zachodzic nawet wczesniej. Z tego wiec powodu wszystkie okreslenia dat w „Mglawicy Andromedy” zostaly zmienione tak, by czytelnik sam mogl napelnic je trescia, zgodnie z wlasnym pojmowaniem i odczuciem czasu.

Wlasciwoscia swoista powiesci, moze i nie od razu zauwazalna dla czytelnika, jest jej nasycenie naukowymi pojeciami i slownictwem. Nie plynie to z niedopatrzenia czy z niecheci wyjasniania skomplikowanych sformulowan. Wydawalo mi sie, ze tylko w ten sposob mozna przekazac barwe rozmow i dzialan ludzi w czasach, ktorych wiedza powinna gleboko wrosnac we wszystkie pojecia, wyobrazenia i jezyk.

I. JEFREMOW

1. Gwiazda zelazna

W mglistym swietle pomieszczenia skale przyrzadow wygladaly jak galeria portretow. Okragle mialy wyraz chytrej przebieglosci, poprzeczno-owalne rozplywaly sie w bezczelnym samozadowoleniu, kwadratowe zastygly w tepej zarozumialosci. Migocace na ich przestrzeni swiatelka, niebieskie, pomaranczowe i zielone, potegowaly to wrazenie.

Przy wygietym pulpicie stala mloda dziewczyna, pochylona w niewygodnej pozycji nad szeroka, purpurowa tarcza zegarowa. Pochlonieta praca, zapomniala o stojacym obok foteliku. Czerwony refleks, padajacy na twarz postarzal ja nieco, czynil surowsza, kladl ostre cienie dokola wydatnych warg i wydluzal odrobine zadarty nos. Szerokie, sciagniete brwi nabraly glebokiej czerni, nadajac oczom ponury, fatalistyczny wyraz.

Wysoki ton grajacych licznikow przerwalo niezbyt glosne stukniecie. Dziewczyna drgnela i prostujac zmeczone plecy, zarzucila rece na kark.

Z tylu szczeknely drzwi. Ukazal sie poczatkowo duzy cien, ktory niebawem przybral postac mezczyzny o porywczych, a jednoczesnie precyzyjnych ruchach. Zajasnialo zlociste swiatlo. W jego blasku geste, ciemnorude wlosy dziewczyny zaplonely nagle, zalsnily oczy wpatrzone z miloscia i trwoga we wchodzaca postac.

— Czyzby pan naprawde nie spal? Sto godzin bez snu!…

— Zly przyklad dla innych? — rzekl przybyly bez usmiechu, ale wesolo.

W jego glosie brzmialy wysokie, metaliczne nuty, ktore jak nity spajaly slowa.

— Wszyscy spia — powiedziala niesmialo dziewczyna — i… nie wiedza o niczym — dodala polglosem.

— Prosze mowic bez obawy. Towarzysze sa pograzeni we snie, nas tylko dwoje czuwa teraz w kosmosie. A do Ziemi mamy piecdziesiat bilionow kilometrow, zaledwie poltora parseka!

— A anamezonu pozostalo nie wiecej niz na jeden przelot! — W okrzyku dziewczyny zabrzmial jednoczesnie zachwyt i zgroza.

Dwa szybkie gwaltowne kroki i oto szef trzydziestej siodmej wyprawy kosmicznej stanal przy purpurowej tarczy.

— Jestesmy w piatym okrazeniu!

— Tak, weszlismy w piate. I… nic. — Dziewczyna rzucila wymowne spojrzenie na megafon automatycznego odbiornika.

— Widzi wiec pani, ze nie bardzo mozna spac. Nalezaloby dokladnie przemyslec wszystkie mozliwosci. Rozwiazanie powinno nastapic przed ukonczeniem piatego okrazenia.

— Alez to jeszcze sto dziesiec godzin…

— Dobrze, przespie sie tu, w fotelu, kiedy minie dzialanie sporaminy. Zazylem dawke jeszcze ubieglej doby.

Dziewczyna przez chwile myslala o czyms w skupieniu, wreszcie odezwala sie zdecydowanie:

— Moze zmniejszymy promien okrazenia? A nuz ich nadajnik ulegl uszkodzeniu?

— Niemozliwe! Zmniejszenie promienia bez redukcji szybkosci grozi natychmiastowa katastrofa statku. A zmniejszyc predkosc… i potem bez anamezonu… poltora parseka z predkoscia starodawnych rakiet ksiezycowych? Dotarlibysmy do naszego systemu slonecznego dopiero po uplywie stu tysiecy lat.

— Rozumiem. A przeciez tamci nie mogli…

— Nie mogli. W dawnych czasach ludzie mogli zaniedbywac sie w pracy, mogli sie oszukiwac nawzajem czy oklamywac samych siebie. Ale nie dzis!

— Nie o to chodzi — w ostrym tonie dziewczecej odpowiedzi brzmiala wyraznie uraza. — Chcialam tylko powiedziec, ze byc moze, „Algrab” takze nas szuka i w tym celu zboczyl z kursu.

— Tak bardzo zboczyc nie mogl. Musial wystartowac w scisle okreslonym czasie. Niechby sie nawet przydarzyla rzecz najmniej prawdopodobna: uszkodzenie obydwoch nadajnikow, wtedy by sie statek niewatpliwie skierowal wzdluz srednicy okregu. Uslyszelibysmy wiec go na odbiorze planetarnym. Wszelkie pomylki sa wykluczone, przeciez mamy tu planete umowna!

Erg Noor wskazal lustrzane ekrany, rozmieszczone w glebokich niszach czterech scian sterowni. W najglebszej czerni plonely niezliczone gwiazdy. Lewy przedni ekran przecial maly, szary dysk, ledwie oswietlony przez swoje slonce, bardzo odlegle stad, od brzegu systemu B-7336-S+87-A.

— Nasze boje bombowe pracuja rzetelnie, choc wyrzucono je cztery bezwzgledne lata temu. — Erg Noor wskazal wyrazne pasemko swietlne na podluznej szybie z lewej strony. — „Algrab” powinien tu byc juz od trzech miesiecy. Znaczyloby to wiec — Noor jakby zawahal sie wobec koniecznosci stwierdzenia faktu — ze „Algrab” zginal.

— A jezeli nie zginal, tylko wskutek uszkodzenia przez meteoryt nie moze rozwinac nalezytej szybkosci?… — zaoponowala rudowlosa dziewczyna.

— Nie moze rozwinac szybkosci — powtorzyl Erg Noor. — Czyz nie jest to rownoznaczne z zaglada? Statek od celu podrozy oddziela wowczas cale tysiaclecia. Przeciez to jeszcze gorsze… Smierc przyjdzie nie od razu, uplyna beznadziejne lata dla skazancow… Byc moze, wywolaja nas, wtedy sie dowiemy… po jakichs szesciu latach… na Ziemi.

Erg Noor wysunal gwaltownym ruchem skladany fotel spod stolu, na ktorym stala elektronowa maszyna do liczenia. Byl to maly model „MNU-11”. Zainstalowanie w statkach kosmicznych mozgu elektronowego i powierzanie mu calkowitego kierowania statkiem bylo niemozliwe wskutek duzej masy, rozmiarow i kruchosci. W sterowni konieczna byla obecnosc dyzurnego nawigatora, tym bardziej ze scisle orientowanie kursu statku na tak wielkich odleglosciach bylo niemozliwe.

Rece kierownika wyprawy zaczely biegac nad klawiatura naciskow i guzikow aparatu licznikowego ze zrecznoscia wytrawnego pianisty. Blada, o ostrych, wydatnych rysach twarz zastygla w kamiennej nieruchomosci; wysokie czolo uparcie pochylone nad pulpitem, zda sie, rzucalo wyzwanie losom i zywiolom, zagrazajacym tej malej gromadce zablakanej w bezmiernych przestrzeniach kosmosu.

Astronawigator, Niza Krit, mlodziutka dziewczyna, ktora po raz pierwszy brala udzial w wyprawie kosmicznej, ucichla wstrzymujac oddech i obserwowala pograzonego w rozwazaniach Noora. Jakiz spokojny i pelen energii jest ten ukochany czlowiek!… Kochany juz od dawna, od dlugich pieciu lat. Nie ma sensu dluzej ukrywac… Zreszta on wie. Niza czuje to przeciez… Teraz, kiedy zwalilo sie nieszczescie, wspolny z nim dyzur sprawial jej wielka radosc. Trzy miesiace sam na sam, gdy tymczasem reszta zalogi kosmicznego statku byla pograzona w slodkim, hipnotycznym snie. Pozostalo jeszcze trzynascie dni, potem kolej przyjdzie na nich; zasna na pol roku i obudza sie wowczas, kiedy minie jedna i druga zmiana dyzurnych: nawigatorow, astronomow i mechanikow. Inni — biologowie, geolodzy, ktorych praca rozpocznie sie dopiero po przybyciu na miejsce — moga spac sobie dluzej; za to astronomowie — o, ci maja najbardziej wytezona prace wlasnie teraz!

Erg Noor wstal, rozmyslania Nizy nagle sie urwaly.

— Pojde do kabiny map gwiezdnych. Pani dyzur skonczy sie za… — spojrzal na tarcze wzglednego zegara — dziewiec godzin. Zdaze sie wyspac, nim pania zmienie.

— Nie jestem zmeczona, moge tu pozostac tak dlugo, jak bedzie potrzeba, byleby pan mogl odpoczac!

Erg Noor zachmurzyl sie, chcial zaoponowac, ustapil jednak pod wplywem ufnego spojrzenia jej ciemnobrazowych oczu. Usmiechnal sie i wyszedl w milczeniu.

Niza usiadla w fotelu, wprawnym okiem obrzucila przyrzady i wpadla w gleboka zadume.

Nad nia czernialy ekrany, na ktorych z centralnej sterowni mozna bylo obserwowac bezdenna przestrzen otaczajaca statek. Roznokolorowe plomyki gwiazd niby igly swietlne przeszywaly oko na wylot.

Вы читаете Mglawica Andromedy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату