dotad zadnych fabryk i nie udalo nam sie przesledzic szlakow transportowych, to znaczy, oczywiscie, znamy szlaki dystrybucyjne z magazynow do punktow dystrybucji, ale nadal nie wiemy, skad produkt dociera do magazynow. Zupelnie jak w opowiadaniu Hawthorne'a o dzbanie mleka, ktory nigdy nie byl pusty.

— Moze powinniscie sami rozpoczac produkcje weglowodanow.

— Dobrze powiedziane, ale moze nam pan jeszcze podsunie pomysl, jak to zrobic? Pewnie, ze chcielibysmy produkowac wieczny samochod albo nie tepiaca sie maszynke do golenia, ale nie mamy zielonego pojecia w jaki sposob. Nasi technicy i naukowcy pracuja nad tym, ale jak dotad nie ruszyli nawet o krok z miejsca, w ktorym stalismy, kiedy to wszystko sie zaczelo.

— Co sie stanie, jesli ludzie pozbawieni pracy zapragna czegos wiecej niz tylko pozywienia? — spytal Vickers. — Jesli ich rodziny beda chodzic w lachmanach i potrzebowac ubran? Co sie stanie, jesli zostana wyrzuceni na ulice?

— Mysle, ze moge odpowiedziec panu na to pytanie. W ciagu jednej chwili pojawi sie jakies inne towarzystwo filantropijne, ktore dostarczac bedzie ubran i mieszkan. Juz teraz sprzedaja domy w cenie piecset dolarow za pokoj, a to przeciez oplata symboliczna. Dlaczego wiec nie mieliby rozdawac ich za darmo? A co dopiero ubrania, ktore kosztowac beda jedna dziesiata lub nawet dwudziesta tego, co placimy za nie dzis. Na przyklad garnitur za piec dolarow. Albo sukienka za pietnascie centow. — Nie wie pan przypadkiem, co nowego szykuja?

— Staralismy sie to wyweszyc — rzekl Crawford. — Doszlismy do wniosku, ze wkrotce pojawi sie samochod i rzeczywiscie, pojawil sie. Domow tez sie spodziewalismy. Podejrzewamy, ze jednym z nastepnych artykulow beda ubrania.

— Pozywienie, mieszkanie, transport, ubranie — wymienial Vickers. — To cztery podstawowe rodzaje artykulow.

— Pozostaje nam jeszcze paliwo i energia — dorzucil Crawford. — Jesli wystarczajaca ilosc populacji przeniesie sie do tych nowych domow na baterie sloneczne, przemysl energetyczny przejdzie do historii.

— Ale kto moze za tym wszystkim stac? — zapytal Vickers. — Mowil pan, ze nie wiecie. Ale chyba podejrzewacie kogos?

— Otoz nikogo nie mozemy podejrzewac. Posiadamy schemat ich organizacji wraz z placowkami na calym swiecie. Nie mozemy jednak znalezc ludzi jako takich, bo okazuje sie, ze nikt o takim nazwisku po prostu nie istnieje.

— Rosja?

Crawford potrzasnal glowa.

— Kreml jest rowniez bardzo zaniepokojony. Rosja wspolpracuje z nami na tym polu. To chyba najlepszy dowod, jak bardzo sie boja. — Crawford po raz pierwszy poruszyl sie. Zdjal rece z brzucha, chwycil dlonmi porecze masywnego fotela i podciagnal sie, wyprostowujac. — Teraz zastanawia sie pan pewnie — powiedzial — gdzie w tym wszystkim znajduje sie zadanie dla pana?

— Wlasnie.

— Nie mozemy przeciez wyjsc na ulice i powiedziec: Oto my, zjednoczona sila przemyslu swiatowego, walczaca o utrzymanie waszego trybu zycia. Nie mozemy wytlumaczyc ludziom, jak wyglada sytuacja, bo beda sie z nas smiac. Przeciez nie mozna im ot tak powiedziec, ze samochod, ktory bedzie jezdzil zawsze albo dom w cenie pieciuset dolarow za pokoj jest dla nich bardzo niekorzystna rzecza. Nie mozemy nic im powiedziec, a przeciez oni musza cos wiedziec. Chcemy, zeby napisal pan o tym ksiazke.

— Nie rozumiem… — zaczal Vickers, ale Crawford przerwal mu w pol zdania.

