niedaleko.

Zostalem sam. Podnioslem gumowa lale i posadzilem obok siebie na kanapie. Potem zrobilem sobie wodke z tonikiem. Wieczor byl spokojny. Spokojny wieczor w piekle. Ziemia palila sie jak przegnila kloda podziurawiona przez termity.

51

Nie macie pojecia, jak szybko mija 25 dni, kiedy czlowiek wcale sobie tego nie zyczy.

Siedzialem w biurze. W pewnej chwili otworzyly sie drzwi. Wszedl Johnny Tempie. I 2 inne malpiszony.

– Firma Egzekucyjna Akme – powiedzial. – Przyszlismy po odsetki.

– Nie mam forsy, Johnny.

– Nie masz 600 dolcow?

– Nie mam nawet 60.

Johnny westchnal.

– Bedziemy musieli zrobic z ciebie przyklad – rzekl.

– To znaczy? Skujecie mi morde, bo nie mam glupich 600 dolcow?

– Nie skujemy ci mordy, Belane, tylko cie rozwalimy. To nie przelewki.

– Nie wierze.

– Nie obchodzi nas, czy wierzysz czy nie – powiedzial jeden z malpiszonow.

– Wcale a wcale – dodal drugi.

– Chwileczke, Johnny. Chcecie mnie rozwalic za to, ze nie moge zaplacic 600 dolcow odsetek? Chociaz mnie wrobiono? Chociaz nie widzialem na oczy tych 4 kafli, a wy nie dostarczyliscie Czerwonego Wrobla? A co z facetami, ktorzy sa wam winni naprawde duzy szmal? Dlaczego ich nie sprzatniecie?

– Widzisz, Belane, sprawy maja sie nastepujaco. Jak rozwali my ciebie, ktory jestes winien grosze, rozniesie sie to po calym miescie. I wtedy ci, ktorzy sa nam winni gruba forse, zaczna bulic.

Bo beda srac w portki ze strachu, co im zrobimy, skoro kasujemy faceta winnego marne 6 setek. Kapujesz?

– Kapuje – potwierdzilem. – Ale przeciez tu chodzi o zycie ludzkie! Cos bardzo cennego!

– Nie w interesach – rzekl Johnny. – W interesach licza sie tylko zyski.

– Nie wierze, ze to sie dzieje naprawde – powiedzialem, wysuwajac szuflade.

– Hola! – zawolal jeden z malpiszonow, robiac krok do przodu i wtykajac mi w ucho lufe gnata. – Ja wezme te pukawke.

Wyjal z szuflady.45.

– Szybko sie, kurwa, ruszasz jak na takiego grubasa.

– Ano. – Malpiszon usmiechnal sie.

– Dobra, Belane, czas na mala przejazdzke – oznajmil Johnny Tempie.

– W bialy dzien?

– Zeby cie lepiej widziec. No juz, wstawaj!

Ledwo wstalem zza biurka, malpiszony natychmiast wziely mnie miedzy siebie. Tempie podazal za nami. Wyszlismy z biura i skierowalismy sie do windy. Wyciagnalem reke i sam wcisnalem guzik.

– Dzieki, frajerze – powiedzial Johnny.

Przyjechala winda. Drzwi otworzyly sie. Byla pusta. Wepchneli mnie do srodka. Zaczelismy zjezdzac w dol. Czulem w glowie pustke. Parter. Hali. Wyszlismy na ulice. Dookola pelno ludzi. Mialem ochote krzyknac: „Hej, ci faceci chca mnie zabic!” Ale balem sie, ze jak zaczne krzyczec, zalatwia mnie na miejscu. Wiec dalem sie prowadzic. Byl piekny dzien. Doszlismy do ich wozu.

2 malpiszony usiadly z tylu, ze mna posrodku. Johnny Tempie usiadl za kierownica. Wlaczyl sie w sznur pojazdow.

– To wszystko jest tylko koszmarnym, idiotycznym snem – powiedzialem.

– To nie sen, Belane – oznajmil Johnny Tempie.

– Dokad mnie wieziecie?

– Do Griffith Park, Belane, urzadzimy sobie maly piknik. Maly piknik na jednym z wyludnionych szlakow. Tylko my. Bez widzow.

– Jak mozecie byc tacy bezduszni? – zapytalem.

– To proste – oswiadczyl Johnny. – Tacy sie rodzimy.

– Wlasnie! – Jeden z malpiszonow parsknal smiechem.

Jechalismy. Wciaz nie moglem uwierzyc, ze to wszystko dzieje sie naprawde. Ludzilem sie, ze sprawa rozejdzie sie po kosciach. Ze powiedza, ze to tylko dowcip. Ze chcieli napedzic mi pietra. Cos w tym stylu.

Dotarlismy na miejsce. Johnny zatrzymal woz.

– Dobra. Wysiadka, chlopaki. Zabieramy go na spacerek.

Jeden z malpiszonow szarpnal mnie za ramie i wyciagnal z wozu. Po czym obaj wzieli mnie pod rece. Johnny znow szedl z tylu. Znalezlismy sie na zarosnietej sciezce. Nad nami bylo tyle galezi, ze zaslanialy slonce.

– Sluchajcie, chlopaki, juz mam tego dosc – oznajmilem. – Powiedzcie mi, ze to tylko kawal, i chodzmy sie gdzies razem napic.

– To zaden kawal, Belane – rzekl Johnny. – Zamierzamy cie rozwalic.

– Za glupie 600 dolcow? Nie wierze. Nie wierze, ze takie rzeczy zdarzaja sie na swiecie.

– Zdarzaja sie. Wyjasnilismy ci nasze powody. No, ruszaj.

Poszlismy dalej.

– To chyba odpowiednie miejsce – powiedzial nagle Johnny.

– Odwroc sie, Belane.

Odwrocilem sie. Zobaczylem, ze ma bron. Wystrzelil. 4 razy. Wpakowal mi 4 kule prosto w brzuch. Upadlem na twarz, ale zdolalem przekrecic sie na plecy.

– Swinia jestes, Tempie – wydusilem.

Odeszli.

Nie wiem. Chyba stracilem przytomnosc. Nagle sie ocknalem. Wiedzialem, ze zostalo mi niewiele czasu. Krwawilem, krwawilem bardzo silnie.

Wydalo mi sie, ze slysze muzyke – muzyke, jakiej nigdy dotad nie slyszalem. A potem zaczelo sie dziac cos dziwnego. Jakis ksztalt zaczal sie materializowac. Zobaczylem czerwien – czerwien, jakiej nigdy dotad nie widzialem.

I wreszcie pojawil mi sie w calej okazalosci:

CZERWONY WROBEL.

Ogromny, lsniacy, piekny. Po raz pierwszy w zyciu widzialem tak wielkiego, tak prawdziwego, tak wspanialego wrobla.

Stal przede mna. A potem… potem ujrzalem Pania Smierc. Stala obok Wrobla. Jeszcze nigdy nie wygladala tak pieknie.

– Nieladnie z toba pograli, Belane – stwierdzila.

– Nie moge wiele mowic, prosze pani… Niech mi pani wyjasni, o co w tym wszystkim chodzilo…

– John Barton mial swietna intuicje. Wyczul, ze Czerwony Wrobel istnieje, ze naprawde mozna go znalezc. I ze tobie sie to uda. No i wreszcie ci sie udalo. Pozostali – Deja Fountain, Sanderson, Johnny Tempie i cala reszta – to naciagacze, ktorzy starali sie wyludzic od ciebie troche szmalu. Jesli nie liczyc Musso & Frank Grill, jestes ostatnim reliktem starego Hollywood, prawdziwego Hollywood, wiec mysleli, ze jestes dzianym gosciem.

Usmiechnalem sie.

– A skad sie wziela u mnie w domu ta dmuchana lala, prosze pani?

– Lala? Podrzucil ja listonosz. Slyszal, ze szukasz Czerwonego Wrobla, i chcial sie znow zemscic za manto, ktore mu sprawiles.

Otworzyl drzwi wytrychem i podrzucil lale.

– Co teraz, prosze pani?

– Zostawiam cie z Czerwonym Wroblem. Jestes w dobrych rekach. Zegnaj, Belane. Fajnie bylo.

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×