kiedykolwiek taki fakt, aby angielski dzentelmen dal sie zbic byle jakim obcokrajowcom, nie usilujac nawet zrewanzowac sie im w nalezyty sposob?
Widocznie bardzo byl wyczerpany, bo kiedy sznury opadly, zachwial sie i ciezko upadl na skale.
Malgorzata spojrzala dokola bezradnie.
– Ach! Gdybym znalazla choc krople wody na tym okropnym pustkowiu! – zawolala z rozpacza, obawiajac sie, aby Percy nie zapadl znow w omdlenie.
– Nie kochanie – szepnal ze swobodnym usmiechem. – Wolalbym stanowczo krople dobrego francuskiego koniaku! Jezeli zechcesz wlozyc reke do kieszeni tego olbrzymiego chalatu, to znajdziesz moja manierke. Niech mnie diabli wezma, jezeli moge sie ruszyc!
Napil sie nieco koniaku i zmusil Malgorzate, aby uczynila to samo.
– Czujemy sie lepiej, czy nie?
– rzekl westchnawszy z ulga. -Ale daje slowo, ze baronet Percy Blakeney znajduje sie w obecnosci damy swego serca w stroju oryginalnym… to nie ulega watpliwosci. Nie golilem sie nawet od przeszlo 20 godzin
– dodal przesunawszy reka po brodzie. – Musze wygladac wstretnie. No, a te pejsy!…
Smiejac sie, zdjal szpecaca go peruke, wyciagnal obolale czlonki, skurczone w ciagu tylu godzin, i spojrzal przeciagle i badawczo w niebieskie oczy zony.
– Percy – szepnela, oblewajac sie goracym rumiencem – gdybys wiedzial…
– Wiem kochanie, wiem o wszystkim – rzekl z niewyslowiona slodycza.
– Czy bedziesz mogl mi kiedy przebaczyc?
– Nie mam ci nic do przebaczenia, kochanie. Twoj heroizm, twoje przywiazanie, na ktore tak malo niestety zasluzylem, okupily az nadto nieszczesny epizod na balu.
– Wiedziales? – szepnela z trwoga.
– Tak – odrzekl lagodnie. -Wiedzialem, ale gdybym przypuszczal, jak szlachetne masz serce, moja Margot, bylbym ci zaufal, jak na to zaslugiwalas, zamiast narazac cie na straszne cierpienia ostatnich godzin.
Siedzieli obok siebie wsparci o skale. Percy zlozyl zbolala glowe na ramieniu Malgorzaty, ktora czula obecnie, ze jest najszczesliwsza kobieta w Europie.
– Sprawdza sie bajka o slepym i paralityku, kochanie – rzekl z dawnym poczciwym usmiechem. – Do licha, nie wiem, co wiecej boli, czy moje plecy, czy twoje stopy.
Schylil sie, aby je ucalowac, gdyz wygladaly z podartych ponczoch jak smutne swiadectwo jej wytrwalosci i przywiazania.
– A jaki jest los Armanda? -zapytala z naglym lekiem i wyrzutem sumienia. Wsrod niewypowiedzianego szczescia obraz umilowanego brata, dla ktorego popelnila tak wielka zbrodnie, stanal jej przed oczami.
– Nie obawiaj sie o Armanda najdrozsza – odparl z czuloscia sir Percy. – Czy nie dalem ci slowa, ze nic mu sie zlego nie stanie? Armand wraz z Tournay'em znajduje sie obecnie na pokladzie 'Day Dreamu'.
– Jakim sposobem? Nic nie rozumiem…
– Ach, to bardzo proste -rzekl z niesmialym usmiechem. -Posluchaj wiec: gdy przekonalem sie, ze ten nedznik Chauvelin zamierza przyczepic sie do mnie jak pijawka, pomyslalem, ze skoro nie moge sie go pozbyc, najlepiej bedzie zabrac go ze soba. Musialem za wszelka cene dojsc do Armanda i jego towarzyszy, a wszystkie drogi byly strzezone i wszyscy dokola szukali twego pokornego slugi. Wiedzialem, ze gdy wysliznalem sie ze szponow Chauvelina pod 'Burym Kotem', bedzie na mnie czekal tutaj. Chodzilo o to, aby nie stracic go z oczu i wiedziec co zrobi; w rezultacie angielska pomyslowosc nie powstydzila sie francuskiego dowcipu i wykazala wiecej przebieglosci.
Serce Malgorzaty wezbralo radoscia i podziwem, gdy chciwie sluchala opowiadania o smialym uskutecznieniu ucieczki zbiegow.
– Przebrany za starego Zyda -opowiadal wesolo Percy – ufalem, ze nikt mnie nie pozna. Spotkalem Rubena Goldsteina w Calais wczesnym wieczorem. Za pare sztuk zlota pozyczyl mi tego chalatu i obiecal ukryc sie przez pare godzin i wynajac mi wozek i szkape.
– I nie lekales sie, ze Chauvelin cie pozna mimo przebrania?
– W takim razie bylbym przegral partie – odrzekl spokojnie. – Zaczynam dokladnie zdawac sobie sprawe z ludzkiej natury – dodal z cieniem smutku w mlodym, wesolym glosie – i znam Francuzow na wylot. Oni tak nienawidza Zydow, ze trzymaja ich zawsze o pare krokow od siebie, a zdaje mi sie, ze uczynilem wszystko, co moglem, aby wzbudzic wstret do mojej osoby.