— Opisze pan to tak, jakby sam pan to wszystko odkryl. Napomknie pan o wysoko postawionych informatorach, ktorych nazwisk nie moze pan podac. Dostarczymy panu wszelkich danych, ale na ksiazce oczywiscie bedzie figurowal wylacznie pan jako autor.

Vickers powoli wstal. Wyciagnal reke po kapelusz.

— Dziekuje bardzo za propozycje, ale nie skorzystam rzucil.

7

Ann Carter powiedziala do Vickersa:

— Pewnego dnia, Jay, tak sie na ciebie wsciekne, ze rozniose cie w drobny mak. A kiedy juz to zrobie, moze w koncu dowiem sie, dlaczego taki jestes.

— Przeciez pisze ksiazke — odparl zdziwiony Vickers czego jeszcze chcesz?

— Te ksiazke mozesz napisac pozniej. Trzeba bylo skorzystac z oferty, ktora ci zlozono.

— No prosze, wmawiasz mi, ze wlasnie wyrzucilem w bloto milion dolcow. Tak myslisz, prawda?

— Mogles zazyczyc sobie pokaznej sumki za te prace i podpisac z wydawca umowe stulecia. Poza tym…

— Poza tym moglem zapomniec o pisaniu najwiekszej powiesci, jaka kiedykolwiek udalo mi sie stworzyc — skonczyl za nia Vickers. — Wrocic do niej po jakims czasie i stwierdzic, ze zupelnie stracilem watek.

— Kazda ksiazka, ktora piszesz, jest twoja najwieksza ksiazka. Jayu Vickers, jestes po prostu kiepskim pisarzem. Pewnie, ciezko pracujesz, a twoje cholerne ksiazki niezle sie sprzedaja, chociaz czasami zastanawiam sie, dlaczego ludzie w ogole je kupuja. Gdyby nie chodzilo o pieniadze, nigdy nie napisalbys nawet jednego slowa. Powiedz szczerze, dlaczego piszesz?

— Sama sobie odpowiedzialas na to pytanie. Powiedzialas, ze dla pieniedzy. Niech wiec bedzie, ze dla pieniedzy.

— No dobrze, przyznaje, jestem wstretna.

— O moj Boze — zdziwil sie Vickers — klocimy sie jak stare malzenstwo.

— Tu dotknales kolejnego problemu. Dlaczego nigdy sie nie ozeniles, Jay? To przeciez najlepszy dowod twojego egoizmu. Zaloze sie, ze nigdy nawet nie pomyslales o malzenstwie.

— Raz pomyslalem — zauwazyl Vickers. — Dawno temu. — No dobrze, poloz tu glowke i poplacz sobie. Zaloze sie, ze to byla smutna historia. To stad biora sie owe rozdzierajace sceny milosne, ktore mozna znalezc w twoich ksiazkach.

— Ann, chyba za duzo pijesz.

— Jesli za duzo pije, to wylacznie z twojego powodu. Ty przeciez powiedziales: „Dziekuje bardzo za propozycje, ale nie skorzystam.”

— Mialem przeczucie, ze cos jest nie tak — tlumaczyl Vickers.

— To z toba cos jest nie tak — stwierdzila Ann, dopijajac swojego drinka. — Nie mow mi, ze z powodu przeczucia odrzuciles najlepsza propozycje, jaka ci kiedykolwiek zlozono. Za kazdym razem, kiedy ktos brzeczy taka kupa forsy w mojej obecnosci, nie pozwalam, aby przeczucie stanelo mi na drodze.

— W to akurat wierze — zgodzil sie Vickers.

— No trudno — westchnela Ann. — Plac za drinki i wynosmy sie stad. Wsiadaj do autobusu i niech moje oczy cie wiecej nie ogladaja.

8

Na srodku wielkiej witryny sklepowej widniala ogromna tablica z napisem:

DOMY NA ZAMOWIENIE 500 DOLAROW ZA POKOJ W ZAMIAN SKUPUJEMY KORZYSTNIE STARE DOMY

Na wystawie prezentowal sie okazale model piecio- lub szesciopokojowego domu otoczonego pieknie rozplanowanym trawnikiem i ogrodem. W ogrodzie znajdowal sie zegar sloneczny i garaz z kopula, na ktorej

Вы читаете Pierscien wokol Slonca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату