dotykiem.
Oczywiscie, Vanessa zauwazyla, ze Kreol ja obwachuje. I rzecz jasna, zrozumiala to calkiem blednie. Starala sie zgadnac, jak daleko posunie sie ten bezczelny osobnik ze starozytnego Sumeru, a jednoczesnie walczyla z dylematem moralnym – spoliczkowac tego faceta czy poslac do wszystkich diablow swa dziewczeca czesc? Zreszta, prawde powiedziawszy, rozstala sie z nia na dlugo przed spotkaniem z Kreolem…
Jej rozmyslania przerwal dziwny dzwiek – na zewnatrz rozlegalo sie cos jakby gwizdek parowozu, tylko cienszy i bardziej spiewny. Ziemia pod nogami zadrzala, jakby tuz obok wyladowalo cos ciezkiego.
– A to znowu co za…? – zaczela Vanessa, wyskakujac na zewnatrz przez dziure w scianie i stanela jak wryta. Wciaz jeszcze oszolomiony Shep wyszedl w slad za nia i ostatecznie zamienil sie w slup soli. Za to spojrzenie Kreola pelne bylo dumy.
Gdy Vanessa przebywala w magazynie, wieczor zdazyl zmienic sie w noc. Chlodna, grudniowa noc – dobrze, ze mieszkali w cieplym San Francisco. Dzis byl now – calkiem czarne, bezchmurne niebo pokrywaly jasne punkty gwiazd. Sto metrow od magazynu zaczynalo sie morze – a dokladnie, Ocean Spokojny. Dzisiaj byl rzeczywiscie
Wyobrazcie sobie kolosalna monete z karbowaniami o szerokosci trzech metrow. Moneta ta wisi w powietrzu tuz nad woda, z jej krawedzi wypuszczone jest cos w rodzaju trapu. A na niej stoi spokojnie ponury, gotycki dom, ktorego dach zdobi maszt z obracajacym sie powoli ludzkim okiem na samym czubku. Na balkonie, na pierwszym pietrze, za sterem stoi ponury wasacz w mundurze kawalerii Konfederacji. Jego postac jest polprzezroczysta…
Drzwi starego domu Katzenjammera otworzyly sie i na progu pojawil sie powazny skrzat w liberii kamerdynera.
– Kocebu na stanowisku, siiiir! – oznajmil z powaga, zadzierajac brode jak najwyzej.
– Zapraszam na poklad, uczennico! – wesolo zakrzyknal Kreol, wskakujac na trap. – Co powiesz o moim dziele?
– Konspiracje diabli wzieli… – Vanessa pokiwala glowa, widzac ogromne oczy Shepa. – Ale do diabla z nia! Jest super! Ej, Shep, poradzisz sobie beze mnie?
– Ja… a… no… – z trudem wykrztusil policjant.
– To wspaniale! W takim razie przekaz Florence, ze sie zwalniam! Pensje za ostatni miesiac niech przesle poczta. Jesli uda jej sie ustalic adres!
– Szykuj Kamien Wrot, Hubercie! – radosnie krzyknal mag, wchodzac do domu. – Kolejny przystanek: Dziesiec Niebios! Na Marduka Poteznego Topora, niech sie tak stanie!