Guester. Prosila o prywatne lekcje dla niego.
— Ach, juz was prosila? Czy moze nie powinienem pytac?
— Nie mam zamiaru trzymac tego w sekrecie, Alvinie. Tak, bede uczyla Arthura Stuarta.
— Bardzo sie ciesze, panno Larner. To najmadrzejszy chlopak, jakiegoscie w zyciu spotkali. A jak nasladuje glosy! Wystarczy, ze raz cos uslyszy, a powtorzy wam to waszym wlasnym glosem. Trudno uwierzyc, nawet kiedy czlowiek slyszy to na wlasne uszy.
— Mam tylko nadzieje, ze podczas nauki nie bedzie sie zajmowal takimi zabawami.
Alvin zmarszczyl brwi.
— To nie jest zabawa, panno Larner. On to robi calkiem niechcacy. To znaczy… Gdyby zaczal wam odpowiadac waszym glosem, to nie dla zartu ani nic… Po prostu kiedyjuz cos uslyszy, zapamietuje wszystko, glos i slowa, rozumiecie. Nie potrafi ich rozdzielic i powtorzyc tylko slow… bez glosu, ktory je wypowiadal.
— Bede o tym pamietac.
Gdzies w dali trzasnely drzwi. Peggy spojrzala i znalazla plomienie serc matki i ojca. Szli do niej i klocili sie, oczywiscie. Jesli Alvin chce ja poprosic, musi to zrobic szybko.
— Czy chciales mi jeszcze cos powiedziec, Alvinie?
Do tego zmierzal, ale nagle sie zawstydzil.
— No wiec… Pomyslalem sobie, zeby was prosic… Ale musicie zrozumiec, ze nie dlatego przynioslem wode, zebyscie byli mi cos dluzni albo co… Zrobilbym to i tak, dla kazdego. A co do dzisiejszego ranka, to nie wiedzialem, ze jestescie nauczycielka. To znaczy, pewnie bym sie domyslil, ale jakos mi to nie przyszlo do glowy. Zrobilem, co zrobilem, bez powodu i nic mi nie jestescie winni…
— Pozwol, ze sama bede decydowac o swojej wdziecznosci. O co chciales mnie prosic?
— Bedziecie zajeci Arthurem Stuartem, wiec pewnie nie zostanie wam za duzo wolnego czasu… Ale moze jeden dzien w tygodniu, chocby godzine… Moze byc w sobote i mozecie zazadac za to, ile chcecie, bo moj mistrz daje mi czas wolny i zaoszczedzilem troche i…
— Prosisz mnie o korepetycje, Alvinie?
Alvin nie znal takiego slowa.
— O to, zebym cie uczyla prywatnie?
— Tak, panno Larner.
— Oplata wynosi piecdziesiat centow tygodniowo, Alvinie. I masz sie zjawiac w tym samym czasie, co Arthur Stuart. Przychodzic razem z nim i razem z nim wychodzic.
— Ale jak mozecie uczyc nas obu rownoczesnie?
— Uwazam, Alvinie, ze odniesiesz korzysc, sluchajac jego lekcji. A kiedy on bedzie pisal albo liczyl, moge rozmawiac z toba.
— Nie chcialbym zajmowac jego czasu nauki.
— Badz rozsadny, Alvinie. To niewlasciwe, zebys przychodzil na lekcje sam. Jestem moze nieco starsza od ciebie, ale sa tacy, ktorzy szukaja we mnie wad. A prywatne lekcje udzielane mlodemu kawalerowi to dostateczna przyczyna, zeby puscic w ruch jezyki. Arthur Stuart bedzie z nami przez caly czas, a drzwi beda stale otwarte.
— Moglibysmy umawiac sie na lekcje w zajezdzie.
— Alvinie, znasz moje warunki. Czy chcesz mnie zatrudnic jako swojego korepetytora?
— Tak, panno Larner. — Siegnal do kieszeni po dolara. — Tu jest naleznosc za pierwsze dwa tygodnie.
Peggy spojrzala na monete.
— Odnioslam wrazenie, ze zamierzasz oddac tego dolara doktorowi Physickerowi.
— Nie chcialbym, zeby zle sie czul z powodu swojego bogactwa, panno Larner.
Usmiechnal sie szeroko.
Moze i jest niesmialy, ale nie potrafi dlugo zachowac powagi. Zawsze tkwi w nim urwis, tuz pod powierzchnia. I zawsze sie w koncu wyrywa.
— Nie, rzeczywiscie nie powinien — rzekla panna Larner. — Lekcje zaczynamy w przyszlym tygodniu. Dziekuje ci za pomoc.
W tej wlasnie chwili tato i mama zjawili sie na sciezce. Tato niosl na glowie balie i uginal sie pod jej ciezarem. Alvin natychmiast skoczyl mu pomoc — a wlasciwie odebral balie i sam ja poniosl.
W ten sposob Peggy po raz pierwszy od ponad szesciu lat zobaczyla twarz ojca — zaczerwieniona i spocona. Tato dyszal ciezko. I byl zly, a przynajmniej ponury. Mama na pewno mu powiedziala, ze ta nowa nauczycielka nie jest nawet w polowie tak arogancka, jak sie wydaje na pierwszy rzut oka. Ale i tak nie podobalo mu sie, ze ktos obcy zamieszkal w zrodlanej szopie. To miejsce nalezalo tylko do jego utraconej corki, Peggy zapragnela nagle zawolac do niego, nazwac ojcem, uspokoic, ze to jego corka Peggy mieszka tu teraz, ze jego praca nad zamiana tej starej szopy w dom byla w istocie darem milosci. Jak przyjemnie wiedziec, ze ja kocha, ze nie zapomnial o niej przez te lata. A jednak, choc cierpiala, nie mogla odezwac sie do niego jak corka… Jeszcze nie, jesli chce osiagnac to, co sobie zaplanowala. Musi zachowywac sie wobec niego tak, jak wobec mamy i Alvina: nie przywolywac dawnych milosci i przyjazni, ale pozyskac je na nowo.
Nie mogla tu przybyc jako corka, nawet do ojca, ktory jedyny cieszylby sie szczerze z jej powrotu. Musiala sie zjawic jako obca. Poniewaz wlasnie obca sie stala, nawet pod przebraniem. Po trzech latach nauki w Dekane i kolejnych trzech latach studiow nie byla juz ta mala Peggy, spokojna zagwia z ostrym jezykiem. Juz dawno stala sie kims innym. Wiele przydatnych manier poznala pod kierunkiem pani Modesty, wielu rzeczy nauczyla sie z ksiazek i od nauczycieli. Jesli powie: „Tato, jestem twoja corka, mala Peggy” — sklamie tak samo, jak klamie mowiac to, co mowi teraz:
— Panie Guester, jestem panna Larner, wasza nowa lokatorka. Milo mi pana poznac.
Podszedl i wyciagnal reke. Mimo niecheci, mimo ze unikal tego spotkania, kiedy godzine temu zjawila sie w zajezdzie, byl jednak urodzonym oberzysta i odruchowo powital ja ze zwykla uprzejmoscia — a przynajmniej zdobyl sie na te szorstkie, wiejskie maniery, ktore w miasteczku z pogranicza uchodzily za uprzejmosc.
— Milo mi, panno Larner. Mam nadzieje, zescie swoje mieszkanie znalezli odpowiednim.
Posmutniala troche slyszac, ze uzywa wobec niej tego samego wymyslnego jezyka, co wobec klientow, ktorych uwazal za „dygnitarzy”. To znaczy sadzil, ze stoja w zyciu wyzej od niego. Wiele sie nauczylam, ojcze, ale to jedno jest najwazniejsze: nikt od nikogo nie stoi wyzej. Liczy sie tylko szczere i dobre serce.
Peggy wierzyla, ze ojciec ma serce szczere i dobre, ale nie chciala w nie zagladac. W dawnych latach za dobrze poznala jego plomien. Gdyby teraz przyjrzala mu sie zbyt dokladnie, moglaby zobaczyc cos, czego jako corka nie miala prawa widziec. Byla za mloda, zeby zapanowac nad soba, kiedy wiele lat temu badala jego plomien. W dzieciecej niewinnosci poznala rzeczy, ktore uniemozliwily i niewinnosc, i dziecinstwo. Teraz jednak, kiedy bardziej panowala nad swym darem, mogla przynajmniej zapewnic dyskrecje jego sercu. Byla to winna jemu i mamie.
Nie mowiac juz o tym, ze byla to winna sobie.
Ustawili balie w niewielkim pokoiku. Mama przyniosla jeszcze jedno wiadro i kociolek. Tato i Alvin zaczeli nosic wode ze studni, a mama zagotowala troche na piecu. Kiedy kapiel byla juz gotowa, mama wypchnela z domu mezczyzn; potem Peggy wypchnela mame, chciaz nie bez dlugiego sporu.
— Wdzieczna wam jestem za pomoc — powiedziala. — Ale mam zwyczaj kapac sie w samotnosci. Byliscie niezwykle uprzejmi i mozecie byc pewni, ze przez caly czas bede myslala o was z wdziecznoscia.
Takiemu potokowi wyrafinowanych slow nawet mama nie zdolala sie przeciwstawic. W koncu Peggy zamknela drzwi na klucz i zaciagnela zaslony. Zrzucila podrozna suknie, ciezka od potu i kurzu. Potem zdjela bielizne, lepiaca sie do rozgrzanej skory. Nie musiala nosic gorsetu, co bylo jedna z zalet tego przebrania. Nikt nie oczekiwal po starej pannie, by demonstrowala perwersyjnie waska talie, jak te nieszczesne, mlode ofiary mody, ktore sciagaly sie tak mocno, ze z trudem mogly oddychac.
Na samym koncu zdjela z siebie amulety: trzy wiszace na szyi i jeden wpleciony we wlosy. Zdobyla je z trudem, nie tylko dlatego, ze byly to kosztowne nowosci: dzialaly na to, co ludzie naprawde widza, a nie wylacznie na ich opinie. Cztery razy musiala odwiedzic heksera, zanim uwierzyl, ze chce wygladac brzydko.
— Taka sliczna dziewczyna nie potrzebuje mojej sztuki — powtarzal stale.
Wreszcie chwycila go za ramiona.
— Wlasnie dlatego jej potrzebuje — oznajmila. — Zeby nie byc sliczna.
Ustapil, ale caly czas mruczal, ze to grzech ukrywac cos, co Bog tak dobrze stworzyl.