Marion Lennox

Dlaczego Uciekasz Cari?

ROZDZIAL PIERWSZY

Tablica, jaka doktor Cari Ellis ujrzala szescdziesiat kilometrow wczesniej, nie pozostawiala watpliwosci. „Tereny nalezace do aborygenow. Obozowanie bez pozwolenia zabronione'.

Siedziala teraz w samochodzie i patrzyla na mape rozlozona na sasiednim siedzeniu. Obszar, na ktorym sie znajdowala, obwiedziony byl czerwona linia, a obok widnial taki sam zakaz.

Spowazniala i zmarszczyla czolo.

Do Slatey Creek ma jeszcze sto piecdziesiat kilometrow. Spojrzala przed siebie i zobaczyla ginaca gdzies za horyzontem piaszczysta droge. Tereny nalezace do aborygenow konczyly sie dopiero piecdziesiat kilometrow dalej.

– Nie dam rady – powiedziala do siebie.

Przez ostatnie dwie noce zatrzymywala sie na poboczu drogi i byla juz tak zmeczona, ze postanowila dojechac do Slatey Creek, gdzie czekalo wygodne lozko i prysznic. Przeliczyla sie jednak z silami. Powoli zapadal zmierzch, a w uszach dzwieczaly ostrzezenia, jakich jej nie szczedzono przed wyjazdem z Alice Springs.

– Tylko szalency jezdza po zmroku – mowiono. – Pamietaj, ze po ciemku zaczyna sie roic od kangurow. Nawet nie zauwazysz, jak wyjda na droge, a skonczyc sie to moze prawdziwa jatka. Niewiele zostanie wtedy z ciebie i samochodu, nie mowiac juz o kangurach.

Rozejrzala sie nerwowo wokol. Zrobilo sie ciemno i nie sposob bylo powiedziec, czy niewyrazne szare ksztalty, ktore widziala w poblizu, to kangury szykujace sie do wyjscia na droge czy karlowate drzewka, ktore rosly w tej okolicy.

Nie ma wyboru. Owladnal nia strach na tyle silny, ze zapomniala o tesknocie do biezacej wody i ludzkiego towarzystwa. Kolejna noc musi spedzic samotnie na odludziu. Wlasnie tutaj, i to mimo zakazu. Modlila sie tylko, by nie trafic na jakies swiete miejsce aborygenow.

Zjechala na pobocze drogi i stanela. Miala nadzieje, ze nie zrani niczyich uczuc. Nie planowala przeciez tego noclegu przy drodze. Logicznie rzecz biorac, nie grozi jej tu zadne niebezpieczenstwo. Ciazyla jej tylko samotnosc. O tym wlasnie nie wolno mi myslec, powiedziala sobie. Przeciez to byl moj wybor!

Zabrala sie szybko do roboty. Rozbila namiot i zagotowala wode w menazce, z bagaznika wyciagnela rzeczy potrzebne do przygotowania posilku. Poprawi mi sie humor, kiedy cos zjem, pomyslala.

Niespodziewanie dobiegl ja z oddali odglos samolotu. Podniosla glowe. Samolot kolowal nad jej glowa, coraz nizej i nizej. Silnik warczal coraz glosniej, az w koncu owial ja ped powietrza, a halas stal sie tak dotkliwy, ze musiala zatkac uszy.

Wydawac by sie moglo, ze zaloga samolotu pragnie zobaczyc intruza zaklocajacego cisze i spokoj pustynnej drogi. Poczula sie nieswojo. Patrzyl na nia ktos, kogo nie widziala. Na kadlubie samolotu zauwazyla wymalowana pare skrzydel, insygnia australijskiego pogotowia lotniczego.

Gdy samolot poderwal sie do gory, odetchnela z ulga. Radosc byla jednak przedwczesna. Po kilkuset metrach samolot zawrocil. Lecial teraz nisko wzdluz miejsca jej postoju, jakby pragnal zbadac dokladnie jej obozowisko. Okazalo sie jednak, ze szuka dogodnego miejsca do ladowania.

Cari westchnela ciezko, ale juz po chwili rozesmiala sie pod nosem. Sama nie wiem, czego chce, pomyslala. Pol godziny temu marzylam o towarzystwie, a teraz, gdy ludzie spadaja mi z nieba, przeklinam ich obecnosc! Zaraz jednak pomyslala o swoim wygladzie i dobry humor ulotnil sie bez sladu.

Jasne wlosy, z ktorych byla tak dumna, zwykle lsniace i puszyste, przybraly matowy kolor i zwiazane byly z tylu postrzepiona wstazka. Miala w dodatku na sobie wyswiechtana koszule i splowiale, podarte dzinsy. Podniosla reke do twarzy, by odgarnac wlosy i w tej samej chwili zdala sobie sprawe, ze zapomniala wytrzec rece, ktore zabrudzila, wyciagajac z bagaznika patelnie. Na twarzy z pewnoscia pozostala czarna smuga!

Dlaczego samolot wyladowal?

Pocieszyla sie jednak od razu, ze lekarze z pewnoscia nie zamierzaja egzekwowac prawa. Samolot zatrzymal sie zaledwie o kilkanascie metrow dalej, otworzyly sie tylne drzwi i na ziemie wyskoczyl trzydziestoparoletni mezczyzna. W drzwiach stanela dziewczyna w stroju pielegniarki, rozgladajac sie wokol ciekawie.

Mezczyzna przystanal na chwile i obrzucil Cari badawczym wzrokiem. Byl szczuply, wysportowany i znacznie wyzszy od niej, co nie bylo takie trudne, gdyz Cari byla drobna i mala. Twarz mial spalona sloncem, a gdy sie zblizyl, zobaczyla, ze jego brazowe wlosy nabieraly miejscami zlocistoplowej barwy, jakby i one zbyt czesto wystawiane byly na dzialanie slonca. Cala jego postac wzbudzala zaufanie i sympatie.

– Nazywam sie Blair Kinnane. Jestem lekarzem.

Przygladal jej sie uwaznie. Wygladala na bardzo zmeczona. Pod jej wielkimi, zielonymi oczami zauwazyl ciemne since. Wydawala sie jednak zdrowa, nie widzial tez sladow jakichkolwiek zranien.

– Czy nic pani nie dolega? – zapytal.

– Czuje sie doskonale – odparla cicho.

– Nie jest pani ranna?

– Nie.

– Samochod jest w porzadku?

– Tak.

Poczul, jak ogarnia go zlosc.

– Niech mi wiec pani z laski swojej powie, co pani tu robi? Jakim prawem rozbila pani namiot na ziemi Kinanow?

Pierwszy raz slyszala te nazwe. Zakreslil reka w powietrzu kolo.

– Cala ta okolica jest wlasnoscia tego plemienia. Zaloze sie, ze jest pani Amerykanka – ciagnal wzburzonym glosem. – Z pewnoscia nie nalezy pani do zadnego z plemion abory-genow ani tez nie ma pani pozwolenia na obozowanie na ich terytorium. No, niech pani powie, czy nie mam racji?

– Nie… To znaczy tak…

Przymknal oczy, najwyrazniej znuzony.

– Nasz pilot ryzykowal zycie wszystkich osob znajdujacych sie na pokladzie, ladujac o zmierzchu w nieznanym miejscu. A wie pani, dlaczego to zrobil?

– Nie… – Cari byla zmieszana i zbita z tropu.

– Dlatego, ze balismy sie, czy cos sie nie stalo – wyjasnil szorstko. – Nikt tu sie nigdy nie zatrzymuje. Nie ma w tej okolicy ani kropli wody, wszedzie za to sa znaki zakazujace obozowania. Trudno sie wiec dziwic, ze przypuszczalismy, ze cos sie pani stalo. – Pokazal reka na samolot. – Mamy na pokladzie chore dziecko. Pewnie jest pani bardzo z siebie zadowolona!

– Przepraszam… – szepnela. – Nie myslalam, ze…

– Mozna sie tego bylo spodziewac – przerwal jej. – Osoby takie jak pani w ogole rzadko mysla. A teraz – rzucil, patrzac na zegarek – ma pani trzy minuty na spakowanie sie i zebym juz tu pani nie widzial!

– Ale… – zaczela przerazona – ja przeciez nie moge dalej jechac!

– Dlaczego?

Spojrzala w strone samolotu, jakby szukala tam ratunku. Dostrzegla jednak tylko jasna plame twarzy pielegniarki.

– Bo jest juz ciemno – odparla, patrzac na niego i czujac, jak wzbiera w niej gniew. – Mowiono mi, ze niebezpiecznie jest jechac po zmroku.

– A wiec dlaczego wjezdza pani na obszar aborygenow, skoro pani wie, ze nie zdazy go przejechac przed noca?

– Nie spodziewalam sie, ze drogi sa tak fatalne – zaczela sie tlumaczyc. – Przez jakies dwadziescia kilometrow stalam prawie w miejscu, tak trudno bylo przejechac przez piasek. Sadzilam, ze o tej porze bede juz w Slatey Creek.

Вы читаете Dlaczego Uciekasz Cari?
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату