od kosci nogi.
— W radiowozie mam tych dwoch chlopakow, ktorzy to odkryli — powiedzial Snyder do detektywa. Odwrocilem sie i spojrzalem na nich, zastanawiajac sie, jak im oznajmic moje nowiny. Oczywiscie, moglem sie mylic, ale…
— Skurkowaniec — uslyszalem, jak ktos zamruczal. Obejrzalem sie w miejsce, gdzie kucal Angel bez krewnych. Znow za pomoca szczypczykow podnosil kawaleczek papieru. Stanalem za nim i zerknalem mu przez ramie.
Wyraznym, pajeczym charakterem ktos napisal:
— Co to jest
— To ktos, kto siedzi za biurkiem i wydaje rozkazy prawdziwym zolnierzom — powiedzialem.
Popatrzyl na mnie.
— Skad to wiesz? — zapytal.
— Ogladam mnostwo filmow — odparlem.
— Angel znow spojrzal na papier.
— Mysle, ze charakter pisma jest ten sam — rzekl.
— Jak przy tamtym — powiedzialem.
— Tym, ktorego nigdy nie bylo — stwierdzil. — Wiem, bylem tam.
— Wyprostowalem sie i nabralem powietrza, myslac, jak milo miec racje.
— Ten tez nigdy nie istnial — dodalem i podszedlem do funkcjonariusza Snydera gawedzacego z detektywem.
Detektyw, o ktorym mowa, byl mezczyzna w ksztalcie gruszki i nosil nazwisko Coulter. Popijal z wielkiej butelki mountain dew i patrzyl na kanal przebiegajacy za podworkiem.
— Jak pan mysli, za ile poszloby takie miejsce jak to? — zapytal Snydera. — Nad takim kanalem, poltora kilometra od zatoki, he? Moze jakie pol miliona? Wiecej?
— Przepraszam pana, detektywie — przerwalem mu. — Chyba mamy tutaj sytuacje. — Zawsze chcialem to powiedziec, ale nie wygladalo, zebym zrobil wrazenie na Coulterze.
— Sytuacje. Ogladal pan
— Burdett to agent federalny — wyjasnilem. — Musi pan natychmiast zadzwonic do kapitana Matthewsa i powiedziec mu.
— Musze! — rzekl Coulter.
— To jest zwiazane z czyms, czego nie wolno nam sie tykac — odparlem. — Przylecieli z Waszyngtonu i powiedzieli kapitanowi, zeby sie od tego odsunal.
Coulter upil lyk z butli.
— I kapitan sie wycofal?
— Jak krolik do nory — oznajmilem.
Coulter odwrocil sie i popatrzyl na cialo Burdetta.
— Federalny — powtorzyl. Upil jeszcze lyk, gapiac sie na odcieta glowe i konczyny. Potem pokrecil glowa. — Te chlopaki zawsze rozlatuja sie na czesci pod naciskiem. — Wyjrzal przez okno i wyciagnal telefon komorkowy.
Deborah przybyla na miejsce w chwili, gdy Angel bez krewnych wkladal swoja walizke z przyborami do furgonetki, czyli na trzy minuty przed kapitanem Matthewsem. Nie chce przez to powiedziec, ze jestem krytycznie nastawiony do kapitana. Szczerze mowiac, Debs nie musiala obsikac sie perfumami, a on tak, poprawienie wezla krawata tez musialo zajac mu chwile. Tuz za Matthewsem nadjechal samochod, ktory znalem jak wlasny; rdzawoczerwony taurus prowadzony przez sierzanta Doakesa.
— Witajcie, witajcie, cala banda jest tutaj — powiedzialem radosnie. Funkcjonariusz Snyder popatrzyl na mnie, jakbym proponowal wspolne tance na golasa, ale Coulter tylko wepchnal palec wskazujacy w wylot butelki z napojem i dyndajac nia, poszedl na spotkanie kapitana.
