– Powaznie, Belane? Co za wzruszajaca historyjka! Ale do rzeczy. Chcesz Czerwonego Wrobla czy mamy sie zmywac?

– Pozyczycie mi 10 kafli, tak? Ktorych nawet nie zobacze, ale bede musial placic odsetki w wysokosci 15% miesiecznie? Macie dla mnie jeszcze jakies korzystne propozycje? No bo niech pan spojrzy na to w taki sposob: czy gdyby pan byl mna, poszedlby pan na cos takiego?

Sanderson usmiechnal sie.

– Belane, jedna z niewielu rzeczy, za ktore dziekuje losowi, jest to, ze nie jestem panem.

Oba malpiszony tez sie usmiechnely.

– Sypiasz pan z nimi, Sanderson?

– Czy sypiam z nimi? Co to, u chuja, ma znaczyc?

– Nie wie pan, co znaczy sypiac? Zamknac oczy. Podlozyc lape pod policzek. Takie rzeczy.

– Uwazaj, Belane, bo jak ci przyjebie, zostanie z ciebie mniej niz z baka puszczonego w pustym kosciele!

Oba malpiszony zachichotaly.

Wciagnalem powietrze, wypuscilem powietrze. Mialem wrazenie, ze zaczynam bzikowac. Ale to nic nowego.

– No wiec jak, Sanderson, naprawde mozecie dostarczyc mi Czerwonego Wrobla?

– Jasne.

– To wypierdalajcie.

– Co?

– Powiedzialem: wypierdalajcie!

– Co cie naszlo, Belane? Zbzikowales?

– A taa, zbzikowalem.

– Chwileczke…

Sanderson nachylil sie do malpiszonow. Zaczeli szczekac i jazgotac. Wreszcie skonczyli narade. Sanderson mial powazna mine.

– Twoja ostatnia szansa, cwaniaku.

– To znaczy?

– Postanowilismy dostarczyc ci ptaka za 5 kafli.

– 3.

– 4. To nasza ostatnia oferta.

– Dawajcie, kurwa, papiery!

– Juz sie robi…

Wyciagnal z kieszeni umowe i rzucil na biurko. Zaczalem ja czytac, ale niewiele kapowalem, bo sporzadzona byla w zargonie prawniczym. Wynikalo z mej, ze pozyczam pieniadze od Firmy Egzekucyjnej Akme. I ze mam placic odsetki w wysokosci 15%. Tyle do mnie dotarlo. Nagle cos dojrzalem.

– Tu przeciez stoi, ze pozyczam 10 kafli.

– Och, panie Belane, mozemy to zmienic od reki – powiedzial Sanderson.

Zlapal umowe, wykreslil 10, napisal 4, postawil z boku parafe. Znow cisnal umowe na biurko.

– Prosze podpisac…

Wzialem dlugopis i podpisalem ten cholerny cyrograf. Sanderson od razu schowal dokument z powrotem do kieszeni.

– Ogromne dzieki, panie Belane. Milego dnia.

Wszyscy trzej ruszyli do wyjscia.

– Hej, a Czerwony Wrobel?

Sanderson zatrzymal sie, odwrocil.

– Ach tak…

– Ach tak, wlasnie – powiedzialem.

– Prosze czekac na nas jutro o 2 po poludniu na Grand Central Market.

– W ktorym miejscu? Przeciez to ogromny teren.

– Przy sklepie miesnym. Tym ze swinskimi lbami. Zjawimy sie.

– Ze swinskimi lbami?

– Tak jest. Zjawimy sie.

Obrocili sie na piecie i wyszli. Siedzialem i patrzylem na sciany. Mialem niejasne uczucie, ze dalem sie wystrychnac na dudka.

48

Byla 2 po poludniu. Znajdowalem sie na Grand Central Market. Odszukalem sklep miesny i stanalem przy swinskich lbach. Ich puste oczodoly patrzyly na mnie. A ja na nie, zaciagajac sie cygarem. Wiele jest na swiecie przygnebiajacych rzeczy. Biedacy gotuja na tych lbach zupe.

Zastanawialem sie, czy mnie wyrolowano. Czy Sanderson i jego malpiszony w ogole sie zjawia.

Jakis biedak szedl w moja strone. Mial na sobie lachmany. Kiedy sie zblizyl, odezwalem sie pierwszy:

– Hej, koles, kopsnij dolca na browar. Tak mnie suszy, ze jezor zwisa mi do pepka…

Biedny skurwiel odwrocil sie i odszedl. Czasem dawalem cos takim jak on, czasem nie. Wszystko zalezalo od tego, ktora noga wstalem z lozka. Tak mi sie zdaje. Ale kto to wie?

Coz, za malo jest pieniedzy, zeby starczylo dla wszystkich. Zawsze bylo za malo. Nie wiem, czy jest na to jakas rada.

Nagle ich zobaczylem. Sandersona i jego 2 malpiszony. Szli w moja strone. Sanderson szczerzyl zeby w usmiechu. Niosl cos przykrytego plachta. Wygladalo jak ptasia klatka. Czyzby rzeczywiscie byla to klatka?

Po chwili staneli przede mna. Sanderson spojrzal na swinskie lby.

– Masz szczescie, Belane, ze nie jestes swinskim lbem.

– Dlaczego?

– Swinski leb nie moze posuwac panienek, zrec slodyczy, ogladac telewizji.

– Co tam masz pod ta szmata, Sanderson?

– Cos dla ciebie, kochaneczku, na pewno ci sie spodoba.

– Jasne! – zawolal jeden malpiszon.

– Nie ma dwoch zdan – dodal drugi.

– Czy oni kiedykolwiek ci sie sprzeciwiaja, Sanderson?

– Co ty! Juz byloby po nich.

– A my chcemy zyc – powiedzial jeden.

– Do pozniej starosci – dodal drugi.

– No dobra, Sanderson, co masz w tej klatce?

– Nic. Jest pusta.

– Chcecie mi dac pusta klatke?

– Nie, wzielismy ja tylko dla zartu.

– Jak to „dla zartu”?

– Lubimy sie posmiac, Belane. Pokazac, ze mamy poczucie humoru. Twoja klatka jest gdzie indziej.

– Gdzie?

– Na przednim siedzeniu twojego wozu.

– Mojego wozu? Jak…

– Och, to dla nas drobnostka, Belane.

– Wiec dlaczego powiedziales, ze na pewno mi sie spodoba?

– Co?

– To, co masz pod szmata. Powiedziales, ze na pewno mi sie spodoba, a te twoje fagasy to potwierdzily.

– Dla zartu. Lubimy zartowac. To byl tylko taki niewinny zarcik.

– Niewinny zarcik? A kiedy dacie mi to, coscie obiecali?

Przeciez sie umowilismy…

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×