I wtedy to zauwazylam. Wiatr powial delikatnie poruszajac liscie, przez co natychmiast zmienil sie uklad swiatla i cos wpadlo mi w oko. Nie bylam pewna, ale wstrzymujac oddech z wrazenia podeszlam blizej i spojrzalam na dol. Nie zdziwilo mnie to, co zobaczylam. Otoz to, pomyslalam.

Z dziury miedzy korzeniami zoltej topoli wyzieral rog drugiego plastikowego worka. Wianek jaskrow otaczal zarowno topole, jak i worek, tworzyly gesty dywan, a jego macki ginely w otaczajacych je chwastach. Jaskrawozolte kwiaty wygladaly, jakby pochodzily z ilustracji Beatrbc Potter – soczyste, swieze paki ostro kontrastowaly z tym, co wiedzialam, ze lezy schowane w worku.

Podeszlam do drzewa. Pod moimi nogami szelescily liscie i trzaskaly galazki. Podpierajac sie jedna reka, druga odgarnelam tyle ziemi, zeby moc porzadnie chwycic worek; zlapalam go mocno i pociagnelam delikatnie. Ani drgnal. Owinelam koniec worka wokol reki, pociagnelam mocniej i poczulam, ze sie rusza. Czulam, ze zawartosc worka ma swoja mase. Insekty klebily sie wokol mojej twarzy. Pot splywal mi po plecach. Serce walilo mi jak gitara basowa podczas koncertu zespolu heavy metalowego.

Szarpnelam jeszcze raz i udalo mi sie uwolnic worek. Odciagnelam go kawalek, zeby zajrzec do srodka. A moze tylko chcialam przesunac go dalej, zeby nie byl zbyt blisko kwiatow pani Potter. Cokolwiek bylo w srodku, wazylo niemalo, a bylam prawie pewna, co znajde w srodku. I mialam racje. Kiedy rozwiazalam koncowki plastiku, do moich nozdrzy doszedl intensywny zapach gnicia. Rozwarlam brzegi worka i zajrzalam do srodka.

Spojrzala na mnie ludzka twarz. Dlatego, ze byla schowana przed robactwem, ktore przyspiesza proces rozkladu, cialo nie bylo jeszcze zupelnie rozlozone, ale upal i wilgoc juz naruszyly rysy twarzy, zamieniajac ja w posmiertna maske slabo przypominajaca osobe, ktora kiedys byla. Dwoje oczu, wyschnietych i skurczonych, wyzieralo spod przymknietych powiek. Sprasowany nos byl przekrzywiony w jedna strone i lezal plasko na zapadnietym policzku. Wargi sie skurczyly, zapewniajac zestawowi idealnych zebow usmiech na wieki. Skora byla niczym wiecej niz chorobliwie blada, biala, wilgotna, cienka powloka dopasowana do znajdujacych sie pod nia kosci. Wszystko to otaczala gestwina lepkich, rudych, kreconych wlosow, matowych kosmykow przylepionych do glowy tym, co wycieklo z zamienionego w ciecz mozgu.

Wstrzasnieta, zamknelam worek. Przypominajac sobie o pracownikach Hydro, spojrzalam w miejsce, gdzie ich zostawilam. Mlodszy przygladal mi sie uwaznie. Jego kolega stal nieco dalej, przygarbiony, rece trzymal gleboko w kieszeniach spodni.

Zdjelam rekawiczki, minelam ich i wyszlam z lasku, kierujac sie w strone radiowozu. Nic nie mowili, ale slyszalam ich kroki i chrzest podloza tuz za soba.

Konstabl Groulx stal oparty o maske. Patrzyl, jak sie zblizam, ale nie zmienil pozycji. Zdarzalo mi sie pracowac z przyjazniej nastawionymi ludzmi.

– Moge skorzystac z radia? – Tez moge byc oschla. Odepchnal sie od samochodu dwoma rekoma i obszedl go. Stanal po stronie kierowcy, przez otwarte okno wyciagnal mikrofon i spojrzal na mnie pytajaco.

– Zabojstwo – powiedzialam.

Wygladal na zdziwionego; pozalowal szybko tego i rzucil do mikrofonu:

– Section des homicides.

Po chwili zwyczajnych zaklocen i szumow, przebil sie glos detektywa:

“Claudel'. Glos wydawal sie poirytowany.

Konstabl Groulx podal mi mikrofon.

Przedstawilam sie i powiedzialam, gdzie jestem.

– Mam tutaj zabojstwo – wyjasnilam. – Prawdopodobnie porzucono cialo. Prawdopodobnie kobiece. Prawdopodobnie obcieto glowe. Lepiej tu kogos od razu przyslijcie.

Zapadla dluga chwila ciszy. Nikt nie jest zachwycony takimi wiesciami.

– Pardon?

Powtorzylam wszystko, proszac Claudela, zeby przekazal te wiadomosci Pierre'owi LaManche, kiedy bedzie dzwonil do kostnicy. Tym razem nie bedzie nic dla archeologow.

Oddalam mikrofon Groubcowi, ktory przysluchiwal sie kazdemu mojemu slowu. Przypomnialam mu, zeby spisal dokladne zeznania robotnikow. Wygladal jak czlowiek, ktorego wlasnie skazano na jakies dziesiec do dwudziestu lat. Wiedzial, ze przez jakis czas nigdzie sie nie urwie. Nie wspolczulam mu zbytnio. Ja tez nie bede spala w Quebec City w ten weekend. W rzeczywistosci, kiedy jechalam do mojego blisko polozonego mieszkania, podejrzewalam, ze przez dluzszy czas nikt sie nie wyspi. Jak sie pozniej okazalo, mialam racje. Nie zdawalam sobie tylko sprawy z rozmiarow horroru, ktoremu mielismy stawic czolo.

2

Kolejny dzien zaczal sie rownie slonecznie i cieplo, jak poprzedni, co normalnie wprawiloby mnie w dobry humor. Jestem kobieta, ktorej nastroj zalezy od pogody – podnosi sie i spada razem z barometrem. Ale tego dnia pogoda miala nie miec zadnego znaczenia. O dziewiatej rano bylam juz w sali numer 4, jednej z sal, w ktorych przeprowadza sie autopsje.

Jest to najmniejsze i najlepiej wentylowane pomieszczenie w Laboratoire de Medecine Legale. Czesto tu pracuje, bo wiekszosc przypadkow, ktorymi sie zajmuje jest, delikatnie mowiac, nie najlepiej zachowana. Ale wentylacja nie zawsze jest stuprocentowo skuteczna. Nic nie jest. Wiatraki i srodki dezynfekcyjne nigdy zupelnie nie wygrywaja walki z zapachem dojrzalej smierci. Blask nierdzewnej stali w tej antyseptycznej sali nigdy do konca nie wymazuje z umyslu obrazu ludzkich cial.

Resztki znalezione przy Le Grand Seminaire zdecydowanie kwalifikowaly sie do pokoju numer 4. Po pospiesznej kolacji zjedzonej poprzedniego wieczora, pojechalam z powrotem do lasku i dalej zajmowalismy sie miejscem, w ktorym znaleziono zwloki. Kosci byly w kostnicy juz o wpol do dziesiatej wieczorem. Teraz lezaly w worku na wozku stojacym kolo mnie. Przypadek numer 26704 byl omawiany na porannym spotkaniu pracownikow. Zgodnie z normalna procedura, cialo powierzono jednemu z pieciu patologow pracujacych w laboratorium. Poniewaz zwloki byly w duzej mierze juz tylko szkieletem, a resztki miekkich tkanek byly w zdecydowanie zbyt posunietym stadium rozkladu, zeby mozna je poddac standardowej autopsji, mnie powierzono to zadanie.

Jeden z technikow od autopsji zadzwonil rano, ze jest chory, przez co mielismy za malo rak do pracy. Jak na zlosc. To byla pracowita noc: samobojstwo nastolatka, ciala dwojga starszych ludzi odkryte w ich domu i ofiara pozaru samochodu, okropnie poparzona. Cztery autopsje. Powiedzialam, ze moge pracowac sama.

Bylam ubrana w zielony kitel chirurgiczny, plastikowe gogle i lateksowe rekawiczki. Przygotowujac sie, zdazylam juz oczyscic i sfotografowac glowe. Jeszcze tego ranka zrobia jej rentgena, potem wygotuja w celu usuniecia zepsutych resztek ciala i pozostalosci mozgu po to, zebym mogla dokladnie zbadac czaszke.

Drobiazgowo zbadalam wlosy, szukajac w nich nitek albo sladow jakichs innych substancji. Kiedy rozdzielalam pozlepiane, wilgotne kosmyki, nie moglam przestac wyobrazac sobie tego, jak ofiara po raz ostatni rozczesywala wlosy. Zastanawialam sie, czy robiac to byla zadowolona, sfrustrowana czy moze zobojetniala. Dzien dobrych wlosow. Dzien nieladnych wlosow. Dzien martwych wlosow.

Odpedzajac od siebie te mysli, wlozylam probke wlosow do torebki i wyslalam ja na gore, do biologii, zeby przyjrzeli sie temu pod mikroskopem. Przetykaczke i plastikowe worki rowniez przekazano Laboratoire de Medecine Legale, gdzie sprawdza je pod katem odciskow palcow, wydzielin cielesnych i innych niewidocznych golym okiem znakow mogacych ujawnic cos dotyczacego zabojcy badz ofiary.

Pomimo naszych wczorajszych trzygodzinnych poszukiwan, kiedy to na czworakach przerzucalismy ziemie, przeczesywalismy liscie i trawe, przesuwalismy kamienie i pnie drzew, nic wiecej nie znalezlismy. Szukalismy az do zmierzchu, ale bez rezultatu. Zadnych ubran. Zadnych butow. Zadnej bizuterii. Zadnych rzeczy osobistych. Specjalny zespol mial pojechac tam dzisiaj, zeby sprobowac cos wykopac i jeszcze raz dokladnie przeczesac teren, ale nie wierzylam, ze cos znajda. Nie bede miala do dyspozycji metek ubran, zamkow blyskawicznych czy klamer, zadnych rozdarc czy dziur w ubraniach, ktore by potwierdzaly wyniki moich badan. Porzucono cialo gole i okaleczone i pozbawiono je wszelkich wiezi z zyciem.

Podeszlam do worka, zeby wyjac z niego reszte jego przerazajacej zawartosci, gotowa do rozpoczecia wstepnych ogledzin. Pozniej konczyny i tulow zostana wyczyszczone, a ja przeprowadze szczegolowa analize wszystkich kosci. Znalezlismy prawie caly szkielet. Zabojca ulatwil nam zadanie. Podobnie jak z tulowiem i glowa, umiescil albo umiescila, rece i nogi w osobnych workach. W sumie bylo ich cztery. Bardzo schludnie. Zapakowane

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×