stole, zacisnela dlonie w piesci, pochylila glowe. Jej ramiona zadrzaly, ale nie wydala nawet jednego dzwieku. Widok tej dumnej kobiety pograzonej w rozpaczy byl tak zalosny, ze Jodie zrobilo jej sie zal. Poza tym ogarnela ja ciekawosc.
– Poklocila sie pani z narzeczonym?
Okularnica nie podniosla glowy, tylko zaprzeczyla powolnym ruchem.
– Nie mam narzeczonego. Mialam. Bylam przez szesc lat z doktorem Craigiem Elkhartem.
Wiec nie jest lesbijka.
– To kawal czasu.
Podniosla glowe. Miala mokre policzki i zacisniete usta.
– Niedawno ozenil sie z dwudziestoletnia sekretarka imieniem Pamela. Kiedy mnie rzucil, oznajmil: „Przykro mi, Jane, ale juz mnie nie podniecasz'.
Biorac pod uwage jej sztywniactwo, Jodie wcale mu sie nie dziwila, ale i tak nie powinien byl tego mowic.
– Faceci to dupki.
– Nie to jest najgorsze. – Splotla dlonie. – Najgorsze jest to, ze bylismy razem przez szesc lat, a nawet za nim nie tesknie.
– Wiec czym sie pani tak martwi? – Kawa byla gotowa. Jodie podeszla do ekspresu.
– Nie chodzi o Craiga, tylko o to, ze… Nie, wlasciwie o nic. Nie powinnam sie tak rozklejac. Nie wiem, co mi jest.
– Skonczyla pani trzydziesci cztery lata i dostala w prezencie talon do sklepu ze slodyczami. Kazdy by sie wsciekl.
Wzdrygnela sie.
– Spedzilam cale zycie w tym domu, wyobraza to sobie pani? Po smierci ojca mialam go sprzedac, ale jakos nigdy nie moglam sie za to zabrac. -W jej glosie pojawily sie nowe nuty, jakby zapomniala, ze Jodie jej slucha. - Badalam wtedy kolizje jonowe i nie chcialam, by cokolwiek mnie rozpraszalo. Praca zawsze byla najwazniejsza czescia mojego zycia. Do trzydziestki to mi wystarczalo. A potem jedne urodziny nastepowaly po drugich w zastraszajacym tempie.
– I w koncu do pani dotarlo, ze te fizyczne cuda nie podniecaja pani nocami, tak?
Poruszyla sie zaskoczona, jakby zapomniala o obecnosci Jodie. Wzruszyla ramionami.
– Nie tylko to. Szczerze mowiac, uwazam ze seks jest stanowczo przereklamowany. – Zawstydzona, opuscila wzrok. – Chodzi mi raczej o poczucie jednosci.
– Trudno o wieksze poczucie jednosci, niz kiedy sie razem wypala dziure w materacu.
– No tak… zakladajac, ze sieja wypala. Osobiscie… – Pociagnela nosem, wstala, wsunela chusteczki do kieszeni. – Mowiac o wspolnocie, mam na mysli cos trwalszego niz seks.
– Religie?
– Nie, niezupelnie, chociaz to tez jest dla mnie wazne. Rodzina, dzieci, takie rzeczy. – Wyprostowala sie i poslala Jodie uprzejmy usmiech. – Wystarczajaco dlugo pania zanudzalam. Przepraszam. Niestety, przylapala mnie pani na chwili slabosci.
– Juz rozumiem! Pani chce miec dziecko!
Doktor Jane goraczkowo szukala chusteczek w kieszeni. Jej usta zadrzaly. Ciezko osunela sie z powrotem na krzeslo.
– Craig powiedzial mi wczoraj, ze Pamela jest w ciazy. To nie tak, ze… Nie jestem zazdrosna. Szczerze mowiac, wcale mi na nim nie zalezy, wiec nie moge byc zazdrosna. Tak naprawde wcale nie chcialam za niego wyjsc, w ogole nie chce wychodzic za maz. Po prostu… -mowila coraz ciszej – chodzi o to, ze…
– Chodzi o to, ze chce pani miec dziecko. Sama.
Skinela glowa i zagryzla usta.
– Od dawna pragnelam dziecka. Teraz mam trzydziesci cztery lata, moj zegar biologiczny bije coraz szybciej, ale chyba nigdy nie bede matka.
Jodie rzucila okiem na zegarek. Chciala sluchac dalej, ale zaraz zacznie sie transmisja.
– Czy moge wlaczyc telewizor?
Doktor Jane wydawala sie zagubiona, jakby nie do konca wiedziala, co to takiego.
– Tak, prosze bardzo.
– Super. – Jodie wziela swoj kubek i przeszla do saloniku. Usadowila sie na kanapie, postawila kawe na stoliku, wyciagnela pilota spod jakiegos bardzo madrego miesiecznika. Wyswietlano akurat reklame piwa, wiec wylaczyla dzwiek.
– Naprawde chce pani miec dziecko? Sama?
Doktor Jane znowu zalozyla okulary. Przycupnela na miekkim fotelu z falbanka na dole, dokladnie pod zdjeciem kwiatu z perla w srodku. Zacisnela uda, skrzyzowala nogi w kostkach. Ma swietne nogi, zauwazyla Jodie, smukle i ksztaltne.
Jane po raz kolejny wyprostowala sie, jakby polknela kij.
– Duzo nad tym myslalam. Nie planuje malzenstwa, praca jest dla mnie zbyt wazna. Ale… najbardziej na swiecie pragne dziecka. Wydaje mi sie, ze bylabym dobra matka. Dzisiaj dotarlo do mnie, ze moje marzenie prawdopodobnie nigdy sie nie spelni i dlatego sie rozkleilam.
– Znam samotne matki. Jest im bardzo ciezko. No, ale pani pewnie byloby latwiej, ma pani dobrze platna prace.
– Pieniadze nie sa przeszkoda. Problem polega na tym, ze nie wiem, jak sie za to zabrac.
Jodie gapila sie na nia przez dluzsza chwile. Jak na wyksztalcona osobe, jest glupia jak but.
– Chodzi pani o faceta?
Twierdzacy ruch glowy.
– W college'u jest ich chyba sporo? To nic wielkiego. Niech go pani tu zaprosi, pusci wolna muzyke, napoi piwem i do dziela.
– Nie, to nie moze byc nikt znajomy.
– Wiec niech pani poderwie kogos w knajpie.
– Nie moglabym. Musze wiedziec, czy jest zdrowy. – Znizyla glos. -Zreszta nie umialabym nikogo poderwac.
Jodie nie wyobrazala sobie nic prostszego, ale chyba miala w tym wiecej doswiadczenia niz doktor Jane.
– No a, wie pani, banki spermy?
– Nie wchodza w gre. Zbyt wielu dawcow to studenci medycyny. -1 co z tego?
– Nie chce, zeby ojcem mojego dziecka byl ktos inteligentny. Zdumienie Jodie bylo tak wielkie, ze choc skonczyly sie reklamy i na ekranie pojawil sie glowny trener Gwiazd, Chester „Duke' Raskin, zapomniala wlaczyc dzwiek.
– Chce pani, zeby jakis glupi facet zrobil pani dzieciaka?
Doktor Jane usmiechnela sie.
– Wiem, to brzmi dziwnie, ale dzieciom inteligentniejszym niz rowiesnicy jest bardzo ciezko. Nie potrafia sie dostosowac. Dlatego nie moglabym miec dziecka z czlowiekiem o inteligencji Craiga; i dlatego nie chce ryzykowac z bankiem spermy. Musze brac pod uwage moje geny i znalezc mezczyzne, ktory bedzie stanowil kontrast. Tylko ze wszyscy znani mi mezczyzni to geniusze.
Doktor Jane jest zdrowo szurnieta, zawyrokowala Jodie.
– Czyli uwaza pani, ze dlatego, ze jest taka madra i w ogole, musi znalezc glupiego faceta?
– Nie uwazam, tylko wiem. Nie pozwole, by moje dziecko przechodzilo przez to samo co ja, kiedy dorastalam. Nawet teraz… No, ale to nie ma nic do rzeczy. Problem w tym, ze choc bardzo pragne dziecka, nie moge myslec tylko o sobie.
Nowa twarz na ekranie przykula uwage Jodie.
– O Boze, momencik, musze tego posluchac. – Zlapala pilota i wlaczyla dzwiek.
Paul Fenneman, sprawozdawca sportowy, przeprowadzal wywiad z Calem Bonnerem. Jodie wiedziala z pierwszej reki, ze Bomber go nie znosi. Dziennikarz slynal z zadawania glupich pytan, a Bomber nie trawil durniow.
Wywiad nakrecono na parkingu klubu Gwiazd, w Naperville, najwiekszym miasteczku okregu DuPage. Fenneman mowil patrzac prosto do kamery. Mial przy tym tak powazna mine, jakby prowadzil relacje z wojny