Deborah obejrzala miejsce z zewnatrz i nakazala partnerowi Snydera przesunac tasme policyjna troche do tylu. Zanim zwrocila sie do mnie, zeby porozmawiac, doszedlem do zadziwiajacego wniosku. Zaczalem o tym myslec, traktujac to jako cwiczenie w ironicznych fantazjach, ale powstalo z tego cos, czemu nie moglem zaprzeczyc, chocbym nie wiem jak probowal. Podszedlem do kosztownego okna Coultera i wyjrzalem. Oparlem sie o sciane i z bliska przyjrzalem sie pomyslowi. Z jakiegos powodu Mroczny Pasazer uznal go za zabawny i zaczal szeptac potworny kontrapunkt. I w koncu, czujac sie tak, jakbym sprzedawal sekrety nuklearne talibom, zrozumialem, ze to jedyne, co mozemy zrobic.
— Deborah — powiedzialem, kiedy podeszla do okna, przy ktorym stalem — kawaleria tym razem nie nadjedzie w pore.
— Nie pieprz, Sherlocku — rzekla.
— Jest nas za malo.
Odsunela loczek z twarzy i ciezko westchnela.
— A nie mowilam?
— Ale nie zrobilas kolejnego kroku, siostrzyczko. Poniewaz jest nas za malo, potrzebujemy pomocy, kogos, kto wie cos o tym…
— Na litosc Boska, Dexter! My karmimy takimi ludzmi tego faceta!
— A to znaczy, ze ostatnim kandydatem w tej chwili jest sierzant Doakes — wyjasnilem.
Nie byloby chyba uczciwe, gdybym powiedzial, ze oniemiala. Ale rzeczywiscie patrzyla na mnie z otwartymi ustami, zanim odwrocila sie, zeby popatrzyc na Doakesa, ktory stal przy ciele Burdetta i rozmawial z kapitanem Matthewsem.
— Sierzant Doakes — powtorzylem. — Wczesniej sierzant Doakes z sil specjalnych. Sluzba w odkomenderowaniu, w Salwadorze.
Znow spojrzala na mnie, a potem ponownie na Doakesa.
— Deborah — powiedzialem — jesli chcemy znalezc Kyle’a, musimy dowiedziec sie wiecej. Musimy znac nazwiska z listy Kyle’a i musimy wiedziec, jaka to byla grupa i dlaczego to wszystko sie dzieje. A Doakes jest jedyna osoba, ktora moze miec na ten temat jakies pojecie.
— Doakes pragnie twojej smierci — stwierdzila.
— Nie ma idealnych warunkow w robocie terenowej — odparlem, silac sie na jak najlepszy usmiech radosnej wytrwalosci. — I mysle, ze zalezy mu na zakonczeniu sprawy nie mniej niz Kyle’owi.
— Chyba nie az tak bardzo jak Kyle’owi — powiedziala Deborah. — I nie tak bardzo jak mnie.
— A zatem — przyznalem — wyglada na to, ze nie masz wyboru.
Deborah, z jakiegos powodu, nadal nie wydawala sie przekonana.
— Kapitan Matthews nie bedzie chcial poswiecac Doakesa dla tej sprawy. Bedziemy musieli z nim porozmawiac.
Wskazalem na kapitana, ktory konferowal z Doakesem.
— Oto i on — rzeklem.
Deborah przez chwile zagryzala warge, zanim sie odezwala.
— Cholera. To moze zadzialac.
— Nie widze innej mozliwosci.
Znow westchnela, a potem, jakby ktos nacisnal klawisz, z zacisnieta szczeka podeszla do Matthewsa i Doakesa. Poszedlem w slad za nia, probujac z calych sil wtopic sie w nagie sciany, zeby Doakes nie mogl rzucic sie na mnie, aby wyrwac mi serce.
— Panie kapitanie — powiedziala Deborah — musimy sie tym aktywnie zajac.
Mimo ze „aktywnie” bylo jednym z jego ulubionych slow, Matthews popatrzyl na nia, jakby byla karaluchem w salacie.
— Jesli cos musimy — rzekl — to powiedziec tym… ludziom… w Waszyngtonie, zeby przyslali kogos kompetentnego do zalatwienia sprawy.
Deborah pokazala na Burdetta.
— Przyslali jego — powiedziala.
Matthews zerknal na cialo i w zamysleniu wydal wargi.
— Co pani proponuje?