kim mowil. Nikt, to znaczy ani Chauvelin, ani ona.
Skinela uprzejmie na Jellybanda.
– Wobec tego musimy pogodzic sie z losem – rzekla do niego. -Czy masz dla mnie wolny pokoj?
– Alez naturalnie, pani, ladny, jasny pokoj, i drugi dla sir Andrewa. Sa juz przygotowane.
– To dobrze, moj zacny Jelly -odparl wesolo sir Andrew, klepiac gospodarza po ramieniu.
– Otworz te dwa pokoje i zostaw lichtarze na kredensie. Jestem pewien, ze umierasz ze zmeczenia, a lady, zanim sie polozy, musi jeszcze cos zjesc. Nie boj sie, przyjacielu, i nie miej tak pogrzebowej miny; przybycie lady o tak niezwyklej godzinie jest wielkim zaszczytem dla ciebie i sir Percy wynagrodzi cie podwojnie, jezeli starac sie bedziesz, aby jej na niczym nie zbywalo.
Sir Andrew odgadl widocznie niepokoje i obawy, ktore dreczyly zacnego gospodarza, a ze byl grzecznym dzentelmenem, staral sie ta uwaga rozproszyc jego podejrzenia. Z zadowoleniem zauwazyl, ze po czesci dopial celu, gdyz na wzmianke o sir Percy'm rumiana twarz gospodarza rozjasnila sie nieco.
– W tej chwili zajme sie wszystkim – odrzekl troche udobruchany. – Czy nie zyczysz sobie czego wiecej na kolacje, pani?
– Mam wszystkiego pod dostatkiem, zacny przyjacielu. Jestem bardzo glodna i upadam ze zmeczenia, wiec idz, prosze, i otworz pokoje.
– A teraz powiedz mi – rzekla, zwracajac sie do towarzysza, gdy Jellyband wyszedl z pokoju – co wiesz nowego?