Wciagnela w siebie odurzajaca won narcyzow i po raz drugi oblala sie goracym rumiencem. Dobroduszny usmiech de Batza pomogl jej ukryc zmieszanie.

– To bylo pieknie powiedziane, kochany Armandzie – rzekl wesolo – lecz zapewniam cie, pani, ze zanim przyprowadzilem go na dzisiejsze przedstawienie, idealem jego byl mezczyzna.

– Mezczyzna! – zawolala z lekka ironia. – Ktoz to?

– Nie ma dla niego innego nazwiska, jak imie malego, niklego kwiatka: „Szkarlatny Kwiat” – odparl de Batz.

– „Szkarlatny Kwiat”! – powtorzyla zdumiona, odrzucajac na bok narcyzy i patrzac na Armanda szeroko otwartymi oczyma. – I ty go znasz, monsieur?

Mimo woli Armand odczul pewien rodzaj rozdraznienia. Choc obecnosc uroczej artystki i jej zainteresowanie sie jego osoba sprawialy mu niewymowna radosc, mial de Batzowi za zle jego niedelikatnosc i brak dyskrecji. Imie wodza bylo dla Armanda swietoscia, a nalezal on do ludzi, ktorzy wymawiaja nazwisko bostwa swych marzen jedynie w obecnosci osob holdujacych tym samym idealom.

I znow pomyslal sobie, ze gdyby nie obecnosc de Batza, opowiedzialby pannie Lange wszystko o „Szkarlatnym Kwiecie”, widzac, ze znalazl w niej godnego sluchacza i kochajace gotowe do pomocy serce; poniewaz jednak uczynic tego nie mogl, wiec odparl krotko:

– Tak, prosze pani, znam go.

– Widziales go? Rozmawiales z nim?

– Tak.

– Ach! Opowiedz mi o nim. Wielu z naszych rodakow ma najwyzsze uznanie dla waszego bohatera angielskiego. Wiemy, ma sie rozumiec, ze jest wrogiem naszego rzadu, ale czujemy, ze nie jest wrogiem Francji. I my jestesmy narodem bohaterow, monsieur – dodala z wdziecznym wyrazem dumy – umiemy wiec ocenic poswiecenie i podziwiamy tajemniczosc, otaczajaca osobe „Szkarlatnego Kwiatu”. Ale wobec tego, ze go znasz, powiedz mi, jak wyglada.

Armand usmiechnal sie. Byl calkowicie pod urokiem mlodej dziewczyny, od ktorej bilo tyle zapalu, tyle artystycznego temperamentu, ze kazde wrazenie odczuwala z wyrafinowana bystroscia i zrozumieniem.

– Jak on wyglada? – powtorzyla.

– Tego nie mam prawa powiedziec ci, pani.

– Nie masz prawa mi powiedziec! – zawolala. – A jezeli rozkaze ci, monsieur?

– Bede milczal nawet pod grozba twojej nielaski.

Spojrzala na niego ze zdumieniem. To rozpieszczone dziecko, uwielbiane przez cale spoleczenstwo, nie spodziewalo sie podobnie otwartej odmowy.

– Co za nudna pedanteria! – mruknela, wzruszajac ramionami z minka rozczarowania – i jakis ty, monsieur, nieuprzejmy dla damy! Nauczyles sie widocznie szkaradnych zwyczajow angielskich. Mowiono mi, ze w Anglii mezczyzni nie maja najmniejszej galanterii dla plci pieknej. Powiedz sam, monsieur – rzekla, zwracajac sie do de Batza – czy nie jestem przesladowana przez los kobieta? Przez cale dwa lata uzywalam wszystkich srodkow, aby dowiedziec sie czegos o tym zajmujacym „Szkarlatnym Kwiecie”, teraz spotykam tego pana, ktory go zna, jak twierdzi, a on odmawia mi wszelkich wyjasnien.

– Obywatel St. Just nie powie na razie ci nic, pani – odparl de Batz z usmiechem – moja obecnosc zamyka mu usta, ale on czeka tylko sposobnosci, aby zwierzyc sie tobie i zapalic w twych pieknych oczach plomien zachwytu nad heroicznymi przygodami tego ksiecia bohaterow. Pewnego dnia wyludzisz z mego dyskretnego przyjaciela Armanda caly sekret – recze za to.

Panna Lange nie odrzekla nic i skryla twarz w biale narcyzy. Ale Armand spostrzegl wsrod kwiatow pare ciemnych oczu, spogladajacych na niego z wyrazem niemej prosby.

Nie poruszyla juz wiecej sprawy „Szkarlatnego Kwiatu”, ani nie pytala o Anglie i po chwili zwrocila rozmowe na sprawy biezace, na pogode, ceny wiktualow i trudnosci ze sluzba od czasu, gdy ja postawiono na rowni z chlebodawcami.

Armand spostrzegl niebawem, ze palace kwestie dnia, okropnosc mordow i wir polityki nie przejmowaly jej zbytnio. Nie lamala dotad swej pieknej glowki nad zagadnieniami socjalnymi i humanitarnymi, nie miala nawet najmniejszej checi do rozmyslania nad tym. Bedac artystka do szpiku kosci, spedzala mlode zycie w ciezkiej pracy; starajac sie dopiac najwyzszej doskonalosci w grze, byla pograzona w nauce podczas dnia, a wieczorem usilowala oddac po mistrzowsku to, czego w dzien sie nauczyla.

Sadzila, ze nic grozic jej nie moglo, skoro pracowala dla rozrywki publicznosci. Temperament artystyczny, oraz otoczenie trzymaly ja z dala od polityki. Krwawe sceny na placu Rewolucji przejmowaly ja dreszczem w ten sam sposob, co tragedie Racine'a lub Sofoklesa, ktorych uczyla sie na pamiec. Miala ten sam rodzaj wspolczucia dla biednej krolowej Marii Antoniny, co dla Marii Stuart, i wylala tylez lez nad krolem Ludwikiem XVI, jak nad Polyeuctem. W ciagu dalszej rozmowy de Batz wspomnial jej o delfinie, ale panna Lange podniosla reke, jakby chcac go powstrzymac i rzekla drzacym, wezbranym od lez glosem:

– Nie wspominaj mi o dziecku, baronie de Batz! Coz moge uczynic dla niego, ja samotna, ciezko pracujaca kobieta? Staram sie nie myslec o nim, gdyz inaczej gotowam znienawidzic wlasnych rodakow i moja nienawisc odbilaby sie w mojej grze, co byloby wiecej niz szalenstwem – dodala z wielka naiwnoscia – bo dziecku i tak nie pomoge, a siebie zgubie. Ale czasem zdaje mi sie, ze umarlabym z radoscia, wiedzac, iz za te cene oddadza meczenskie dziecko tym, ktorzy je kochaja. Ale oni nie wezma mego zycia w zamian za jego zycie! – dodala, usmiechajac sie wsrod lez. – Moje zycie jest niczym wobec jego zycia!

Wkrotce potem pozegnala obu panow. De Batz, uradowany z wieczoru, usmiechal sie z zadowoleniem, a Armand, rozstajac sie z panna Lange, zatrzymal w swej rece jak mogl najdluzej dlon pieknej artystki.

– Wszak odwiedzisz mnie wkrotce, obywatelu St. Just? – spytala.

– Do uslug twoich, pani – odrzekl goraco.

– Jak dlugo pozostaniesz jeszcze w Paryzu?

– W kazdej chwili moga mnie odwolac.

– W takim razie przyjdz pan jutro. Bede wolna okolo czwartej po poludniu, plac du Roule. Nie mozesz sie pomylic, gdyz kazdy wskaze ci dom, w ktorym mieszka obywatelka Lange.

– Jestem na twoje rozkazy, pani – odparl.

Slowa brzmialy sztywno i ceremonialnie, ale oczy mlodzienca wyrazaly niewypowiedziana wdziecznosc i radosc.

Rozdzial V. Wiezienie Temple

Bylo juz okolo polnocy, gdy dwaj przyjaciele pozegnali sie u drzwi teatru. Nocny chlod owial ich na progu dusznej sali, obaj otulili sie starannie w plaszcze.

Armand wiecej niz kiedykolwiek pragnal pozbyc sie de Batza. Wywody Gaskonczyka irytowaly go do najwyzszego stopnia i oczekiwal spokojnej chwili, by moc przezywac w samotnosci wrazenia ubieglego wieczora.

Wyrzuty sumienia staczaly w jego umysle zacieta walke z urokiem, ktory rzucily na niego ciemne oczy dziewczecia. Przez ostatnie cztery lub piec godzin Armand postepowal wbrew najuroczystszym rozkazom wodza: nawiazal przyjazn, ktorej stokroc bylo lepiej nie odmawiac i zawarl znajomosc bez upowaznienia „Szkarlatnego Kwiatu”. Ale wszedl na droge uslana narcyzami o tak odurzajacej woni, ze uspily niebawem skrupulatne sumienie Armanda.

Nie patrzac w prawo ani w lewo, doszedl do wylotu ulicy Richelieu i skierowal sie ku swemu mieszkaniu na Montmartre. De Batz, pozegnawszy go, stal chwile, dopoki nie znikla na zakrecie wysmukla, starannie ubrana postac St. Justa, a potem obrocil sie na piecie i poszedl w przeciwna strone.

Jego czerwona, ospowata twarz przybrala wyraz ukontentowania i triumfu.

– Tak, moj piekny „Szkarlatny Kwiecie” – syknal przez zeby – chciales mieszac sie do moich spraw i zdobyc dla siebie i swoich towarzyszy chwale wydarcia cennej zdobyczy z pazurow tych dzikich bestii. Zobaczymy! Zobaczymy, kto zgrabniejszy: czy francuska lasica, czy angielski lis.

Ominawszy umyslnie najruchliwsza dzielnice, zwrocil sie ku rzece. Szedl pewnym krokiem, wymachujac laska o zlotej galce. Tu ulice byly ciche i puste, tylko przez szeroko otwarte drzwi malych szynkow dochodzil gwar rozmow.

Вы читаете Eldorado
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату