tylko:
— Pewnie masz racje.
To zadowolilo go na tyle, ze uspokoil sie i przyjal moje zeznanie, od czasu do czasu zerkajac spode lba na plame krwi pozostawiona przez jego swieta partnerke. Minelo dziesiec dlugich minut, zanim wreszcie sie od niego uwolnilem i pojechalem do szpitala.
Szpital imienia Jacksona jest dobrze znany kazdemu glinie, kryminaliscie i ofierze w Miami, bo oni wszyscy tam byli albo jako pacjenci, albo po to, zeby kogos odebrac. Jest to jedno z najbardziej zapracowanych centrow chirurgii urazowej w kraju i jesli trening rzeczywiscie czyni mistrza, OIOM w Szpitalu imienia Jacksona musi byc najlepszy w opatrywaniu ran postrzalowych, klutych, zadanych tepym narzedziem, a takze obrazen odniesionych wskutek pobicia i innych umyslnych dzialan. Wojskowi przyjezdzaja tu uczyc sie medycyny polowej, bo piec tysiecy razy w roku pogotowie przywozi kogos z ranami, jakie poza tym zobaczyc mozna chyba tylko w Bagdadzie.
Wiedzialem wiec, ze Deb bedzie w dobrych rekach, jesli tylko dotrze na miejsce zywa. A strasznie trudno bylo mi wyobrazic sobie, ze moglaby umrzec. To znaczy w pelni zdawalem sobie sprawe, ze teoretycznie jest to mozliwe; w koncu wczesniej czy pozniej spotyka to kazdego z nas. Nie moglem jednak wyobrazic sobie swiata, w ktorym nie byloby chodzacej i oddychajacej Debory Morgan. To tak, jakby w ukladance zlozonej z tysiaca kawalkow nagle zabraklo duzego elementu w samym srodku. To juz nie byloby to.
Zaniepokoilem sie, kiedy uswiadomilem sobie, jak bardzo sie z nia zzylem. Jasne, nigdy nie obsypywalismy sie czulosciami ani nie patrzylismy sobie gleboko w oczy, ale zawsze byla przy mnie, cale moje zycie, i w drodze do szpitala zrozumialem, ze jesli ona umrze, wszystko bardzo sie zmieni, i to zdecydowanie na gorsze.
Nie chcialem o tym myslec. Bylo to bardzo dziwne uczucie. Nie przypominalem sobie, zebym kiedykolwiek tak sie rozkleil. Nie tylko dlatego, ze Deb mogla umrzec, bo ze smiercia mialem niewielkie doswiadczenie. I nie dlatego, ze byla wlasciwie czlonkiem rodziny — to tez juz przechodzilem. Roznica polegala na tym, ze kiedy umierali moi przybrani rodzice, zdazylem sie na to przygotowac podczas ich dlugiej choroby i przekonac sie o nieuchronnosci ich smierci. A teraz wszystko stalo sie tak nagle. Moze to ten nieoczekiwany szok sprawil, ze prawie rozbudzily sie we mnie emocje.
Na szczescie dla mnie, do szpitala nie bylo daleko — raptem pare kilometrow — i na parking wjechalem juz po kilkuminutowym slalomie wsrod samochodow z reka na klaksonie, ktory wiekszosc kierowcow z Miami i tak ignoruje.
Wszystkie szpitale w srodku wygladaja tak samo — dotyczy to nawet koloru scian — i ogolnie nie naleza do najbardziej radosnych miejsc. Oczywiscie, bylem calkiem zadowolony z tego, ze akurat teraz jeden z nich byl w poblizu, ale kiedy wchodzilem na oddzial chirurgii urazowej, jakos nie cieszylem sie na mysl o tym, co tam zastane. U ludzi czekajacych na korytarzach wyczuwalo sie zwierzeca rezygnacje, zabiegani lekarze i pielegniarki mieli miny ludzi zyjacych w stanie permanentnego, otepiajacego kryzysu i do panujacego tam klimatu nie dostosowala sie tylko flegmatyczna sluzbistka uzbrojona w podkladke do pisania, ktora zatrzymala mnie, kiedy chcialem pojsc poszukac Debory.
— Sierzant Morgan, rana od noza — stwierdzilem. — Dopiero co ja przywiezli.
— A pan to kto? — zagadnela.
— Najblizszy krewny — odparlem, naiwnie myslac, ze dzieki temu szybciej sie od niej uwolnie. O dziwo, usmiechnela sie.
— Dobrze sie sklada. Musze z panem porozmawiac.
— Moge sie z nia zobaczyc? — spytalem.
— Nie — uciela. Zlapala mnie za lokiec i stanowczo pokierowala w strone boksu.
— Moze mi pani powiedziec, co sie z nia dzieje? — spytalem.
— Prosze tu usiasc — rzekla i popchnela mnie w strone plastikowego krzesla przy malym biurku.
— Ale jak ona sie czuje? — Nie ustepowalem. Nie zamierzalem dac soba pomiatac.
— Zaraz sie dowiemy — oznajmila. — Jak tylko wypelnimy pare papierkow. Prosze usiasc, panie… Morton, tak?
— Morgan — poprawilem.
Zmarszczyla czolo.
— Ja tu mam „Morton”.
— Powinno byc Morgan — zapewnilem. — M — o — r — g — a — n.
— Jest pan pewien? — spytala i porazony surrealizmem tej sytuacji runalem na krzeslo, jakbym dostal wielka mokra poduszka.
— Raczej tak — powiedzialem slabym glosem i osunalem sie na oparcie, przynajmniej na tyle, na ile to bylo mozliwe na rozchybotanym krzesle.
— Teraz bede musiala zmienic to w komputerze. — Zmarszczyla brwi. — Do diabla.
Kilka razy otworzylem i zamknalem usta jak wyrzucona na brzeg ryba, a kobieta zaczela stukac w klawisze. Tego juz bylo za wiele; nawet jej lakoniczne „do diabla” uragalo zdrowemu rozsadkowi. Przeciez zycie Debory wisialo na wlosku — czy zatem kazdy, kto jest w stanie o wlasnych silach stac i mowic, nie powinien bluzgac ognistymi salwami zajadlych przeklenstw? Moze wypadaloby poprosic Hernanda Meze, zeby tu wpadl i dal pogadanke o wlasciwej reakcji werbalnej na nieuchronnie nadciagajaca katastrofe.
Trwalo to o wiele dluzej, niz wydawalo sie mozliwe czy chocby ludzkie, ale w koncu udalo mi sie wypelnic wszystkie stosowne formularze i przekonac babe, ze jako najblizszy krewny, a do tego pracownik policji, mam swiete prawo zobaczyc siostre. Tyle ze oczywiscie, jak to bywa na tym padole lez, w koncu nie pozwolono mi jej zobaczyc. Moglem tylko stac na korytarzu, zagladac przez okienko podobne do tych w samolocie i patrzec, jak spora grupa ludzi w zoltozielonych fartuchach zbiera sie wokol stolu operacyjnego i robi Deborze straszne, niewyobrazalne rzeczy.
Przez kilka stuleci po prostu stalem, patrzylem i co pewien czas wzdragalem sie, kiedy nad moja siostra wznosily sie zakrwawiona dlon albo jakis instrument. Zapach chemikaliow, krwi, potu i strachu byl prawie nie do zniesienia. Wreszcie, kiedy juz czulem, ze nasz swiat ginie z braku powietrza, a slonce starzeje sie i stygnie, wszyscy cofneli sie od stolu i kilka osob zaczelo popychac Debore w strone drzwi. Odsunalem sie i patrzylem, jak wioza ja w glab korytarza, po czym zlapalem za reke jednego z tych, ktorzy za nia ruszyli i wygladali na waznych. Mogl to byc blad: moja dlon natrafila na cos zimnego, mokrego i lepkiego, i kiedy ja cofnalem, zobaczylem, ze jest pobudzona krwia. Przez chwile czulem sie oszolomiony, nieczysty i nawet lekko spanikowany, ale kiedy chirurg odwrocil sie do mnie, doszedlem do siebie.
— Co z nia? — spytalem go.
Spojrzal w glab korytarza, za wieziona tam Debora, a potem znow odwrocil sie do mnie.
— A kim pan jest? — chcial wiedziec.
— Jej bratem — powiedzialem. — Wyjdzie z tego?
Obdarzyl mnie niewesolym polusmiechem.
— Jest duzo za wczesnie, zeby wyrokowac — odparl. — Stracila strasznie duzo krwi. Moze sie z tego wylize, moze wystapia powiklania. Na razie nie wiemy.
— Jakie powiklania? — spytalem. Mialem wrazenie, ze to jak najbardziej zasadne pytanie, on jednak tylko westchnal z irytacja i pokrecil glowa.
— Cokolwiek od infekcji po uszkodzenie mozgu — odpowiedzial. — Przez najblizszy dzien czy dwa niczego sie nie dowiemy, wiec bedzie pan musial poczekac, az sie dowiemy, dobrze? — Obdarzyl mnie druga polowa usmiechu i poszedl w kierunku przeciwnym do tego, w ktorym odjechala Debora.
Odprowadzilem go wzrokiem, myslac o uszkodzeniach mozgu. Potem odwrocilem sie i poszedlem za wozkiem, ktory wiozl Debore w glab korytarza.
12
Debore otaczalo tyle urzadzen, ze minela chwila, zanim dostrzeglem ja w centrum tej warkoczacej, pikajacej gory zlomu. Lezala nieruchomo w lozku, podlaczana do roznych rurek, z twarza na wpol zakryta maska respiratora i niemal tak biala jak posciel. Przez minute stalem i patrzylem, niepewny, co robic. Cala uwage skupilem na tym, jak sie do niej dostac, a teraz, kiedy juz tu bylem, nie moglem sobie przypomniec, zebym gdzies przeczytal, jak nalezy sie zachowac, odwiedzajac najblizszych na OIOM — ie. Czy powinienem wziac ja za reke?