— Nikt by jej nie przyjal — rzekl Ras.

— Nie badz smieszny. Nasi nauczyciele nikomu nie odmawiaja.

Zaprowadziles ja do kogos czy nie?

Ras w milczeniu wpatrywal sie w swoje kolana.

— Bez trudu mozemy to sprawdzic.

— Nie, panie.

— Nie! Nie? — Burmistrz odrzucil koce i podniosl sie z lozka, ledwo utrzymujac rownowage. Stal teraz nad Rasem — ogromny mezczyzna przy drugim ogromnym mezczyznie, dwoch przystojnych ludzi, jeden siny ze wscieklosci, drugi zas blady ze strachu.

— Dlaczego nie?

— Ona nie potrzebuje nauczycielki.

— Jak smiesz… — burmistrz pochylil sie do przodu, a stajenny jeszcze bardziej wcisnal sie w oparcie krzesla. — Jak smiesz narazac jej zycie! Jak smiesz skazywac ja na niewiedze i klopoty!

— Jej nic nie grozi! Ona nie potrzebuje zabezpieczenia. Kto by tam chcial ja dotknac?

— Ty mnie dotykasz! — Melissa podbiegla do Wezycy i rzucila sie w jej ramiona. Wezyca mocno ja do siebie przytulila.

— Ty… — Burmistrz wyprostowal sie i zrobil krok do tylu.

Natychmiast pojawil sie przy nim bezglosny Brian, ktory podparl swojego pana, dzieki czemu ten sie nie przewrocil. — O czym ona mowi, Ras? Dlaczego ona tak bardzo sie boi?

Ras pokrecil glowa.

— Niech on to powie! — krzyknela Melissa, patrzac na burmistrza katem oka. — Kaz mu to powiedziec!

Burmistrz pokustykal do dziewczynki i pochylil sie nad nia niezrecznie. Popatrzyl jej prosto w oczy. Zadne z nich sie nie poruszylo.

— Wiem, ze boisz sie go, Melisso. Dlaczego on tak bardzo boi sie ciebie?

— Bo panienka Wezyca mi wierzy.

Burmistrz wciagnal powietrze do pluc.

— Chcialas go?

— Nie — wyszeptala.

— Niewdzieczny bachor! — krzyknal Ras. — Zlosliwa brzydula! Kto oprocz mnie chcialby ja dotknac?

Burmistrz zignorowal stajennego i ujal w dlonie reke Melissy.

— Uzdrowicielka jest od teraz twoja opiekunka. Mozesz z nia jechac.

— Dziekuje. Dzieki ci, panie.

Burmistrz znowu sie wyprostowal.

— Brianie, odszukaj w miejskich rejestrach dokumenty tej malej… Usiadz, Ras. Aha, Brianie, wyslij do miasta poslanca. Do naprawiaczy.

— Ty handlarko niewolnikami! — zawyl Ras. — A wiec tak kradniesz dzieci. Ludzie beda…

— Zamknij sie, Ras. — Burmistrz byl najwyrazniej wyczerpany, i to nie tylko swoja krotka przechadzka. Jego twarz zbladla. — Nie moge cie stad wypedzic. Moim obowiazkiem jest ochrona innych ludzi, innych dzieci. Twoje problemy sa teraz moimi i trzeba je jakos rozwiazac. Porozmawiasz z naprawiaczami?

— Nie potrzebuje naprawiaczy.

— Wolisz udac sie do nich dobrowolnie czy zyczysz sobie procesu?

Ras usiadl powoli na krzesle i po chwili skinal glowa.

— Dobrowolnie — powiedzial.

Wezyca wstala, caly czas obejmujac Melisse, ta zas trzymala sie jej kurczowo, ukrywajac glowe w taki sposob, zeby nie bylo widac blizn. Ruszyly w strone wyjscia.

— Dziekuje ci, uzdrowicielko — powiedzial burmistrz.

— Do widzenia — rzucila Wezyca i zamknela za soba drzwi.

Poszly potem korytarzem w kierunku drugiej wiezy.

— Bardzo sie balam — odezwala sie Melissa.

— Ja tez. Przez kilka chwil myslalam nawet, ze bede musiala cie wykrasc.

Dziewczynka uniosla wzrok.

— Zrobilabys cos takiego?

— Tak.

Melissa przez moment milczala.

— Przepraszam — powiedziala.

— Przepraszasz? Za co?

— Powinnam ci ufac, a nie ufalam. Ale od teraz juz bede. I nie bede sie juz bac.

— Mialas prawo sie bac, Melisso.

— W tej chwili nie czuje strachu i juz nigdy go nie poczuje.

Dokad pojedziemy?

Po raz pierwszy odkad rozmawialy o Wiewiorze, w glosie malej pojawil sie entuzjazm i pewnosc siebie. Rzeczywiscie juz sie nie bala.

— No coz — odparla Wezyca. — Powinnas pojechac do osrodka uzdrowicieli. Na polnoc, do domu.

— A ty, panienko?

— Ja przed powrotem do domu musze jeszcze cos zalatwic.

Nie martw sie, polowe drogi przebedziesz z Gabrielem. Zabierzesz ze soba list, no i dostaniesz Wiewiora. Dzieki temu beda wiedzieli, ze to ja ciebie przysylam.

— Wolalabym jechac z toba.

Wezyca zatrzymala sie, widzac, ze dziewczynka jest cala roztrzesiona.

— Uwierz mi, ja tez wolalabym cie ze soba zabrac, ale musze udac sie do Centrum, a tam moze byc niebezpiecznie.

— Nie boje sie zadnych wariatow. A jesli bedziemy razem, mozemy na zmiane trzymac straz.

Wezyca zapomniala juz o szalencu i slowa Melissy sprawily, ze znowu sie zaniepokoila.

— Tak, ten wariat to kolejny problem. Z drugiej strony nadchodza burze, mamy prawie zime. Nie wiem, czy uda mi sie na czas wrocic. — Poza tym lepiej by sie stalo, gdyby Melissa zadomowila sie w osrodku jeszcze przed powrotem Wezycy, gdyz wyprawa do Centrum mogla sie przeciez nie udac. Gdyby Wezyca musiala opuscic potem osrodek, dziewczynka moglaby w nim zostac.

— Nie obchodza mnie burze — oswiadczyla Melissa. — Nie boje sie ich.

— Wiem, ze sie nie boisz, ale nie ma powodu narazac cie na niepotrzebne niebezpieczenstwo.

Melissa nie odpowiedziala. Wezyca przyklekla i odwrocila dziecko twarza do siebie.

— Myslisz pewnie, ze probuje sie ciebie teraz pozbyc.

Chwile pozniej Melissa odparla:

— Nie wiem, co o tym myslec, panienko Wezyco. Mowilas, ze jesli stad wyjade, bede mogla sama za siebie odpowiadac i robic to, co uznam za dobre. A nie bedzie dobrze, jezeli zostawie cie z wariatem i burzami.

Wezyca przysiadla na pietach.

— To prawda, ze tak mowilam i naprawde tak myslalam. — Popatrzyla na swoje pokryte bliznami rece, westchnela i znowu spojrzala na Melisse. — Powiem ci teraz, jak brzmi prawdziwy powod. Szkoda, ze nie zrobilam tego wczesniej.

— Jaki jest ten powod? — W glosie dziewczynki dalo sie slyszec zarowno napiecie, jak i opanowanie. Szykowala sie do przyjecia kolejnej rany. Wezyca potrzasnela glowa.

— Wiekszosc uzdrowicieli ma po trzy weze. Ja jednak mam tylko dwa. Zrobilam cos glupiego i ten trzeci waz nie zyje.

Opowiedziala Melissie o ludziach Arevina, o Stavinie i jego mlodszym ojcu, a takze o Trawie.

— Istnieje bardzo niewiele wezy snu — powiedziala Wezyca.

— Bardzo trudno je rozmnazac. W gruncie rzeczy nigdy sami do tego nie doprowadzamy, tylko czekamy, az same sie rozmnoza.

Zdobywamy je w sposob podobny do tego, w jaki ja stworzylam Wiewiora.

— Tym specjalnym lekarstwem? — zapytala Melissa.

— Mniej wiecej.

Вы читаете Waz snu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×