– Chodzi o Czerwonego Wrobla – powiedzial Sanderson.

– Jest pan jakos zwiazany z ta babka i jej kundlem, ktorzy wczoraj prysneli z mieszkania?

– Nie jestem zwiazany z zadna babka – odparl. – Uzywam ich tylko do jednego.

– Do czego? – zapytalem.

– Do nadziewania na rozen!

Mniejsze malpiszony zachichotaly. Pewnie uwazaly to, co powiedzial, za zabawne.

– Wcale nie uwazam tego, co pan powiedzial, za zabawne – oznajmilem.

– Gowno mnie obchodzi, co pan uwaza – odparl Sanderson.

– No dobra. Pogadajmy o Czerwonym Wroblu.

– 10 000.

– Mowilem juz, ze nie mam.

– A ja mowilem, ze mozemy skontaktowac pana z Bankierem, ktory pozyczy panu forse na przystepnych warunkach, 15% miesiecznie.

– Dobra, skontaktujcie mnie z Bankierem.

– My jestesmy Bankierem.

– Wy?

– Tak, Belane. Damy panu szmal, a pan nam go zaraz odda.

A potem bedzie nam placil 15% od 10 kafli miesiecznie, dopoki nie splaci pan dlugu. Musi pan tylko podpisac umowe. Wlasciwie nawet nie ma potrzeby dawac panu szmalu. Oszczedzimy panu fatygi, bo przeciez i tak musialby go pan zaraz nam zwrocic.

– I za to wy…

– Dostarczymy panu Czerwonego Wrobla.

– Jaka mam gwarancje?

– Czego?

– Ze dostarczycie mi Czerwonego Wrobla.

– Musi nam pan zaufac.

– Wlasnie tego sie obawialem.

– Mowi pan serio, Belane?

– Tak.

– Nie ufa nam pan?

– Ufam, ufam, ale wolalbym, zebyscie wy zaufali mnie.

– To znaczy?

– Zebyscie najpierw dostarczyli mi Czerwonego Wrobla.

– Ze co?! Czy my wygladamy na frajerow?

– No, troche…

– Bez zartow, Belane. Musi pan nam zaufac, jesli chce pan dostac Czerwonego Wrobla. Prosze sie zastanowic. Ma pan 24 godziny.

– Dobra, przemysle to sobie.

– Przemysl pan. – Malpiszon w rozowym garniturze wstal. – Przemysl pan dobrze. I daj pan nam znac. Ma pan 24 godziny.

A potem nasza oferta wygasa. Wygasa raz na zawsze.

– W porzadku.

Duzy malpiszon wstal i odwrocil sie. Jeden z mniejszych natychmiast pobiegl otworzyc mu drzwi. Drugi mierzyl mnie wzrokiem. Po czym wyszli wszyscy trzej. A ja zostalem sam. Nie wiedzialem, co robic. Decyzja nalezala do mnie. Czas uciekal. A niech to diabli. Wyciagnalem z szuflady pollitrowke. Najwyzsza pora na drugie sniadanie.

46

No i co mialem zrobic? Lamalem sobie glowe, az wreszcie zasnalem przy biurku. Kiedy sie obudzilem, panowal mrok. Wstalem, wlozylem marynarke, melonik i wyszedlem. Wsiadlem do wozu i przejechalem 5 kilometrow, kierujac sie na zachod. Bez zadnego celu. Potem zatrzymalem garbusa i rozejrzalem sie. Akurat stalem przed barem. HADES – glosil neonowy napis. Wysiadlem z wozu, wszedlem do srodka. W barze bylo 5 osob. 5 kilometrow, 5 osob. Same piatki. Barman, jakas babka i 3 glupkowatych, chudych wyrostkow. Wygladali tak, jakby wysmarowali wlosy pasta do butow. Palili dlugie papierosy i patrzyli szyderczo na mnie i na wszystko wkolo. Babka byla na jednym koncu baru, wyrostki na drugim, barman posrodku. Dopiero kiedy 2 razy podnioslem i upuscilem popielniczke, zwrocil na mnie uwage. Zamrugal oczami i ruszyl w moja strone. Z twarzy przypominal zabe. Ale nie skakal, tylko dreptal. Wreszcie stanal przede mna.

– Szkocka i woda mineralna – powiedzialem.

– Wlac wode do szkockiej?

– Przeciez mowie, ze szkocka i woda.

– He?

– Oddzielnie szkocka, oddzielnie woda.

3 wyrostkow gapilo sie na mnie.

– Hej, staruszku, chcesz, zebysmy zrobili ci kuku? – spytal ten w srodku.

Spojrzalem na niego i wzruszylem ramionami.

– Kuku robimy za frajer – rzekl, usmiechajac sie szyderczo.

Wszyscy trzej caly czas usmiechali sie szyderczo.

Barman przyniosl mi szkocka i wode.

– Wiesz, co mam ochote zrobic, staruszku? Podejsc i wypic ci drinka – oznajmil ten sam wyrostek.

– Tylko dotkniesz mojej szklanki, a zgniote cie jak kawalek zeschlego gowna – ostrzeglem go.

– O rany, o rany, o rany!

– O rany – powtorzyl drugi.

– O rany – powtorzyl trzeci.

Wypilem szkocka, wody nie ruszylem.

– Dziadyga zgrywa sie na twardziela – powiedzial wyrostek w srodku.

– Moze sprawdzmy, czy rzeczywiscie jest taki twardy – rzekl drugi.

– Czemu nie? – dodal trzeci.

Boze, jacy oni byli nudni. Prawie tak samo jak wszyscy. Nikogo nie stac na nic nowego, oryginalnego. Wciaz te same stare, oklepane grepsy. Jak w kinie.

– Jeszcze raz to samo – polecilem barmanowi.

– Mial pan szkocka i wode, tak?

– Tak – potwierdzilem.

– Chujowo tak zdziadziac! – zawolal wyrostek w srodku.

– Zdziadziec – powiedzialem.

– Co?

– Chujowo tak zdziadziec.

– Potwierdzasz moje slowa, staruszku?

– Poprawiam cie, szczylu. I mam nadzieje, ze nie bede musial udzielic ci dluzszej lekcji.

Barman przyniosl mi szkocka i wode. Po czym odszedl.

– A moze my poprawimy twoj wyglad, staruszku – powiedzial wyrostek, ktory gadal najwiecej.

Zignorowalem zaczepke.

– Moze wepchniemy ci baniak do dupy – zagrozil jeden z jego kolezkow.

Cholerni nudziarze. Pelno ich na swiecie. I tylko rodza coraz wiecej cholernych nudziarzy. Potwornosc. Swiat az sie od nich roi.

– Moze stary piernik lubi ciagnac druta?

– Moze chcialby obciagnac 3 druty?

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×