Bog albo pani Modesty, pomyslala Peggy. W jej domu bylam piekna. Czy jestem piekna teraz, kiedy nikt mnie nie widzi procz mnie samej, a ja wcale siebie nie podziwiam?

Wreszcie naga, wreszcie bedac soba, uklekla obok balii, by umyc wlosy. Zanurzona w goracej wodzie poczula te sama swobode co przed laty w zrodlanej szopie: mokre odosobnienie, ktorego nie zaklocaly plomienie serc. Teraz naprawde byla soba.

W zrodlanej szopie braklo lustra, a Peggy nie przywiozla zadnego. Ale kiedy skonczyla kapiel i wycierala sie przy piecyku, spocona w pelnym pary pokoju, wiedziala, ze jest piekna — tak jak uczyla ja pani Modesty. Gdyby Alvin zobaczyl ja taka, jaka jest naprawde, pozadalby jej nie dla madrosci, ale dzieki temu krotkotrwalemu i plytkiemu uczuciu, jakie zywi kazdy mezczyzna dla kobiety, ktora cieszy jego oczy. I dlatego tak jak kiedys ukryla sie przed nim, by nie poslubil jej z litosci, teraz ukrywala sie, by nie poslubil jej ze szczeniecej milosci. To mlode i zwinne cialo pozostanie dla niego niewidzialne. Prawdziwe „ja” Peggy, jej bystry i wprawny umysl, zdolaja moze przyciagnac to, co jest w nim najlepszego: mezczyzne, ktory nie bedzie ukochanym, ale Stworca.

Gdyby tylko potrafila ukryc przed swoim spojrzeniem jego cialo… Gdyby nie wyobrazala sobie jego dotyku, delikatnego jak musniecie powietrza na skorze, kiedy przebiegala przez pokoj…

ROZDZIAL 16 — WLASNOSC

Czarni zaczeli swoje wycie jeszcze przed pierwszym pianiem koguta. Planter nie obudzil sie od razu; dzwiek jakos wpasowal sie w jego sny. Zreszta wyjacy Czarni ostatnio czesto pojawiali sie w jego koszmarach. W kazdym razie obudzil sie w koncu i wyskoczyl z lozka. Bylo prawie calkiem ciemno; musial odsunac story, zeby znalezc spodnie. Dostrzegal jakies cienie przemykajace wokol barakow niewolnikow, ale nie wiedzial, o co chodzi. Oczywiscie, podejrzewal najgorsze i wyrwal strzelbe ze stojaka pod sciana. Wlasciciele niewolnikow, gdyby ktos jeszcze nie odgadl, zawsze trzymaja w sypialni bron palna.

Wybiegl na korytarz i zderzyl sie z kims. Zabrzmial chrapliwy krzyk. Dopiero po chwili uswiadomil sobie, ze to jego zona, Dolores. Czasami zapominal, ze ona w ogole umie chodzic. Prawie nigdy nie wstawala z lozka, a tylko przy wyjatkowych okazjach opuszczala swoj pokoj i wtedy towarzyszyla jej niewolnica czy dwie, na ktorych mogla sie wesprzec.

— Ciszej, Dolores. To ja, Cavil.

— Co sie stalo, Cavilu? Co sie tu dzieje?

Przylgnela do niego i nie mogl sie ruszyc.

— Nie sadzisz, ze predzej sie dowiem, jesli mnie puscisz i pojde sprawdzic?

Objela go mocniej.

— Nie chodz tam, Cavilu! Nie idz sam! Moga cie zabic!

— Dlaczego mieliby mnie zabic? Czy nie jestem ich prawowitym wlascicielem? Czy Pan nasz mnie nie ochroni?

Ale mimo to przebiegl go dreszcz przerazenia. Czyzby to byl bunt niewolnikow, ktorego kazdy wlasciciel sie obawia, ale o ktorym nigdy nie wspomina? Uswiadomil sobie, ze ta mysl kryla sie gdzies w glebi umyslu, dreczyla go od chwili przebudzenia. Dopiero teraz Dolores ubrala ja w slowa.

— Mam strzelbe — oswiadczyl. — Nie martw sie o mnie.

— Boje sie — szepnela Dolores.

— A wiesz, czego ja sie boje? Ze potkniesz sie w ciemnosci i zrobisz sobie krzywde. Wracaj do lozka, zebym nie musial sie o ciebie martwic, kiedy wyjde.

Ktos zaczal dobijac sie do drzwi.

— Panie! Panie! — wolal. To niewolnik. — Jestes potrzebny!

— Widzisz? To Tlusty Lis — uspokoil zone Cavil. — Gdyby wybuchl bunt, udusiliby go, zanim przyszliby po mnie.

— Czy to mialo mi dodac odwagi? — spytala.

— Panie! Panie!

— Do lozka — rozkazal Cavil.

Przez sekunde jej dlon spoczela na twardej, zimnej lufie strzelby. Potem Dolores odwrocila sie i jak blade widmo zniknela w mroku.