– Tak, a potem? – pytala.
– Pozniej przeprowadzilem plan. Z poczatku zamierzalem wszystko pozostawic losowi, ale gdy uslyszalem rozkazy Chauvelina, powiedzialem sobie, ze musze koniecznie przyjsc z pomoca przeznaczeniu. Budowalem swe plany na slepym posluszenstwie zolnierzy. Chauvelin rozkazal im, aby pod kara smierci nie ruszyli z miejsca, zanim przyjdzie, a Desgas zlozyl mnie jak worek tuz kolo chaty. Straz nie zwracala najmniejszej uwagi na Zyda, ktory przywiozl Chauvelina. Po dlugich wysilkach udalo mi sie uwolnic rece z wiezow, ktorymi ten zboj mnie skrepowal. Nosze zawsze przy sobie olowek i papier; nakreslilem wiec spiesznie pare waznych wskazowek na skrawku papieru, a potem rozejrzalem sie wkolo. Przyczolgalem sie do szalasu pod sam nos zolnierzy, ale ani nie drgneli, jak im Chauvelin polecil; moglem wiec wrzucic do chaty ow skrawek papieru przez szpare w scianie. Nastepnie czekalem. W tej notatce rozkazalem wygnancom, aby wyszli cicho z chaty, spuscili sie ze skaly na wybrzeze, trzymajac sie lewej strony, poki nie dojda do pierwszego przyladku. Nastepnie mieli dac umowiony sygnal, aby zabrala ich lodz 'Day Dreamu', stojaca w pogotowiu. Usluchali mnie slepo na szczescie ich i moje. Zolnierze usluchali takze slepo Chauvelina. Poczekalem z pol godziny i gdy przekonalem sie, ze moi przyjaciele sa uratowani, dalem spiewem sygnal, ktory wywolal ow poploch. Oto cala historia.
Malgorzata byla olsniona genialna pomyslowoscia smialego spisku i nieslychana odwaga meza, dzieki czemu jego genialny plan zostal uwienczony pomyslnym skutkiem.
– Ci nedznicy pobili cie! -szepnela z niepokojem, przypominajac sobie nikczemne postepowanie zolnierzy.
– Tak, lecz na to nie bylo juz rady – rzekl z czuloscia. -Musialem przeciez pozostac przy swojej drogiej Margot, ktorej los byl tak niepewny! ale mniejsza o to – dodal wesolo -nie lekaj sie! Przysiegam ci, ze gdy tylko Chauvelin powroci do Anglii, zaplaci mi za te kije z procentem.
Malgorzata zasmiala sie. Tak jej bylo dobrze u jego boku, wsluchanej w ten radosny glos, wpatrzonej w filuterny blask niebieskich oczu…
Nagle drgnela. Rumieniec szczescia zbladl na jej twarzy i blysk radosci zgasl w jej oczach. Uslyszala ostrozne kroki i odglos kamienia, staczajacego sie ze szczytu skaly prosto na wybrzeze.
– Co to jest? – szepnela w smiertelnej trwodze.
– Alez nic, kochanie – odparl ze smiechem. – To tylko mala bagatelka, o ktorej zapomnialas… moj przyjaciel Ffoulkes!
– Sir Andrew!
W istocie zapomniala zupelnie o wiernym przyjacielu i towarzyszu, ktory zaufal jej i stal przy jej boku podczas tych strasznych godzin niepewnosci i udreczenia. Przypomniala go sobie teraz i odczula wyrzut sumienia.
– Wszak prawda, ze zapomnialas o nim? – rzekl sir Percy zartobliwie. – Na szczescie spotkalem go niedaleko gospody pod 'Burym Kotem' przed owa zajmujaca kolacja z moim przyjacielem Chauvelinem… Ale mam rozmaite porachunki – i z tym mlodym nicponiem! Tymczasem wskazalem mu pewna dluga i okrezna droge, ktorej ludzie Chauvelina nigdy nie odkryja i ktora miala doprowadzic go tutaj, gdy nie bedzie nam juz przeszkadzal.
– I usluchal? – zapytala Malgorzata ze zdziwieniem.
– Bez slowa protestu. Patrz -oto nadchodzi. Bez watpienia sir Andrew bedzie dla mlodej Zuzanny najidealniejszym i najbardziej przywiazanym mezem.
Tymczasem sir Andrew Ffoulkes posuwal sie ostroznie wsrod skal; przystawal kilka razy, aby posluchac cichych szeptow, ktore mu wskazywaly miejsce, gdzie ukrywal sie Blakeney.
– Blakeney! – szepnal ostroznie – Blakeney! Czy to ty?
W tej samej chwili okrazyl skale, ukrywajaca sir Percy'ego z Malgorzata, i widzac ohydna postac Zyda w dlugim chalacie, zatrzymal sie oslupialy.
Ale juz Blakeney zerwal sie na rowne nogi i zawolal smiejac sie:
– To ja przyjacielu, to ja -zywy i caly, choc wygladam jak straszydlo w tych wstretnych szmatach.
– Na Boga – krzyknal sir Andrew zdumiony, poznajac wodza
– do stu…
Mlodzieniec spostrzegl Malgorzate i przerwal dosadne slowa przeklenstwa, cisnace mu sie na usta, na widok