Tlusty Lis az podskakiwal z emocji. Cavil spojrzal na niego jak zawsze z obrzydzeniem. Polegal na nim, wiedzial, ze doniesie, co mowia niewolnicy za jego plecami, ale przeciez nie musial go lubic. W niebiosach nie ma nadziei na zbawienie duszy pelnokrwistego Czarnego. Oni wszyscy rodzili sie w zepsuciu, jakby radosnie akceptowali grzech pierworodny, jakby ssali go z mlekiem matki. Az dziw, ze to mleko nie jest czarne od wszelkiego wystepku, bo z pewnoscia go zawiera. Gdybyz dalo sie przyspieszyc przemiane rasy czarnej na dostatecznie biala, aby warto sie starac o zbawienie ich dusz!

— To ta dziewczyna, Salamanda — oswiadczyl Tlusty Lis.

— Czyzby juz rodzila? — zdziwil sie Cavil.

— Nie. Nie, nie rodzi, nie, panie. Prosze, zejdz na dol, panie. Nie bierz strzelby, panie, wez ten wielki noz.

— Ja sam o tym zdecyduje — odpowiedzial Cavil.

Jezeli Czarny mowi, ze mozna odlozyc strzelbe, to wlasnie strzelbe nalezy sciskac z calej sily.

Ruszyl w strone barakow niewolnic. Szarzalo juz; widzial ziemie pod nogami, widzial przemykajacych tu i owdzie Czarnych, obserwujacych go z ciemnosci: szeroko otwarte biale oczy. To laska panska, ze uczynil ich oczy bialymi, inaczej w cieniu wcale by ich nie bylo widac.

Grupka kobiet stala dookola drzwi chaty, gdzie spala Salamanda. Niedlugo miala rodzic, wiec nie musiala pracowac w polu i dostala lozko z miekkim materacem. Nikt nie powie, ze Cavil Planter nie dba o swoj material hodowlany.

Jedna z kobiet — w ciemnosci jej nie rozpoznal, ale sadzac po glosie Miedzianka, ochrzczona imieniem Agnes, choc wolala imie po miedzianoglowym grzechotniku… w kazdym razie zapewne ona — krzyknela:

— Panie, my koniecznie zarznac dla niej kurczak!

— Na mojej plantacji nie pozwole na zadne poganskie bezecenstwa — odparl surowo Cavil.

Teraz juz wiedzial na pewno, ze Salamanda nie zyje. Miesiac do rozwiazania i nie zyje. Gleboko zabolala go ta smierc. Jedno dziecko mniej. Jedna plodna owieczka stracona. O Panie, miej litosc nade mna. Jakze moge ci sluzyc, jesli odbierasz mi najlepsza konkubine?

W izbie cuchnelo jak w stajni chorego konia, bo po smierci oproznil sie jej zoladek. Powiesila sie na przescieradle. Cavil wymyslal sobie od glupcow za to, ze dal jej cos takiego. Bylo to szczegolne wyroznienie, przeciez miala urodzic juz szoste polbiale dziecko. Dlatego pozwolil jej nakryc czyms materac. A ona tak mu odplacila.

Jej stopy wisialy najwyzej trzy cale od podlogi. Musiala stanac na lozku i zeskoczyc. Jeszcze teraz kolysala sie lekko i uderzala stopami o deski pryczy. Cavil pojal, co to oznacza: nie zlamala sobie karku, wiec musiala sie udusic. Dusila sie dlugo… i przez caly czas lozko bylo o cal, a ona o tym wiedziala. Przez caly czas mogla sie uratowac. Mogla zmienic zdanie. Ta kobieta chciala umrzec. Nie, chciala zabic. Zamordowac to dziecko w swoim lonie.

Oto kolejny dowod, jak zatwardziali w grzechu sa Czarni. Wolala zadlawic sie na smierc, niz dac zycie polbialemu dziecku z nadzieja na zbawienie. Czy ich zepsucie nie ma granic? Jak bogobojny czlowiek moze pomagac takim potworom?

— Ona sie zabic, panie! — zawolala ta sama kobieta co poprzednio. Obejrzal sie. Bylo juz dostatecznie widno, zeby stwierdzic, ze to istotnie Miedzianka. — Ona czekac na jutro noc i zabic ktos inny! My musiec ja polac krew z kurczaka.

— Niedobrze mi sie robi na sama mysl, ze smierc tej nieszczesnej kobiety chcecie wykorzystac, zeby upiec kurczaka. Bedzie miala uczciwy pogrzeb, a jej dusza nikogo nie skrzywdzi, chociaz bez watpienia jako samobojczyni bedzie sie wiecznie smazyc w piekle.

Miedzianka zaniosla sie placzem, a pozostale kobiety szybko do niej dolaczyly. Cavil i Tlusty Lis wybrali paru mlodych kozlow do kopania grobu — oczywiscie nie na cmentarzu, bo samobojczyni nie mogla spoczac w poswieconej ziemi. W lesie, miedzy drzewami, bez zadnej tabliczki, ktora nie nalezy sie bestii, co morduje wlasne szczenie.

Przed zmrokiem lezala w ziemi. Umarla samobojcza smiercia, wiec Cavil nie mogl prosic katolickiego

Вы читаете Uczen Alvin
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату